Tajga i Bolek - takie imiona dostały konie, które uratowali w Modrzycy obrońcy praw zwierząt w asyście policji. We wtorek przyjrzeliśmy się im z bliska (proszono nas, by nie podawać obecnego miejsca ich pobytu). Zwierzęta powoli nabierają sił, choć na tle innych, zdrowych, wciąż prezentują się makabrycznie. Zwłaszcza klacz, dla której samo stanie na czterech nogach jest nie lada wysiłkiem. Spotkany na miejscu kowal zdiagnozował u Tajgi ochwat, czyli ostre, rozlane zapalenie tworzywa kopytowego.
Akcja odbierania koni miała miejsce w ubiegły piątek, na posesji Franciszka Gorzelanego, rolnika z podnowosolskiej Modrzycy. Jednak już tydzień wcześniej udało się odkupić jedno zwierzę. - O tym, co się tam dzieje, dowiedziałam się przez internet, od pewnej kobiety - mówi Anna Pacewicz z Zielonej Góry. - Skontaktowałam się z nią i na moje zlecenie pojechała tam z zamiarem kupna konia w najgorszym stanie - opowiada. - Właściciel zgodził się na stawkę 3 zł za kilogram, ale akurat nie miał wagi. Następnego dnia już się udało. Koń kosztował 750 zł, więc ważył 250 kg, a powinien jakieś 550 kg - tłumaczy A. Pacewicz. - Skakały po nim wszy, miał świerzb, grzybicę, był zarobaczony... - wylicza.
Później informacja o warunkach, w jakich trzymane są konie, dotarła do Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze.
Więcej o tej sprawie przeczytasz w środę, 2 kwietnia w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Zobacz też: W tym domu konie pomagają chorym dzieciom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?