Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Falubaz wybrał się na narty do Harrachova (wideo)

Marcin Łada 68 324 88 14 [email protected]
Patryk Dudek dał siebie wszystko, a w pokoju wycisnął z koszulki jakieś pół litra potu. Żadnego udawania czy mistyfikacji, ale solidny trening.
Patryk Dudek dał siebie wszystko, a w pokoju wycisnął z koszulki jakieś pół litra potu. Żadnego udawania czy mistyfikacji, ale solidny trening. fot. Tomasz Gawałkiewicz / ZAFF
W przeciwieństwie do ubiegłych lat nie chodziło o morderczy wysiłek, ale raczej trening ogólnorozwojowy i integrację. Sprawdziliśmy na miejscu, jak czuli się nasi i co robili.

Marek Cieślak. Dla nowego trenera "Myszy" wyjazd był chyba przede wszystkim okazją do lepszego poznania zespołu. Tylko Cieślak i jego ludzie. Za pierwszy znak "panowania" trzeba uznać biegi na nartach. Falubaz wrócił do tej formy przygotowań po kilku latach przerwy. Ostatni raz w okolicach kameralnego pensjonatu Tesla pociskali jeszcze Andrzej Huszcza, Rafał Okoniewski i Krzysztof Stojanowski...

Ale miało być o panu Marku. Szkoleniowiec zajmował oczywiście "jedynkę", a pozostali zakwaterowali się - jak przystało na żużlowców - parami. Co się od razu rzuciło w oczy? Trener ma 60 lat i bardzo dobrą kondycję. Pierwszy na trasie z solidnie wysportowanym i młodszym o połowę Piotrem Protasiewiczem u boku. - Wczoraj sporo sobie pobiegaliśmy. Przypuszczam, że pokonaliśmy około 17, 18 kilometrów - Cieślak sprawnie podliczył wynik otwarcia obozu. - Młodych i starych dzieli przepaść. Adam Strzelec, który pierwszy raz miał narty na nogach, strasznie cierpiał. Dziś będzie ćwiczył na krótszym dystansie, żebyśmy nie musieli na niego czekać.
Najlepsze wrażenie zrobił na szkoleniowcu Grzegorz Zengota, ale jego zdaniem starsi też nie są słabi i mają parę. Niedyskretne pytanie o wtorkowe urodziny "PePe" i formę ich świętowania podsumował w swoim stylu: - A co, będziemy o tym książkę pisali?

Rafał Dobrucki. - Za dziesięć minut zaczynamy trening. Spotkajmy się na dole. Dobrze? - zaproponował sucho Dobrucki, który akurat leżał w pokoju. Zły? Kac morderca? Wszelkie wątpliwości rozwiał sam, kiedy już się trochę rozruszał. "Rafi" przyjechał na obóz chory. Bóle brzucha i inne atrakcje wymęczyły faceta, który próg wytrzymałości ma wyżej niż przeciętny człowiek. Planował wracać, ale został. Krótko po naszym przyjeździe zapiął narty i ruszył w trasę. Spotkaliśmy się ponownie, gdy zrobił kilka kilometrów. Trzeba przyznać, że świetnie się gawędzi mając nad głowami ogromne świerki, sypie gęsty śnieg, a na horyzoncie majaczy wielka "Czarcia Góra". Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłem rozbieg skoczni. Belka "mamuta", zwykle siadają tam zawodnicy, znikała w chmurach.

- Skoczkowie mają chyba większe jaja niż żużlowcy - rzuciłem żartem. - Nie mierzyłem - odparował Dobrucki. - A skocznia faktycznie robi wrażenie. Mamy w planie zjechać z buli na sankach, ale nie wiem czy znajdzie odważny - skwitował facet, który zarabia na życie zasuwając stówą na motocyklu bez hamulców. - Z każdym rokiem nabieram szacunku do przedstawicieli innych dyscyplin. Ostatnio podziwiam biegaczy i skoczków, ale także bokserów. Miałem okazję się przekonać, ile wysiłku wymaga praca w ringu.
Spotkaliśmy się jeszcze przy okazji "lunchu" (jedno danie około 13.00). "Rafi" zamówił ciepłe mleko, czym wprawił obsługę restauracji w lekkie osłupienie: - Tiepłe mliko? - niedowierzali. A Dobrucki kiwnął głową i chyba czuł się lepiej, ale bez przesady.

Piotr Protasiewicz. Sąsiadem "Rafiego" był w pokoju kapitan. Protasiewicz bardzo serdecznie nas przywitał i w każdej wolnej chwili zamienialiśmy kilka słów. "PePe" to ruchliwy, szalenie sympatyczny gość. - Rzuciliśmy się na pierwszy pokój z brzegu, a później okazało się, że mamy najmniejszy - śmiał się, kiedy robiliśmy obchód pensjonatu. - Bjoerndalen, a za nim Sikora - drwił mijając nas na skrzyżowaniu malowniczych tras biegowych. Zapytałem, gdzie mają z trenerem charakterystyczne gluty zamarznięte na brodzie? - Wiedzieliśmy, że przyjedziecie i zabraliśmy ze sobą chusteczki - żartował. - Trenerze, a dlaczego my wciąż biegniemy pod górę - rzucił na "odchodnym".
Pan Piotr skończył podczas obozu 36 lat. Czy w dniu urodzin, poza zmęczeniem, dopadły go głębsze refleksje? - Czas leci, ale nie poddaję się. Spokojnie.

Później, korzystając z okazji, że kapitan przysiadł się do naszego stolika, podpytywaliśmy także o rzeczy, które wymykają się regulaminom. Pan Piotr przyznał, że w ramach jubileuszu będzie tylko "bardzo małe piwo", bo zabraknie chętnych do biegania. Wydało się, że najmłodsi przeszli delikatny "kulinarny" chrzest i dostali do wypicia "soczek" z maggi oraz pieprzu. Najciekawszy był jednak prezent urodzinowy od kolegów... kabanoski.
Pozostając w kręgu kuchni trzeba dodać, że pan Piotr trochę się skrzywił, kiedy dostał gulasz z knedlami. Osobiście ubóstwiam czeską kuchnię, ale dla sportowców to faktycznie bomba, której nie spalą nawet podczas intensywnego wysiłku. Żużlowcy dbają o linię.

Grzegorz Zengota. Jedyny zawodnik, który był już w Harrachovie z Falubazem. Wtedy nieopierzony junior, dziś w zupełnie innej roli. Zamiast pakowania i godzin w siłowni, "Zengi" postawił na doskonalenie gibkości i szybkości. Efekty są. Żużlowiec, a na nartach śmiało śmiga stylem dowolnym. Sylwetka też raczej akrobaty, a nie motocyklisty.
- Dziś mieliśmy solidny trening. Skutki pewnie odczujemy jutro, kiedy pojawią się zakwasy. Miejmy nadzieję, że nas nie rozłożą i będziemy mogli przypiąć narty i znów popędzić na górkę - ocenił. - Póki co idzie całkiem fajnie i oby zaprocentowało w sezonie.

Pan Grzegorz potraktował wizytę w Czechach, jako ostatni etap przygotowań. Włochy, gdzie wybierają się pod koniec lutego nasi, odpuszcza, bo - jego zdaniem - to zbyt późno na ponowne przypinanie nart. Wtedy zamierza już być w Hiszpanii. To właśnie tam meldują się najlepsi motocrossowcy i sporo żużlowców, by dobrze wjechać w sezon.
A poza czysto zawodowym obliczem, Zengota to wciąż otwarty i sympatyczny człowiek, który nie miał nic przeciwko rozmowie w pokoju, który dzielił z Dudkiem. Pozostał skromny, ale na pewno nie można go określać - zahukanym.

Młodzieżowcy. Nasz czołowy junior Patryk Dudek nieco przedawkował i na mecie wyglądał jak rasowy wyczynowiec... ledwo stał. - Dziś miał być spokojny bieg i jedno większe kółko, ale trochę z Grześkiem przesadziliśmy. Jestem wycieńczony. "Zengi" chyba szykuje się na igrzyska, bo naprawdę zasuwa. Przerasta nas technicznie. Pewnie przez Anglię... Opanował styl klasyczny, a my raczej styl męczący - żartował Dudek.
Młodzieżowiec Falubazu nie narzekał na jedzenie, chwalił sobie okolicę i brak zainteresowania żużlowcami. To ostatnie oczywiście poza dziennikarzami. - Oni są zawsze. Jak nauczyciele. Przyjadą nawet na chorobowym - podsumował naszą wizytę.

Debiutanci Kacper Rogowski i Adam Strzelec nie rzucali się w oczy. Kacper trochę narzekał na przeziębienie, które nieco go osłabiło, a Adam dochodził do siebie po morderczym pierwszym dniu. "PePe" żartował, że żużlowcy przechodzą błyskawiczny kurs narciarski. Strzelec był żywym dowodem, jak intensywne są zajęcia...
Młode organizmy, ale te starsze też, szybko się zregenerowały. Nie mieliśmy okazji, by bliżej poznać wieczorowe życie Falubazu. Obsługa pensjonatu przyznała jednak, że to bardzo grzeczna grupa. No, jasne...

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska