Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filip Matczak świetnie rozwija swój talent. Ale nie w rodzinnej Zielonej Górze

Szymon Kozica 68 324 88 63 [email protected]
- Wreszcie ktoś na niego postawił - mówią trener Bogusław Onufrowicz i Paweł Szcześniak.

- Zawsze uważałem, że chłopak ma potencjał. Bo jeśli ktoś w reprezentacji Polski kadetów, w wieku 17-18 lat, jest wyróżniającym się zawodnikiem, to musi mieć potencjał. Zresztą to nie tylko moja ocena - podkreśla trener Bogusław Onufrowicz, który jako pierwszy szlifował talent Filipa Matczaka.

Szkoleniowiec z Zielonej Góry przywołuje mistrzostwa świata koszykarzy do lat 17, rozegrane w lipcu 2010 w Hamburgu. Tam Polacy doszli do finału, w którym ulegli Amerykanom. W konfrontacji o złoto Filip był drugim strzelcem drużyny, zdobył 14 punktów, na parkiecie spędził 27 minut.

To miał być wielki krok w stronę dorosłej koszykówki, w stronę pierwszego składu Zastalu Zielona Góra, w stronę ekstraklasy. Ale taki wielki wcale nie był. Każdy klub ma różne cele, każdy trener różne koncepcje. W naszym zespole nie było zbyt wielu minut dla utalentowanego młodziana. Nierzadko zdarzały się mecze, w których nie wyszedł na parkiet nawet na sekundę.

Przełom mógł nastąpić w sezonie 2011/2012, po wyjazdowym pojedynku z PGE Turowem Zgorzelec, w którym Filip przez niewiele ponad kwadrans rzucił 11 punktów i rozdał cztery asysty. - Cały czas czekałem na swoją szansę i dostawałem ją powoli już w poprzednich spotkaniach. Cieszę się z tego bardzo i mam nadzieję, że wciąż będę miał okazje do gry i będę się prezentował jak najlepiej - mówił pełen optymizmu w wywiadzie dla "Gazety Lubuskiej". Ale takiej szansy się nie doczekał.

Rzucony na głęboką wodę

Sporą część następnego sezonu spędził w pierwszoligowej Stali Ostrów Wlkp., a latem 2013 trafił do Asseco Gdynia. - Zostałem rzucony na głęboką wodę, bo przyszedłem po okresie, w którym grałem mało albo wcale. Były wzloty i upadki, ale jakoś przebrnąłem - opowiada dziś Filip i absolutnie nie żałuje, że przed rokiem zdecydował się na taki krok.
A klubowi z Zielonej Góry przypomniał się tydzień temu, gdy zdobył 20 punktów i dołożył pięć zbiórek w meczu, w którym Asseco pokonało Stelmet. - Przed spotkaniem czułem się zdenerwowany, była dodatkowa nutka emocji. Ale wiedziałem, że muszę dać z siebie maksa - nie ukrywa.

Fani, którzy nie postawili na Filipie krzyżyka, doskonale wiedzieli, że w jego karierze w końcu musi nastąpić przełom. I nastąpił. Kibice twierdzą, że to efekt ciężkiej pracy w wakacje. Ba, niektórzy skrupulatnie wyliczają, że koszykarz zredukował tkankę tłuszczową z siedmiu procent do trzech.
- Nie wiem, kto i skąd wziął takie dane, ale przed sezonem faktycznie sporo schudłem. Ile? Ponad pięć kilogramów, tak około siedmiu. Czuję się naprawdę dobrze, organizm nie jest osłabiony - przyznaje Filip, który latem wykonał tytaniczną robotę. - Miałem tylko dwa tygodnie wolnego, resztę czasu poświęciłem na treningi. W Gdyni miałem do dyspozycji szkoleniowców i halę, więc korzystałem. Od poniedziałku do piątku dwa treningi dziennie. Rano siła, wytrzymałość i ćwiczenia ogólnorozwojowe, po południu koszykówka.
To dało piorunujący efekt. Filip imponuje od początku sezonu, rzuca średnio 14,4 punktu na mecz i ma miejsce w wyjściowej piątce Asseco.

To już nie jego wina

- Bardzo się cieszę z tego, jak gra, w jakiej jest formie. To człowiek z Zielonej Góry, tu się wychował. Należy tylko i wyłącznie się cieszyć. Oby tak dalej! - trzyma kciuki Paweł Szcześniak, były koszykarz Zastalu, wielokrotny reprezentant Polski. - Wreszcie ktoś na niego postawił. Ja w wakacje miałem przyjemność rozmawiać z Davidem Dedkiem (trener Asseco Gdynia - dop. red.). Już wtedy mi powiedział, że postawi na Filipa, który jest bardzo pracowity, profesjonalnie podchodzi do kariery, harował przez całe lato, poprawił rzut... A to, że ma 21 lat, że czekał trochę na tę szansę, to już nie jego wina. Mam nadzieję, że kiedyś wróci do nas, że nie obraził się na Zieloną Górą.
- Filip pokazuje, na co go stać - nie ma wątpliwości trener Onufrowicz. - Tu nie dostał szansy. Dobrze, że zmienił klub, w tym sensie, że poszedł tam, gdzie może grać. Żal mi tylko, że nasi wychowankowie nie grają u nas, ale na to wpływu już nie mam.

Pizza z tajnym składnikiem

Filip powrotu na razie raczej nie planuje. Dobrze czuje się w Gdyni. - Trójmiasto jest świetne, otoczenie, klimat morza. Trzeba korzystać! - uśmiecha się. Razem z kolegą z drużyny Sebastianem Kowalczykiem i swoimi wybrankami zajmują dwupoziomowe mieszkanie. - Na dole jest salon, kuchnia, łazienka, jadalnia. Dwa tarasy. Na górze trzy pokoje i łazienka - opisuje. - Mamy widok na morze... O, nawet teraz, jak rozmawiamy, siedzę w kuchni i patrzę na morze.

Gdy przyjeżdża do Zielonej Góry, czas spędza z rodziną i znajomymi. Obowiązkowa jest też wizyta w zaprzyjaźnionej pizzerii na osiedlu Zastalowskim. - Mam tam swój ulubiony makaron i ulubioną pizzę, z salami zwykłym i ostrym, z anchois i jeszcze szef dorzuca coś od siebie - zdradza Filip. W pizzerii jest jego czerwona koszulka, w której sięgał po srebrny medal mistrzostw świata w Hamburgu. - To dla mnie wyróżnienie, bo wisi obok koszulek znacznie lepszych i bardziej znanych zawodników, jak Paweł Szcześniak, Marcin Sroka - mówi skromnie Filip, którego można też spotkać grającego w kosza na orliku albo na boisku przed blokiem...

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska