GKP GORZÓW - MOTOR LUBLIN 6:1 (1:1)
GKP GORZÓW - MOTOR LUBLIN 6:1 (1:1)
Bramki: Drozdowicz 3 (75, 80, 90), Traore 2 (33, 85), Maliszewski (49) - K. Król (38).
GKP: Dłoniak, Ziemniak, Sawala, Truszczyński, Petrik - Kaczmarczyk (od 65 min Sing), Łuszkiewicz, Maliszewski (od 79 min Szałek) - Drozdowicz, Traore, Piątkowski (od 71 min Cieciura).
MOTOR: Mierzwa - Falisiewicz, Maciejewski, Misztal, Żmuda - R. Król, Syroka, Ptaszyński - Niedziela (od 60 min Piotrowicz), K. Król, Oziemczuk (od 65 min Hempel).
Żółte kartki: Truszczyński, Kaczmarczyk - Maciejewski, Oziemczuk, K. Król. Sędziował Marcin Roguski (Warszawa). Widzów 4.000.
Dla obu drużyn był to najważniejszy mecz sezonu. Rachunek był prosty: przegrany żegnał się z pierwszą ligą, choć gospodarze mieli jeszcze asa w rękawie w postaci remisu. Kalkulacje kalkulacjami, ale żeby się utrzymać, trzeba było jeszcze zostawić sporo sił i serce na murawie.
Właśnie taką postawę zaprezentowały w piątek obie drużyny. Pech gości polegał jednak na tym, że gorzowianie mieli, zwłaszcza po przerwie, znakomicie ustawione celowniki. To co nasi wyczyniali pod bramką rywali, było kapitalne. A każdą z akcji, po których padały gole, można oglądać na powtórkach do znudzenia!
6:1... Tak dobrego występu GKP nie pamiętają chyba najstarsi górale. Czyżby naszych zmobilizowała tytułowa piosenka z serialu "Stawka większa niż życie", przy dźwiękach której zawodnicy wyszli na boisko? Możliwe, bo ogromną determinację u gospodarzy było widać od początku.
O tym, że będzie dobrze, pokazał już pierwszy kwadrans. Szturm i kanonadę na bramkę Motoru rozpoczął w 7 min Łukasz Maliszewski. Po chwili bliski szczęścia był Josef Petrik, a szansę miał jeszcze Mouhamadou Traore, ale bramka gości wciąż była zaczarowana.
Z każdą minutą nasze ataki były coraz groźniejsze. Ten upragniony gol po prostu wisiał w powietrzu! W końcu nadszedł ten moment. W 33 min trybuny eksplodowały, gdy po raz kolejny na lewej stronie błysnął Maliszewski (ależ on był w piątek mocny), a dzieła zniszczenia dokończył Traore.
Gdyby dwie minuty później Mateusz Piątkowski zamiast w bramkarza, trafił do siatki, chyba moglibyśmy odbierać zasłużone gratulacje. Tak się nie stało, a w 38 min pierwsza groźna akcja Motoru dała mu wyrównanie. Kibice się zagotowali, bo ich zdaniem Adrian Łuszkiewicz wybijał piłkę jeszcze sprzed linii bramkowej. Sędzia wskazał jednak na środek.
W przerwie niektórzy kibice zastanawiali się, czy przypadkiem nie będzie tak, że nasza przewaga nic nam nie da, a lublinianie znów pójdą z kontrą i będzie pozamiatane. Ich obawy rozwiał już w 49 min Maliszewski, który posłał piłkę w długi róg. Tak, jakby wziął sobie do serca hasło skandowane wielokrotnie przez fanów: "Stilonek nigdy nie spadnie!"
To był przełom, bo mimo że ambitni rywale dążyli do zmiany rezultatu, proch, i to najlepszej jakości posiadali już tylko gospodarze. A na koniec była spontaniczna radość i honorowa runda wokół boiska. Oby tak dalej!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?