Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górnictwo miedzi było w cieniu węgla. Ale tylko do czasu... (archiwalne zdjęcia)

Dariusz Chajewski [email protected]
Hasło na wieży szybu brzmi: "Postęp techniczny podnosi dobrobyt narodu”. Kopalnie KGHM stanowiły poligon dla najnowocześniejszych rozwiązań. Chociaż na starych zdjęciach wygląda to egzotycznie.
Hasło na wieży szybu brzmi: "Postęp techniczny podnosi dobrobyt narodu”. Kopalnie KGHM stanowiły poligon dla najnowocześniejszych rozwiązań. Chociaż na starych zdjęciach wygląda to egzotycznie. Archiwum KGHM
Dziś kopalnie KGHM zaliczane są do najnowocześniejszych. Do tego dochodzono dziesiątki lat. Metodą prób i błędów. Kiedyś nie wierzono nawet, że w kopalniach rud miedzi może dochodzić do tąpnięć.

Zazwyczaj opowieści o historii zaczynają się od sakramentalnego dawno, dawno temu. W przypadku KGHM można zrobić tak samo, gdyż dzieje eksploatacji złóż miedzi w tym rejonie nie zaczynają się wcale, jak uczono nas w szkole, od Jana Wyżykowskiego. My możemy opowieść rozpocząć, na przykład, od Zbigniewa Szabli...

Kopalnia jak piwnica

Jako młodzieniec marzył o budowie okrętów. Gdy się nie dostał na wymarzony kierunek studiów, postanowił pójść pracować do kopalni, na dół. Usłyszał: nie. Z powodu wady wzroku. Wtedy pomyślał: "Ja wam jeszcze pokażę”. I skończył studia na Akademii Górniczo-Hutniczej. Rozpoczął pracę w kopalni węgla kamiennego w Wałbrzychu, ale okazało się, że przy nierównych chodnikach, stropach wzrok rzeczywiście stanowił pewną przeszkodę...
- Ponieważ pisałem pracę z mechaniki górotworu, bardzo szybko okazało się, że skaperowali mnie ludzie z kopalni rudy miedzi "Lena”, a później niewielkiej kopalni "Nowy Kościół” - wspomina pan Zbigniew.

"Lena”? "Nowy Kościół”... Okazuje się, że już na początku lat pięćdziesiątych minionego stulecia przystąpiono do reaktywacji trzech dawnych, przedwojennych kopalń w tzw. Starym Zagłębiu Miedziowym w okolicy Bolesławca. Były to te dwie kopalnie plus "Konrad”. Tutaj szyby zostały po Niemcach, wystarczyło wypompować wodę, naprawić zniszczenia, ewentualnie pogłębić gotowy otwór. I tutaj właśnie, na szczątkach zakładów niemieckiego towarzystwa akcyjnego BUHAG, pierwsze kroki stawiała znaczna cześć kadry późniejszego Kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi. Pierwszy wagon rudy wyjechał z kopalni "Lena” w Wilkowie w roku 1953. Trzy lata później pracowały też kopalnie w Grodźcu i "Konrad”. W 1955 roku ruszyło wydobycie w Nowym Kościele. W 1962 roku dołączył Lubichów, połączony później z Konradem. Specjalnie do przetopu rudy ze starego zagłębia od maja 1951 roku budowano też Legnickie Zakłady Metalurgiczne, przekształcone później w Hutę Miedzi Legnica...

- W Nowym Kościele było raptem dwóch inżynierów i okazałem się cennym nabytkiem - mówi Szabla. - Z dzisiejszej perspektywy ta kopalnia była jak piwnica, gdyż co to jest głębokość raptem 80, 90 metrów. Gdy pewnego dnia tąpnęło, zrobił się wielki wiatr... Jednak ta kopalnia była trochę takim naszym poligonem. Na przykład po raz pierwszy zastosowaliśmy wrębiarkę jako ładowarkę. Wcześniej wszystko robiono łopatami. Dziś jest wielka różnica między kopalnią węgla i miedzi, a kiedyś były do siebie podobne. Filary, ściany...

Zamknięcie tej kopalni w 1968 roku załoga przywitała z żalem. Nie było innego wyjścia. Po pierwsze, awarii uległ staw osadowy w Iwinach, po drugie właśnie rozpoczęto w lipcu 1968 r. eksploatację rudy miedzi w kopalniach Lubin i Polkowice...

Jak po grudzie

Tym, którzy nie byli na tej lekcji w szkole, warto przypomnieć, kim był Jan Wyżykowski. Tak, to właśnie jego imię nosi szyb, który mijamy, jadąc z Zielonej Góry do Lubina. 23 marca 1957 r., nadeszła sensacyjna wiadomość, że w rejonie Sieroszowic, na głębokości około 600 m stwierdzono występowanie bogatych łupków miedzionośnych. Jednak historia tych poszukiwań przypomina scenariusz filmu z pogranicza sensacji i political fiction. Dwa lata przed ogłoszeniem odkrycia w okolice Polkowic i Lubina przeprowadza się Wyżykowski. I szuka miedzi. Decydenci mówią wprost o szalonym i kosztownym pomyśle, gdyż przecież szukali tutaj już Niemcy. Wyżykowski wierci nielegalnie, na głębokość 700 metrów przy zezwoleniu na 400. W naszym kraju nie znano wówczas technologii wydobycia miedzi z takiej głębokości. Nawiasem mówiąc Wyżykowski o mało nie trafia do więzienia za defraudację i sabotaż. W 1957 roku, pod Sieroszowicami, znajdują bogate, niespotykane dotychczas w Europie, złoże na głębokości 655 metrów. Nikt nie wierzył, że to jest tak zasobne złoże... Niewiele się zmienia, gdy wyniki jego badań znajdują potwierdzenie. Popada w niełaskę, gdy nie chce partyjnych urzędników dopisać jako autorów kolejnych badań i osiągnięć. Oskarżano go nawet, że nie jest to wynik jego badań, ale dotarł do ukrytej, przedwojennej dokumentacji niemieckiej...

W 1960 r. w Lubinie powstało przedsiębiorstwo państwowe pod nazwą Zakłady Górnicze "Lubin” w budowie, które miało zająć się wydobyciem i przetwórstwem miedzi wydobytej z tych złóż. Jednocześnie wcielono w skład KGHM dwie kopalnie miedzi w Sudetach ze starego zagłębia miedzionośnego. Zakłady te przekształcono 1 maja 1961 roku w Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi w Lubinie, którego zadaniem była budowa kopalń, zakładów wzbogacania rud, hut miedzi oraz zakładów pomocniczych i zaplecza socjalnego. W 1968 roku dobiegła końca budowa kopalni "Lubin” i "Polkowice” oraz modernizacja Huty Legnica. Rozpoczęto budowę Huty Głogów, a pod koniec lat 60. geolodzy odkryli w miejscowości Rudna nowe, jeszcze bogatsze złoża miedzi...

Ruda z zamrażarki

Podstawowym problemem, który stanął przed budowniczymi kopalni, było kopanie, czyli głębienie szybów. Wcześniej w naszym kraju nie prowadzono inwestycji w tak silnie uwodnionym górotworze. Można to było robić tylko mrożąc skałę, a w ówczesnych warunkach technologicznych była to operacja karkołomna.
W tamtych czasach Arleta Stańko-Włodarczak pracowała w wiejskim klubie Ruch, później przy pieczarkach.
- Najpierw byli wiertnicy. Jeszcze gdy pracowali, poszła wieść, że kopalnię będą budowali i potrzebni będą ludzie do pracy - wspomina. - Nie wiem nawet, dlaczego postanowiłam iść do pracy do kopalni, z pewnością nie tylko dla pieniędzy. Może dla przygody? Jedno jest pewne, tam na dole znalazłam męża.
Nie było wcale tak łatwo dostać się do pracy w kopalni, zwłaszcza dziewczynie. Z drugiej strony wielu znajomych ją zniechęcało, nie do końca żartem mówili, że pójdą pracować do kopalni, jak wstawią tam okna. Najpierw pani Arleta pracowała w firmie, która drążyła, czyli biła szyb w Lubinie. Na sprężarkach. Później, za namową znajomego, przeszła kurs sygnalisty szybowego.

- U progu lat 70., zaraz po wojsku, nie do końca wiedziałem, co z sobą zrobić - opowiada z kolei mąż pani Arlety, Eugeniusz. - Wszyscy mówili, że w kopalni są dobre pieniądze, a że byłem ślusarzem i tokarzem z przyjęciem nie miałem problemów. Cóż, pierwszy zjazd to rzeczywiście był szok...
Poznali się w kopalni, chociaż nie do końca na zawodowym gruncie. Pani Arlecie zepsuła się pralka "Frania”, a części były nie do kupienia. Chwyciła zatem zepsuty wirnik i ruszyła na poszukiwania "złotej rączki”. Tam od słowa do słowa... Usługa została wykonana, zapłatą było spotkanie na kawie...

To był luksus

Plany górniczego zagospodarowania odkrytego złoża przewidywały budowę czterech zespolonych kopalń, o łącznym docelowym wydobyciu kilkudziesięciu milionów ton rudy rocznie.
- Nowe kopalnie wydawały nam się luksusem, wręcz nie wiedzieliśmy, co mamy robić, gdyż wydawało się, że nie ma tutaj co robić - dodaje Szabla. - To była kopalnia z innej półki... Dopiero później, gdy pod koniec lat 70. byłem na konferencji w Stanach Zjednoczonych, dowiedziałem się, jak może kopalnia wyglądać. Tak jak dziś wyglądają nasze kopalnie.

Wówczas jednak do ideału było jeszcze daleko. Tak naprawdę dzisiejsza sprawność KGHM wykuwała się w bólach. Jeden z przykładów. Kadra zarządzająca została przerzucona "na miedź” prosto z górnictwa węglowego. Efekt był taki, że kompletnie nie czuli specyfiki górnictwa rud metali.
- W górnictwie węglowym liczyło się wydobycie, czyli górników rozliczano z wydobytych ton, z fedrunku, a nie z zawartości rudy miedzi - dodaje Szabla. - I mam satysfakcję, że to my doprowadziliśmy do wypracowania na naszej kopalni sposobu rozliczania wydobycia z metalu, który dziś jest obowiązujący.
Zresztą Szabla szybko zyskał opinię niepokornego. Ponieważ jego specjalnością była mechanika górotworu, ostrzegał przed tąpnięciami. Wówczas jednak nie sądzono, że w górnictwie miedzi również może do nich dochodzić. Po dwóch latach pracy w nowej kopalni zanotował pierwszy wstrząs. Jednak wówczas nie odczuwał satysfakcji, że jednak ma rację. Myślał o bezpieczeństwie ludzi...

- Zresztą nie tylko nasi szefowie nie wierzyli do końca w tę moją wizję tąpnięcia - dodaje żartem. - Do silnego wstrząsu doszło w 1977 roku na granicy Lubina i wschodnich Polkowic. Tymczasem wieczorem usłyszałem w Wolnej Europie, że to Rosjanie dokonali w Sudetach podziemnej próby z bronią atomową.

Górnicza Siekierezada

Włodarczakowie z pewnym rozrzewnieniem wspominają tamte pionierskie czasy. Przyznają, że być górnikiem to znaczyło wówczas wiele i to nie tylko dlatego, że więcej zarabiali i w dobie kartek mieli tzw. książeczki G. - Jednak trudno mówić, że byliśmy jakoś specjalnie dumni z tego, że pracujemy na kopalni - tłumaczy pani Arleta. - Wówczas był to świat hoteli robotniczych, a w takich środowiskach to wiadomo. W dzień wypłaty ciągnął tutaj tzw. element z połowy Polski, a wielu kolegów w dzień, dwa później nie miało już ani grosza.

To były całkiem inne czasy. Ludzie ciężko pracowali, ale było więcej tzw. luzu. Jak wspominają weterani, teraz panuje wojskowy wręcz rygor i doceniają, że w większości jest to powodowane względami bezpieczeństwa. Jednak kadra zarządzająca była jakby bardziej przystępna. Z tamtych czasów przetrwało wiele dykteryjek. Pan Eugeniusz opowiada jedną z nich. Przed laty służby kontrolne nie mogły dojść, jak to się dzieje, że górnicy zjeżdżają trzeźwi, a po szychcie są na rauszu, mimo kontroli. Okazało się, że sekret tkwił w... soku owocowym. Zjeżdżały na dół całe kartony jako napoje regeneracyjne. Było ich za dużo. Zatem górnicy zbudowali na dole instalacje do pędzenia bimbru...
- Staraliśmy się zaszczepiać prawdziwe górnicze tradycje - dodaje Szabla. - Już w 1969 roku zorganizowaliśmy pierwszą karczmę piwną. I oczywiście można mówić, że pracowało tutaj wielu ludzi z przypadku, którzy ciągnęli za pracą z całej Polski, mieszkali w robotniczych hotelach, ale można z nimi było zrobić wszystko... Może i nie było górniczego etosu, ale był etos porządnej pracy.

***
Na mocy aktu notarialnego z 9 września 1991 roku przedsiębiorstwo państwowe Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi w Lubinie zostało przekształcone w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa – KGHM Polska Miedź. 12 września 1991 roku spółka została wpisana do rejestru handlowego. W tym samym dniu sąd wydał postanowienie, na mocy którego wykreślono Kombinat z rejestru przedsiębiorstw państwowych, ale to już całkiem inna historia...

 

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska