Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Kuls jeździ na sankach, bo uwielbia adrenalinę

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
Ewa Kuls zakończyła sezon 2011-2012 na 17. miejscu w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata seniorek. Jeśli powtórzy ten wynik w dwóch następnych latach, to pojedzie do Soczi na Zimowe Igrzyska Olimpijskie.
Ewa Kuls zakończyła sezon 2011-2012 na 17. miejscu w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata seniorek. Jeśli powtórzy ten wynik w dwóch następnych latach, to pojedzie do Soczi na Zimowe Igrzyska Olimpijskie. prywatne archiwum Ewy Kuls
- Najszybciej pędziłam po torze w kanadyjskim Whistler. 131 kilometrów na godzinę. Moja dyscyplina to sport ekstremalny. Dostarcza mi wrażeń, których nie mam w codziennym życiu - mówi saneczkarka Ewa Kuls z UKS Nowiny Wielkie.

Urodziła się we wrześniu 1991 r. w Gorzowie Wlkp., ale do dziś mieszka w nadwarciańskim Świerkocinie koło Witnicy. Przygodę ze sportem zaczęła w SP w Nowinach Wielkich od czwórboju lekkoatletycznego i biegów przełajowych. Nawet z sukcesami na szczeblu gminnym oraz powiatowym. Sześć lat temu zaczęła uprawiać saneczkarstwo. - Jestem wysoka, mierzę 177 centymetrów. Trener Jacek Zagozda od razu powiedział, że mój długi zasięg rąk będzie bardzo przydatny podczas startów - mówi Ewa Kuls.

Talenty z moreny

W Nowinach Wielkich i okolicach saneczkarskie talenty rodzą się na kamieniu. Sześć lat temu olimpijski start w Turynie zaliczyła dwójka Marcin Piekarski i Krzysztof Lipiński. Teraz w ich ślady mogą pójść Kuls, Natalia Wojtuściszyn, Mateusz Woźniak oraz Artur Grudziński. Wszyscy mieszkają w Świerkocinie, dosłownie dom obok domu.

- Podobnie, jak koleżanki i koledzy, zaczynałam od treningów na makiecie wieży startowej. Stoi na szkolnym podwórku w Nowinach Wielkich - wspomina Ewa. - Potem były letnie i zimowe obozy w Karpaczu oraz starty na sankorolkach na drodze dzieduszyckiej. Wije się po nadwarciańskiej morenie, tuż obok naszego naturalnego toru. Po pierwszym zjeździe byłam tak zafascynowana, że od razu wzięłam sanki pod pachę i pobiegłam z nimi do góry!

Wysoka, szczupła dziewczyna (tylko 61 kg wagi) nie od razu pojęła wszystkie techniczne tajniki saneczkarstwa. Ale już w 2007 r. została wicemistrzynią Polski seniorek na lodowym torze w łotewskiej Siguldzie. Do dziś sześć razy stawała na podium krajowego czempionatu.

Na horyzoncie Soczi

Do reprezentacji juniorek trafiła w 2007 r. Ostatni sezon spędziła w kadrze seniorek. Zaliczyła osiem startów w Pucharze Świata. Jedne zawody opuściła z powodu choroby, a rosyjskiego Paramonowa od początku nie miała w grafiku. Pięciokrotnie zakwalifikowała się do finałowych rozgrywek jedynkarek, osiem razy reprezentowała nasz kraj w sztafetach. Najwyżej ceni sobie 7. miejsce w młodzieżowych mistrzostwach świata w niemieckim Altenbergu, 12. w zawodach PŚ w szwajcarskim Sankt Moritz i 17. w generalnej pucharowej klasyfikacji.

- W saneczkarstwie stosunkowo łatwo jest awansować do kadry, ale zdecydowanie trudniej się w niej utrzymać - twierdzi Lubuszanka. - Do reprezentacji wskoczyłam po zakończeniu kariery przez Ewelinę Staszulonek. Jeśli tegoroczne wyniki powtórzę w dwóch następnych latach, to zdobędą kwalifikację na igrzyska w Soczi. Wystąpi tam czołowa dwudziestka Pucharu Świata. Premierowy sezon potraktowałam przygotowawczo, nawet trochę asekuracyjnie. W kolejnych mam ambicję jeździć regularnie w okolicach piętnastej lokaty.

Razem z Niemcami

Polska kadra spędza cały sezon razem z niemiecką. To efekt porozumienia, zawartego kilka lat temu między obydwoma związkami saneczkarskimi. Z naszej strony w zajęciach uczestniczy czworo zawodników: Kuls, jedynkarz Maciej Kurowski (AZS AWF Katowice) oraz dwójka Artur Petyniak i Adam Wanielista (obydwaj ze Śnieżki Karpacz). Ich opiekunem i zarazem serwisantem jest Marek Skowroński.

Wiosną mają średnio jeden wspólny obóz miesięcznie. Potem, we wrześniu i październiku, zaczynają zajęcia na trenażerach, lodzonych wieżach startowych, zabawy i slalomy na lodowisku, wreszcie wspólne treningi kondycyjne. Technikę jazdy doskonalą na lodowych torach w Koenigssee, Oberhofie i Oberwiesenthal.

- Trochę rozumiem po niemiecku, ale rozmawiam z gospodarzami głównie po angielsku - wyznaje Ewa. - Podczas zawodów mieszkamy osobno, lecz cały czas razem trenujemy. Nawet w trakcie Pucharu Świata. Bez tego partnerstwa nie mielibyśmy żadnych szans na przyzwoite wyniki. Bo w Polsce nie ma bazy treningowej do naszego sportu.

Najszybciej w Whistler

- Co najbardziej lubię w saneczkarstwie? Chyba prędkość - mówi po chwili zastanowienia Kuls. - Najszybciej, 131 kilometrów na godzinę, jechałam po olimpijskim torze w kanadyjskim Whistler. Moja dyscyplina to sport ekstremalny. Dostarcza mi wrażeń, których nie mam w codziennym życiu.

Kobiety startują z trochę niższego poziomu niż mężczyźni. Jeden przejazd, w zależności od toru, trwa od 45 do 55 sekund. - Zanim usiądziemy na sanki, każdy przejazd wykonujemy po kilka razy mentalnie. W naszych głowach. To powoduje, że potem reagujemy odruchowo - zapewnia Ewa.

Sprzęt polskiej kadry jest przyzwoity, choć nie rewelacyjny. Kuls ma jedne sanki. W zależności od specyfiki obiektu, zakłada do nich krótkie lub długie płozy. - Nasz problem polega na tym, że nie możemy pójść do sklepu i kupić, co potrzebujemy. Trener Skowroński składa sanki z elementów, które łaskawie odstępują nam Niemcy. O olimpijskim medalu nie mamy więc co marzyć. Bo sprzętowo światowa czołówka zawsze wyprzedza nas o krok.

Nie tylko sanki

Ewa jest studentką drugiego roku wychowania fizycznego w gorzowskim ZWKF. Z ostatniego obozu narciarskiego na Szrenicy wróciła z... ułamanym do połowy zębem. - Na sankach nigdy nic sobie nie zrobiłam, za to na stoku staranował mnie nieuważny narciarz! - informuje z naprawionym już uśmiechem. Na uczelni ma indywidualny tok nauki. Teraz, w ciągu trzech miesięcy, musi zaliczyć dwa semestry. Od połowy października do końca lutego spędziła w domu tylko kilka weekendów i święta Bożego Narodzenia. - W saneczkarstwie najtrudniejsze są nie treningi i zawody, lecz ciągle wyjazdy - dodaje.

Po zakończeniu sezonu nie ma czasu na błogie lenistwo. Trener Skowroński dał jej dokładny rozkład zajęć, więc sama musi ćwiczyć w siłowni, jeździć na rowerze oraz biegać po nadwarciańskich łąkach. I oczywiście pilnie się uczyć. - Z saneczkarstwa nie da się w naszym kraju wyżyć. Rodzice, dwóch starszych braci i siostra bardzo mi kibicują. Ale ja wiem, że muszę zdobyć wykształcenie. By potem nie mieć problemów - mówi już całkiem poważnie Ewa Kuls.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska