Nasi pojechali do Włoch na kołach, a dokładniej samochodami sponsorów, którzy postanowili pomóc w przygotowaniach. Tym razem celem były Alpy, a nie Świeradów, w którym Falubaz spędził dwie ostatnie zimy.
- Dojechaliśmy szybko. Nie było korków, które zwykle trafiają się koło Monachium. Ruch spory, bo w kilku krajach Europy także rozpoczęły się ferie. Około 1.000 kilometrów pokonaliśmy w 10-12 godzin - relacjonował prezes ZKŻ-u Robert Dowhan, który pojechał razem z zawodnikami. - Jesteśmy w ośrodku, w którym mamy bardzo dobre warunki. Do dyspozycji są między innymi: trzy sauny, basen, wanny z hydromasażem. Przydają się, bo Zygfryd Łojko nie daje nikomu wytchnienia i o 7.00 rano twardo wyciąga wszystkich z łóżek. Sąsiedzi trochę się dziwią, że grupa w dresach biega, rozciąga się, a to wszystko przed śniadaniem.
Nasi mieszkają w dwuosobowych pokojach, bez żadnych fanaberii. - Nie jest to jakiś "ogwiazdkowany" pensjonat, ale normalny hotel - ocenił Dowhan. - Przyzwoita cena, taniej niż w Polsce, a za to wymarzona pogoda i warunki na stokach. Od rana do wieczora świeci słońce, prawie nie ma innych narciarzy. Myślę, że chłopaki mają wszystko zapewnione.
Młodsza część grupy: Tomasz Halicki, Janusz Baniak i Grzegorz Zengota nie mieli wcześniej okazji szusować w Alpach, więc są pod największym wrażeniem. Seniorzy spędzają czas nieco ekstremalnie. - Rafał Dobrucki i Piotr Protasiewicz bili dziś rekordy prędkości. Jestem na nich trochę zły, bo pokonywali stok na przysłowiową kreskę - powiedział Dowhan. - Nie wiedzieli dokładnie, ale z szacunków wynikało, że jechali ponad 100 kilometrów na godzinę.
Obiad na stoku, o 17.00 zawodnicy wracają na sesję odnowy biologicznej, o 19.00 kolacja i dwie godziny później wszyscy są w łóżkach. Na więcej nie ma siły...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?