Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Faceci patrzą na biust

Katarzyna Borek
Kształtne piersi to atrybut kobiecości. Uważają tak zarówno panie, jak i panowie
Kształtne piersi to atrybut kobiecości. Uważają tak zarówno panie, jak i panowie Fot. DigoTouch
- Powiększyłam piersi. I żałuję tylko jednego… Że nie zrobiłam tego 10 lat wcześniej! - mówi jedna z naszych rozmówczyń. Rozmawiałam z trzema kobietami, które miały zabieg.

* MAGDA: - Byłam płaska jak deska. Dosłownie. Nie musiałam nosić biustonoszy, bo i tak nie miały, na czym się trzymać. Chodziłam w samych koszulkach albo elastycznych topach. Nie byłam brzydka, ale chłopacy nie zwracali na mnie uwagi. Ze mną się jedynie kolegowali i przesiadywali na ławkach pod blokiem.

Na randki chodzili z moimi bardziej piersiastymi koleżankami. Nie byłam brzydka, ale przez brak biustu czułam się jak szara myszka. Do 26. roku życia spałam tylko z jednym chłopakiem, którego znałam od podstawówki. Przed obcymi wstydziłam się rozebrać. Wiem, że to może zabrzmieć śmiesznie, że się skarżę na takie coś, ale ja naprawdę miałam ochotę seksualnie poszaleć. Chęć przeżycia przygody dotyczy nie tylko facetów. Ale jak poderwać kogoś na rozmiar zero?

O powiększeniu biustu myślałam od dawna, ale nie miałam pieniędzy. Poza tym bałam się, bo całe życie mdlałam na widok strzykawki. Jednak pewnego dnia przyszła do mnie koleżanka, też "zeróweczka". Tyle że się zoperowała. Pokazała mi nowe piersi. Były piękne, naturalne mogą się chować. W tym momencie postanowiłam: koniec marnowania sobie życia z powodu, który można usunąć jednym cięciem skalpela.

Zaczęłam zbierać pieniądze na operację. Równie długo szukałam lekarza, który ją przeprowadzi. Sprawdzałam go bardzo skrupulatnie, bo chciałam mieć gwarancję najlepszej usługi. Wykonałam ją dokładnie rok temu. Na zeszłe wakacje chodziłam już w bikini. W jednym tylko nie miałam racji. Nie szaleję, nie zmieniłam faceta. Ale nasze życie seksualne wygląda zupełnie inaczej. Robię "to" już nie tylko pod kołdrą…
* KARINA: - Przed ciążą nosiłam biustonosz 75C. Po - 70A. Wysuszone piersi dosłownie zwisały mi do pępka. Czułam się taka nieatrakcyjna! Mąż nic nie mówił na ten temat, ale widziałam jego spojrzenia… Czasami wyciągałam swoją "starą" bieliznę. Patrzyłam na nią i rodził się we mnie bunt. Płakałam. Nad tym, że mam 30 lat, jestem u szczytu swojej kobiecości i czuję się tak niekobieco, jak jeszcze nigdy przedtem!

Powiedziałam mężowi, że chcę, że muszę zrobić sobie operację powiększenia piersi. Ucieszył się! Wzięłam kredyt, który będę spłacać jeszcze cztery lata. Ale było warto. Nie chciałam wglądać jak gwiazda porno, tylko jak przedtem, dlatego kazałam sobie zrobić rozmiar 75C, kształt łezki. Po operacji dwa tygodnie zwijałam się z bólu, ale warto było to znosić. Teraz muszę codziennie masować biust, by silikonowe poduszeczki się układały. Dwa razy byłam na kontroli.

Wiem, że po 10 latach będę pewnie musiała wymienić wkład. I już zaczęłam na to zbierać pieniądze. Nie będę się zastanawiała ani minuty. Jeśli coś można zmienić, po co się z tym męczyć? W imię czego? Nie wykluczam, że podczas kolejnego zabiegu jeszcze coś poprawię. Jeśli będzie mi przeszkadzało.
* AGNIESZKA: - Koleżanka chciała mnie kiedyś zawstydzić i powiedziała do kolegi: "Ona ci się tak podoba, a przecież ma sztuczne cycki". Wyśmiałam ją. Tak, miałam operację. Absolutnie tego nie ukrywam. Biust to teraz jeden z moich głównych atutów. Faceci nie patrzą na to, czy jest sztuczny, czy nie. Oni odbierają kobietę jako całość, która składa się ze szczegółów.

Ja urodziłam się z małymi piersiami, które nie pasowały ani do mojej osobowości, ani do sylwetki. Byłam dużą blondynką - tyle że nie cycatą. Po operacji zyskałam nie tylko seksowny, ale przede wszystkim harmonijny wygląd. Zaczęłam bardziej o siebie dbać, by reszta pasowała do nowych piersi. Przez te trzy lata, jakie minęły od operacji schudłam 12 kilo. Ale naturalnie, ćwiczeniami. Bo nie wierzę, że wszystko da się poprawić skalpelem. Tylko to, co trzeba - resztę można wyćwiczyć. Czy mąż wie, że mam sztuczny biust? Sama mu powiedziałam! Trochę żałował, że zrobiłam zaledwie miseczkę C, D mu się marzy…Ale ja większych nie chciałabym, bo mam wyglądać naturalnie, a nie karykaturalnie.

Ale najlepsze, co mnie spotyka, to nie cielęcy wzrok męża, a moje własnej spojrzenie, gdy patrzę na siebie w przymierzalni. Wchodzę do niej z najpiękniejszym biustonoszem w sklepie. Nakładam go i …nic. Nic nie spada mi na pas. Ma na czym się trzymać. Pasuje. Czuję się wtedy jak królowa balu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska