Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal w Cottbus. Kino niezależne - akcja!

Zdzisław Haczek 68 324 88 05 [email protected]
Polscy aktorzy (od prawej): Ania Antonowicz, Maciej Mikołajczyk (gra w „Linczu”) i Rafał Zawierucha (gra w „Księstwie”). Ten ostatni ma ciocię w Łężycy, stąd można go wypatrywać na zielonogórskim deptaku...
Polscy aktorzy (od prawej): Ania Antonowicz, Maciej Mikołajczyk (gra w „Linczu”) i Rafał Zawierucha (gra w „Księstwie”). Ten ostatni ma ciocię w Łężycy, stąd można go wypatrywać na zielonogórskim deptaku... Zdzisław Haczek
Co łączy reżysera Lecha Majewskiego z twórcą "Ojca chrzestnego" - Francisem F. Coppolą? - Obaj marzymy o wolności. O robieniu filmu osobistego - mówi polski filmowiec, którego "Młyn i krzyż" otworzył 21. Cottbus Film Festival.
Polscy aktorzy (od prawej): Ania Antonowicz, Maciej Mikołajczyk (gra w „Linczu”) i Rafał Zawierucha (gra w „Księstwie”). Ten ostatni ma ciocię w Łężycy,
Polscy aktorzy (od prawej): Ania Antonowicz, Maciej Mikołajczyk (gra w „Linczu”) i Rafał Zawierucha (gra w „Księstwie”). Ten ostatni ma ciocię w Łężycy, stąd można go wypatrywać na zielonogórskim deptaku... Zdzisław Haczek

Polscy aktorzy (od prawej): Ania Antonowicz, Maciej Mikołajczyk (gra w "Linczu") i Rafał Zawierucha (gra w "Księstwie"). Ten ostatni ma ciocię w Łężycy, stąd można go wypatrywać na zielonogórskim deptaku...
(fot. Zdzisław Haczek )

Lech Majewski siedzi w foyer Teatru Miejskiego. Cieszy się z tacy z kanapkami. Przyleciał do Cottbus wprost z Tokio, gdzie też zaproszono go z jego "Młynem i krzyżem" na festiwal. Okazuje się, że jego wizja ożywienia XVI-wiecznego płótna Pietera Bruegla, "czytana" jest pod każdą szerokością geograficzną. Męka i śmierć Chrystusa, niknąca w gąszczu codziennej ludzkiej krzątaniny, ma wymiar uniwersalny.
L. Majewski jest zmęczony, ale z werwą odpowiada na pytania Karoliny Lisowskiej i Wojciecha Pastyrczyka, maturzystów zielonogórskiego LO nr 5, którzy zasiadają w Cottbus w polsko-niemieckim jury Konkursu Młodego Kina.

Polski reżyser spotkał się ostatnio na festiwalu w Albanii z Francisem Fordem Coppolą. I ten mu wyznał, że "Ojca chrzestnego"... nie chciał kręcić! Zabrał się za ten projekt tylko dlatego, że musiał ratować upadającą firmę, którą założył z Georgem Lucasem. - To miał być film klasy B, a nie coś, o czym trąbiono i zapowiadano jako coś niezwykłego. Tymczasem "Ojciec chrzestny" okazał się arcydziełem i odniósł totalny sukces komercyjny - mówi Majewski. - I Coppola mi powiedział, że to go zaaresztowało. Potem już musiał robić te duże hollywoodzkie produkcje, nie mógł wrócić do tego osobistego kina. Dopiero teraz po latach wraca i robi filmy właściwie tak jak ja. Za jakieś śmieszne małe budżety. Ale robi to, co go fascynuje.
Festiwal Kina Europy Wschodniej w Cottbus to właśnie święto takich fascynatów. Owszem, wśród 145 tytułów, jest kilkanaście pozycji komercyjnych, ale w sekcji narodowych przebojów. Polskę reprezentuje tu komediowy "Weekend" Cezarego Pazury.

W konkursie głównym mamy już "Lincz" (głośna sprawa zamordowania przez mieszkańców wsi "uciążliwego" siąsiada) i "Ki" z rewelacyjną rolą Romy Gąsiorowskiej. A w sekcji regionów Europy Wschodniej - "Księstwo" Andrzeja Barańskiego. Bardzo się cieszy z tego filmu Rafał Zawierucha. Jeszcze nie zdążył skończyć Akademii Teatralnej w Warszawie (startował do niej trzy razy), a tu główna rola - chłopaka, próbującego wyrwać się ze wsi do miasta. Aktora możemy oglądać w serialach "Przepis na życie" (asystent Poli) czy "Hotel 52". Tu partneruje m.in. Magdalenie Cieleckiej. Rafał tylko się śmieje o swoim spacerze z tą aktorką, co tak "zatrzęsło" plotkarskimi portalami i brukowcami. Wkrótce kielczanin jedzie z "Księstwem" na festiwale do Kalkuty i Goa. Tak - to kino artystyczne, nawet niszowe, jest przepustką do świata.

W sobotę w Hali Miejskiej - gala finałowa chociebuskiej imprezy. Niebieskie dywany już leżą. Przejdą po nich filmowcy z 33 krajów. Również z Kazachstanu, Armenii... Kto wyjdzie ze statuetką Lubiny (serbołużyckiej dziewczyny) i czekiem (w puli jest ok. 80 tys. euro), nie wiadomo. Wiadomo, że konkursów jest na Cottbus Film Festival kilkanaście. A na plakacie imprezy mamy filmowy klaps z napisem "Akcja!".

W Niemczech jestem bardziej rozpoznawalna

- Marzyłam, żeby wreszcie nie grać Polek, Rosjanek, Ukrainek czy Mołdawianek - mówi aktorka ANIA ANTONOWICZ, która zasiada w jury konkursu głównego 21. Cottbus Film Festival

- Jesteś aktorką jeszcze polską? Już niemiecką? Europejską...
- Europejską!

- A gdzie teraz mieszkasz?
- Trochę w Brukseli, trochę w Berlinie. To zależy - tam, gdzie pracuję, tam się przemieszczam.

- W jakich filmach grasz?
- Zdecydowanie w niemieckich.

- To dzięki nominacji do niemieckiej nagrody Deutschen Fernsehpreis za rolę w "Bella Block" w 2006 r.? Zagrałaś tam zgwałconą polską dziewczynę...
- Myślę, że tak. To była taka rola, gdzie byłam najbardziej widoczna i potem przyszło dużo różnych produkcji. Nawet nie wiem kiedy minęło te siedem lat, gdy jestem w Niemczech na rynku. Wydaje mi się, że kręcę głównie niemieckie filmy, bo tu jestem bardziej znana wśród ludzi robiących castingi i bardziej rozpoznawalna.

- W polskich serialach typu "Na dobre czy na złe" już cię nie zobaczymy?
- Na razie nie. Ale życie aktora ma to do siebie, że zmienia się z godziny na godzinę, z dnia na dzień.

- Marek Probosz, który mieszka w Los Angeles, mówi, że skazany jest na granie Rosjan, a z Polaków to udało mu się zagrać m.in. Polańskiego. Jak jest z tobą?
- Jestem krok dalej. To było zawsze moje marzenie i w tym roku ono się spełniło, żeby już nie grać Polek, Rosjanek, Ukrainek czy Mołdawianek. Udało mi się zagrać Niemki, a właściwie Niemców o nieokreślonych korzeniach. A ponieważ codziennie ćwiczę, żeby mój niemiecki był niemieckim bez akcentu, to wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze, żeby nie grać już Polek. Chyba każdy obcokrajowiec może powiedzieć, że produkcje filmowe najczęściej opierają się na jakiś przesądach i schematycznych wyobrażeniach na temat obcokrajowców. I tak samo jest w przypadku Polaków.

- W jakim filmie będzie można cię zobaczyć?
- Teraz pracuję nad projektem reżysera z Berlina, pod tytułem "Urlike". Ale nie chcę niczego zdradzać. Mieliśmy to kręcić zeszłej zimy - nie udało się. Mam nadzieję, że uda się w tym roku w grudniu.

- Jak postrzegasz Cottbus Film Festival?
- To bardzo fajny i bardzo potrzebny festiwal. Gdy ostatnio tu byłam razem z moim filmem - "The Rainbowmaker" Nany Djordjadze, byłam zachwycona atmosferą tej imprezy i otwarciem na obcokrajowców, ludzi z Europy Wschodniej. W Niemczech tak na co dzień nie jest. Jeszcze nadal my - Polacy kojarzymy się z tymi, którzy kradną tutaj auta. A przecież potrafimy tu robić dużo fajnych rzeczy, filmów choćby i myślę, że najwyższy czas, byśmy się stali integralną częścią tego społeczeństwa. Przecież Europa nie ma granic.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska