Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Falubaz ostrzy sobie zęby na rewanż (wideo)

Marcin Łada 68 324 88 14 [email protected]
Greg Hancock (żółty kask) w starciu z Januszem Kołodziejem. Ich pojedynki były ozdobą pierwszej odsłony finału.
Greg Hancock (żółty kask) w starciu z Januszem Kołodziejem. Ich pojedynki były ozdobą pierwszej odsłony finału. Tomasz Gawałkiewicz/ ZAFF
Unia Leszno wygrała pierwszy mecz finałowy 47:43 i jest bliżej upragnionego złota. Falubaz nie ucieszył się z porażki, kilku zawodników miało powody do przemyśleń, ale wszyscy ostrzą sobie zęby na rewanż przy W69.

- Cztery punkty straty to mało i dużo. Można to odrobić w jednym biegu, ale zobaczymy, jak Unia będzie się spisywała na naszym torze. To silna drużyna i wie, o co jedzie - ocenił Patryk Dudek (3 pkt.), którego punktów trochę w niedzielę zabrakło. - Zwykle jest bardziej przyczepnie, ale gospodarze trochę przystopowali z nawierzchnią. Chyba przez ostatni mecz z Toruniem, który tu był. Ogólnie równo, fajnie na trasie i do walki. Szkoda mojego drugiego biegu, że nie udało mi się dojechać na trzeciej pozycji... Po prostu czasem trzeba popatrzeć na kolegę z zespołu, a nie jechać indywidualnie (Junior miał na myśli kapitana, który nieco utrudnił mu jazdę w VII gonitwie - dop. red.). Dwa ostatnie wyścigi z jedynkami, ale udało nam się w nich przywieźć 4:2, a przecież liczy się przede wszystkim wynik drużyny.

O ocenę zapytałem także Grzegorza Zengotę (0), który wspaniale zaprezentował się podczas półfinału, a w Lesznie miał problemy z płynnym pokonywaniem łuków. - Źle dobrane przełożenia w pierwszym wyścigu odbiły się później na przebiegu całych zawodów. To moja wina, bo myślałem, że tor jest podobny do tego w Zielonej Górze: lekko przyczepny i do walki. Okazał się bardzo przyczepny i z trudem panowałem nad motocyklem - tłumaczył "Zengi". - Z drugiego wyścigu zostałem wycofany i na trzeci wprowadziłem zmiany. Sugerowałem się pierwszym startem, a niestety, sześć biegów zrobiło swoje. Warunki się zmieniły i korekty okazały się niewłaściwe. Myślałem, że po dobrych zawodach w Zielonej Górze złapałem wiatr w żagle i tu także dołożę trochę punktów. Poszło jak poszło. Trudno.

Zengota dodał, że zdaje sobie sprawę z wagi finału, ale liczył na więcej szans. Chodziło mu o wyścig, w którym został wymieniony na Dudka, a junior przecież "szału" nie robił. - Trener zadecydował tak, a nie inaczej i ja to szanuję. Nie podważam - podkreślił pan Grzegorz.

Skoro szkoleniowiec został wywołany do tablicy, to wypada oddać mu głos. - Zdobyliśmy 43 punkty i jest to niezła zaliczka przed rewanżem. Na naszym torze cały zespół punktuje dobrze, ale pewny swego będę wtedy, gdy wywalczymy 47 punktów - powiedział Marek Cieślak. - Zmartwiłem się, kiedy juniorzy przegrali 1:5. Gdyby w losowaniu padł drugi zestaw (nasz zawodnik jechałby z pola A - dop. red.) byłbym pewien, że Patryk wygra. Padło na drugie i czwarte pole więc pomyślałem, że dobrze jeśli przyjedzie drugi. Był czwarty. Przegraliśmy mecz juniorami (7:3 dla Unii - dop. red.), a reszta drużyny dobrze. Greg (12 i bonus - dop. red.) zrobił to, co trzeba. Protasiewicz (10 i 2 bonusy - dop. red.), poza jednym biegiem, pojechał dobrze. Jonsson (13 - dop. red.) bardzo dobrze. Davidsson (5 i bonus - dop. red.) przywoził w Lesznie same zera, a tym razem zrobił jakieś punkty i walczył.

O ile przed derbowym rewanżem w półfinale wszyscy odmieniali, dodawali i dzielili magiczną ósemkę, o tyle teraz specjalnego znaczenia nabrała czwórka. Dużo? Mało? Jak wygląda potencjał obu zespołów widziany okiem fachowca?

- Przednie widowisko i wiele fajnych wyścigów - ocenił Rafał Dobrucki. - Wynik przyzwoity dla nas. Gdyby było minus osiem też musielibyśmy to jakoś ugryźć. Jest minus cztery i OK. Była szansa na coś więcej, ale jeden bieg niepotrzebnie poszedł na 1:5. Ogólnie uważam, że jesteśmy na bardzo dobrej pozycji. Ułożyło się tak, jak przewidywałem przed meczem. Miała wygrać drużyna bez dziur lub ta, która będzie miała ich mniej. Tak też się stało.

Za to Piotr Protasiewicz nie chciał oceniać czy cztery to dużo czy mało. - Zobaczymy w finale - skwitował "PePe". - Brakowało kilku punktów, aczkolwiek starałem się jak mogłem. Dobrze nie pamiętam, ale chyba 10 punktów i dwa bonusy w sześciu startach, więc umówmy się, że poniżej poziomu przyzwoitości nie zszedłem. Najważniejsze, że jako drużyna pojechaliśmy dobrze, a 43 punkty przed rewanżem to nie jest patowa sytuacja.

Pierwszy raz w nowożytnej historii Falubazu decydujące starcie finału i dekoracja odbędą się w Zielonej Górze. Wcześniej brąz odbieraliśmy w Częstochowie, złoto w Toruniu i srebro w Lesznie. Jak widzi to prezes Robert Dowhan?

- Czeka nas ogrom pracy, który mam nadzieje zaowocuje pokonaniem Unii. Najważniejszy mecz, dekoracja, wszystko co najistotniejsze będzie u nas i przyciągnie oczy sportowej Polski - powiedział sternik Stelmetu Falubazu. - Czwarty raz z rzędu mamy medal. To się nie wzięło z przypadku. Proszę popatrzeć na inne zespoły, jakie mają składy, ile się gimnastykują, a nic z tego nie wychodzi. Wielki finał to zapłata dla ludzi związanych z klubem, ale przede wszystkim dziękujemy kibicom, sponsorom i tym wszystkim, którzy nam pomagają.

W obozie gospodarzy, mimo zwycięstwa, nikt nie skakał z radości. Kapitan "Byków" Jarosław Hampel (12 i bonus) ocenił, że w planie była znacznie wyższa wygrana. "Mały" zwrócił uwagę, że Falubaz jest bardzo mocny na swym torze i obrona tytułu to rzecz niezwykle trudna. A wynik pierwszego meczu? - Spotkały się dwa najlepsze zespoły w Polsce, więc wynik w okolicach remisu nie powinien nikogo dziwić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska