- W grudniu dostaliśmy z zakładu wodociągów fakturę za wody opadowe. Wynika z niej, że rocznie mamy płacić za nie kilkanaście tysięcy zł. Nie zgadzamy się na takie rozwiązanie, bo w dobie obecnego kryzysu to duże obciążenie - mówi Krzysztof Pietrończyk, dyrektor handlowy spółki W-D.
Firmy nie chcą płacić
Jego zdaniem decyzja wodociągów uderza w wiele firm. - Nigdy wcześniej nie było w gminie opłat za opady. To dodatkowy pieniądz, który próbuje się ściągać z przedsiębiorców, zamiast ich wspierać. Postawiono nas przed faktem dokonanym, ale będziemy się odwoływać, bo wiemy, że takie opłaty mogą, ale nie muszą być wprowadzane - mówi K. Pietrończyk.
Okazuje się, że podobne faktury za ostatni kwartał minionego roku dostało wiele średnich i dużych przedsiębiorstw, m.in. produkujące wyroby z dziczyzny zakłady Las oraz markety. Zapłacić mają też Fabryki Mebli, które borykają się z ogromnymi problemami finansowymi. Zakład na piśmie odmówił zapłaty. Oburzeni są również inni przedsiębiorcy. - Jak będzie trzeba, spotkam się z wodociągami w sądzie. Jeśli przegram, będę musiał zwolnić jakiegoś pracownika, żeby nie być na minusie - zapowiedział jeden z właścicieli firm (nie chciał nazwiska w prasie).
Mali płacić nie muszą
Prezes wodociągów Jarosław Kręgielski zapewnia, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem, a wprowadzenie opłat jest konieczne. - W 2006 r. została oddana oczyszczalnia ścieków. Po roku okazało się, że dopływa do niej więcej ścieków niż wynikało z umów. Po analizie wyszło na jaw, że do kanalizacji trafiają nie tylko ścieki gospodarcze i przemysłowe, ale i wody opadowe oraz roztopowe. Z naszych ankiet wynikało, że sporo przedsiębiorstw odprowadza właśnie te ostatnie, nie płacąc - mówi J. Kregielski. Podkreśla on, że wody opadowe z nawierzchni przemysłowych traktowane są jako ścieki, dlatego firmy muszą za nie płacić. Wcześniej tego nie robiły, bo nikt nie sprawdził, co dzieje się na ich terenie z opadami.
Prezes zapewnia, że spokojnie spać mogą mali przedsiębiorcy, którzy mają przy zakładach ogródki lub trawniki. - Tam, gdzie są tereny zielone, woda ma gdzie wsiąkać. Problem pojawia się przy dużych utwardzonych nawierzchniach. - tłumaczy J. Kręgielski.
Mali płacić nie muszą
Prezes zapewnia też, że przedsiębiorstwa już w ubiegłym roku dostały do podpisania umowy. Kwoty do zapłaty naliczono, biorąc pod uwagę powierzchnie firm i wyniki pomiarów meteorologicznych. Jako dowód prezes pokazuje dokumenty. Problem w tym, że większość firm wcale umów nie podpisała. Właścicieli nie przekonują argumenty wodociągów. Przedsiębiorcy domagają się wybudowania kanalizacji deszczowej, by oddzielać wody opadowe od ścieków gospodarczych i płacić za nie według niższej taryfy. Okazuje się jednak, że budowa "deszczówki" to na razie tylko marzenie obu stron. - Koszty takiej inwestycji to grube miliony złotych. Właśnie dlatego mało miast w kraju ma to uporządkowane - tłumaczy J. Kręgielski. Dodaje, że wodociągi mogą niektórym firmom rozłożyć zapłatę na raty lub ją odroczyć. - Jeśli firma ma trudną sytuację, możemy negocjować. Inaczej dochodzić będziemy należności na drodze prawnej, bo koszty utrzymania oczyszczalni muszą być podzielone także między tych, którzy odprowadzają wody opadowe - zapowiada prezes.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?