Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fatalny nowy przepis faworyzuje Ferrari i McLarena-Mercedesa

PRZEMYSŁAW PIOTROWSKI (f1.pl) 0 68 324 88 69 [email protected]
Wtorkowa decyzja FIA mówiąca, że mistrzem zostanie ten, kto odniesie najwięcej zwycięstw, miała na celu urozmaicenie wyścigów. Ale czy na pewno? Tu wielu ma wątpliwości. Są też zdecydowani przeciwnicy nowego przepisu.

Wielkim promotorem zmian był sam szef F1 Bernie Ecclestone. On co prawda mówił o medalach, ale celem było to, aby mistrzem został ten, kto zdobędzie najwięcej złotych, czyli minie linię mety poszczególnych Grand Prix jako pierwszy. - Nowy system jest zgodny z moimi propozycjami, nie uwzględnia jedynie nagród za drugie i trzecie miejsce. Najważniejsze jest jednak, że kierowcy będą za wszelką cenę walczyć o zwycięstwo. To będzie prawdziwe ściganie - uważa Ecclestone. Ale czy na pewno?

Promuje mocne zespoły

Pomysł najbardziej uderza w świetnych kierowców, którzy nie dysponują jednak najmocniejszymi bolidami. Takimi są przede wszystkim Hiszpan Fernando Alonso i nasz Robert Kubica. Dlaczego?

Obaj pewnie byliby głównymi kandydatami do tytułu, gdyby występowali w Ferrari lub McLarenie-Mercedesie. Ich pojazdy są jednak słabsze, ale pozwalają na nawiązanie walki i od czasu do czasu na zrobienie niespodzianki, gdy rywale jak Lewis Hamilton, Kimi Raikkonen, czy Felipe Massa popełnią błędy. Właśnie w poprzednim sezonie bolidy Renault i BMW Sauber pozwalały na regularne zajmowanie czołowych miejsc w granicach podium, ale na wygrywanie brakowało tej minimalnej przewagi technologicznej, którą miały oba giganty.

To powodowało, że Kubica nie zwyciężał (zdołał wygrać raz w Kanadzie), ale plasował się w czołówce i zgarniał ważne punkty. Dzięki temu nawet na dwa wyścigi przed końcem miał matematyczne szanse na mistrzostwo.

Co by było gdyby?

Wyobraźcie sobie, że teraz Kubica przyjeżdża 17 razy na drugim miejscu i zbiera łącznie 136 punktów, a Hamilton wygrywa raz i już więcej nie dojeżdża i zarabia np. 10 "oczek". Kto wygrywa? Anglik. To oczywiście czysto hipotetyczna sytuacja i raczej niemożliwa, ale doskonale ukazuje, jak zmiana w regulaminie niekorzystnie wpływa na współzawodnictwo. Wyścigi mogą być ciekawsze, ale tylko między Ferrari i McLarenem, które mają potencjał do regularnego wygrywania. Ale co z resztą? Kubica, Alonso i inni też chcą mieć tę nadzieję na tytuł. W tej chwili są od początku skazani na walkę o drugie miejsce.

I druga sprawa. Czy nowy przepis nie spowoduje, że w każdym teamie znów będzie faworyzowany jeden kierowca. Przypuśćmy, że Raikkonen w Ferrari czy Nick Heidfeld w BMW Sauber wygrają szybko dwa, trzy wyścigi, a odpowiednio Massa i Kubica, przyjadą na dalszych pozycjach. Czy w kolejnych Grand Prix zespoły nie będą stawiać właśnie na wcześniejszych zwycięzców, nakazując kolegom wspieranie swojego lidera w drodze po tytuł?

Absurd i głupota

Pytań i nowych problemów jest mnóstwo, a odpowiedzi brak. Hamilton nie ma zdania na temat nowych przepisów, a Michael Schumacher wyraża się dość krytycznie. - Nie mogę sobie wyobrazić, w jaki sposób te zmiany miałyby pomóc. Jakim cudem mistrzostwo może wywalczyć ktoś, kto zdobył mniej punktów od innego kierowcy. Z drugiej jednak strony nowe przepisy wzmocnią pozycję zwycięzcy - mówił Niemiec.

- To jakiś absurd. Jakiś idiotyczny system, totalna bzdura. Nowe przepisy uderzają w zespoły spoza ścisłej czołówki, takie jak BMW - denerwował się ojciec Roberta, Artur Kubica. Nie miał również wątpliwości, że zmiany nie podobają się także jego synowi.

Mieszane uczucia ma również kolega Kubicy z BMW Sauber Heidfeld. - Mistrzem powinien zostać ten, kto zgromadzi najwięcej punktów w sezonie. Inne pomysły są głupie - powiedział, a najbardziej dosadnie wyraził swoje zdanie kierowca Toyoty Jarno Trulli. - Formuła 1 chce chyba umrzeć. Będziemy musieli zwinąć manatki i ścigać się gdzie indziej.

Kryzys daje nadzieję

Są trzy punkty, które pozwalają patrzeć z nadzieją w przyszłość. Pierwszy to ten, że BMW Sauber w końcu dołączy do najlepszych. Drugi, że Kubica po prostu okaże się mistrzem bez względu na to w jakich warunkach przyjdzie mu walczyć, który jest jednak najmniej prawdopodobny. Ostatni to ten, że na zebraniu FIA podjęła jeszcze inną bardzo ważną decyzję. Ograniczyła budżety teamów do 33 mln funtów. Przypominając, że takie Ferrari kręciło się w granicach 300 mln, to widać, że cięcia są ogromne.

W tym wypadku światowy kryzys ekonomiczny, może wyjść na dobre. Słabsze teamy będą miały szansę podgonić technologicznie światowe giganty, a te nie będą miały finansowych możliwości, aby znów odjechać reszcie stawki. Gdzie w tym wszystkim znajdzie się nasz rodzynek? Oby jak najwyżej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska