Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górnicy z KGHM ujarzmiają wodę. Czasem wygląda to... malowniczo [ZDJĘCIA, WIDEO]

Redakcja
Nadsztygar Grzegorz Nużka próbował wytłumaczyć nam, skąd w kopalni tyle wody
Nadsztygar Grzegorz Nużka próbował wytłumaczyć nam, skąd w kopalni tyle wody Curier KGHM
Czujemy się jak na podziemnym safari. Dzika, rwąca rzeka, wodospad... Jednak odwodnienie kopalń to pracochłonna operacja zmierzająca do pozbycia się deszczówki. Tej sprzed setek tysięcy lat...

Kaskady skłębionej wody spadają z hukiem z wysokości kilkunastu metrów… Tak, to opis wodospadu, ale nie w górach, na wysokości kilkuset i więcej metrów, tylko pod ziemią, na głębokości kilkuset metrów. Wcześniej, aby do niego dotrzeć, pokonujemy rwącą rzekę. Wygląda to imponująco, ale górnicy, a raczej górniczy hydrogeologowie z KGHM nie stworzyli ich dla widoków. To konieczność i jeden z elementów ceny, którą należy zapłacić za miedź…

Wody pod dostatkiem

Szyb P-V w rejonie GG-3 kopalni Polkowice-Sieroszowice z zewnątrz prezentuje się do bólu normalnie. Dla laika może tylko te biało-zielone barwy odróżniają go od „Wyżykowskiego”, czy „Świętego Jakuba”. Później także klasycznie. Krótki kurs używania aparatu uciecz-kowego, szatnia i wsiadamy do klatki, czyli górniczej windy. Zjeżdżamy na głębokość mniej więcej 800 metrów po to, aby poznać kolejne zagrożenie czyhające na górników pod ziemią. Wodę. I już jest całkiem inaczej…

– Za sprawą charakterystycznych warunków geologicznych obszar złoża Polkowice jest najbardziej zawodniony na całym terenie KGHM – mówi Albert Włoch, nadsztygar Działu Geologicznego, hydrogeolog. – Słowem, z wodą mamy tutaj najwięcej pracy. W rejonie Polkowic złoże zalega bowiem stosunkowo płytko, w pobliżu tzw. wychodni, czyli miejsca, gdzie złoże – cytując fachowców – się wyklinowuje i zalega pod luźnymi osadami Trzeciorzędu. Sprawia to, że woda spływa do warstwy dolomitów, z których wydobywamy miedź. A pamiętajmy, że oddziały eksploatacyjne, przodki to często obszary bezodpływowe. Wystarczyłaby krótka przerwa w odwadnianiu, aby jakaś część kopalni została zalana.

Górnicy muszą znaleźć sposób, aby tę wodę odprowadzić. Kryje się ona w porach, mikroszczelinach górotworu, jest wszędzie wokół. Aby go osuszyć, trzeba najpierw przeprowadzić drenaż. Wiercone są zatem otwory mające zwykle 200, 300 metrów, ale najdłuższy miał ich aż 670. To właśnie one odprowadzają wodę ze skały i sprawiają, że gdy na ten obszar wkraczają górnicy, jest już sucho. Z jednej strony chodzi o komfort i bezpieczeństwo ludzi, ale także o sprzęt, infrastrukturę, instalacje wysokiego napięcia… Całość tej operacji przypomina klasyczne odwodnienie, z tym, że pozbywamy się wody nie z dołu, ale z góry. Wody z deszczu, który padał na powierzchni Ziemi tysiące, dziesiątki tysięcy lat temu. Woda była tutaj przed 
górnikami, a teraz musi ustąpić im miejsca. I robi się to klasycznie – najpierw zbiera się ją w strumienie, później w rzekę…

Tutaj mają z górki

– Mamy szczęście w nieszczęściu, bowiem układ chodników pozwala wodę sprowadzać grawitacyjnie, czyli spływa ona samoczynnie do pompowni głównego odwadniania – dodaje Włoch. – Mamy jej sporo, jakieś 23,5 metra sześciennego na minutę, ale pompownia położona jest w najniższym miejscu, czyli unikamy skomplikowanego i kosztownego przepompowywania z miejsca na miejsce, jak to zdarza się w innych zakładach. W rejonie Polkowic płynie „słodka” woda, ale w głębiej położonych częściach złoża jest bardzo słona. Bardziej agresywna, negatywnie wpływa na infrastrukturę, maszyny i urządzenia.

Cytując górników, woda jest „wydawana” na powierzchnię. Trafia do zakładów wzbogacania rud, gdzie jest wykorzystana w procesie flotacji. Później płynie rurami do zbiornika Żelazny Most, by móc ponownie znaleźć zastosowanie w procesie technologicznym KGHM. Część wody wykorzystywana jest jednak na dole, chociażby do skrapiania, zraszania przodków, aby się nie kurzyło, do płukania wykonywanych przez wiertnice i kotwiarki otworów czy też lokalnej klimatyzacji.

Te rzeki, wodospady, o których na razie tylko słyszymy, w sposób naturalny by nie powstały. Drążąc wyrobiska, górnicy starają się wodę skanalizować. Z reguły specjalnie w tym celu nie wykonuje się specjalnych chodników, ale wykorzystywane są stare, eksploatacyjne. Tam, gdzie występują wyjątkowo duże przepływy, planuje się jednak jedno specjalne wyrobisko właśnie dla odprowadzania gromadzącej się wody.

– Gdy rozpoczynano eksploatację złoża Polkowice, ciśnienie wody w górotworze dochodziło do 42 bar, gdy rozpoczynałem lata temu pracę, było to jakieś 20 bar, a teraz mamy maksymalnie 8,0, w rejonie Oddziału G-32 tylko 2-2,8 bar – dodaje Włoch. – To nasz wieloletni drenaż sprawił, że ciśnienie uległo obniżeniu, chociaż dopływ wody jest wciąż praktycznie taki sam. Znacznie większe wyzwanie mają hydrogeolodzy w północnej części kopalni. Wprawdzie wody jest tam mniej, ale nie odwadnia się ona grawitacyjnie.

Ta rzeka jest szara

Jest rzeka, nawet szumi, pędząc po spągu. Płynie nią jakieś siedemnaście metrów sześciennych wody. Ma dziwny kolor, ale zapewne dlatego, że jest tutaj ciemno, oświetlają ją tylko reflektory specjalnego land rovera. Woda sięga tutaj tak mniej więcej do kostek, połowy łydki. Stoimy na skrzyżowaniu dwóch chodników, a woda pędzi z najbardziej zawodnionej części kopalni prosto do komory głównego odwodnienia. Czyli do najniżej położonego miejsca, z którego zostanie wypompowana na powierzchnię.
Nadsztygar Grzegorz Nużka, zastępca kierownika działu robót górniczych, robi nam krótki wykład geologii, pokazując ociosy, czyli ściany korytarza. Generalnie złoże występuje w węglanach po stropie piaskowca, łupki smoliste, dolomit smugowany… Bardzo szybko się gubimy w szczegółach. Dopiero gdy widzimy czerwone plamy, zaczynamy rozumieć, że ta warstwa powyżej to właśnie ruda. Wokół leżą rdzenie z otworów wiertniczych – tutaj wiercono. Ze ściany wystają końcówki dwóch rur zakończone jakby hydrantami. Tak, znów wracamy do wody. Włoch odkręca zawór i natychmiast pojawia się kaskada. Płynie około 3 tys. litrów wody na minutę. Spokojnie, to jeszcze nie wodospad. I znów poznajemy specyfikę tego miejsca. W pompowni głównej pompy pracują 24 godziny na dobę. W innych rejonach są jedynie włączane na kilka godzin. A i tak stąd woda „pod-rzucana” jest sąsiadom, mimo że system ma tutaj wydajność – w sytuacjach ekstremalnych – nawet 63 m sześc. na minutę.

– Kopalnia, a w naszym przypadku nawet kopalnie, to system naczyń połączonych – dodaje Włoch. – A woda potrafi robić niespodzianki, zachowywać się jak żywy organizm, zaatakować w miejscach, w których jej się nie spodziewamy. Jesteśmy jednak na tę walkę skazani od pierwszych chwil funkcjonowania kopalni i toczyć ją też będziemy musieli nawet po zakończeniu eksploatacji w tym rejonie. W przeciwnym razie woda ta zalałaby wszystkie wyrobiska, przodki KGHM…

Może on i szafirowy

Wreszcie jest. W ciemności huk spadającej wody robi jeszcze większe wrażenie, zwłaszcza że pojawia się ona niespodziewanie, jakby z wielkiej dziury w stropie. Natychmiast przypominają się kadry z filmów o Indianie Jonesie i wodą pędzącą przez podziemny labirynt. A co by było gdyby…?

Jednak tutaj wszystko jest pod kontrolą. Jest głębiej niż w rzece, jeden nieostrożny krok i woda wlewa się do gumowca. Górnicy nazwali swój wodospad szafirowym i rzeczywiście, gdy światło jest bardziej intensywne, pojawia się ta barwa. Woda spada za sprawą naturalnego uskoku tektonicznego, których jest zresztą na tym obszarze wiele. Wodospad powstał na początku lat 90. minionego wieku. To jedyny taki wodospad w KGHM i bodajże jeden z dwóch w Polsce. I pozostanie tutaj na wieki, gdyż nawet po zakończeniu eksploatacji nie zostanie przez górników „rozebrany”, gdyż znajduje się w nieokruszcowanej części „kamiennej”.

Wracamy ciemnymi korytarzami, przyświecając sobie górniczymi lampkami, ciągle pod wrażeniem siły wody. A gdyby tak wstawić turbinę? Okazuje się, że górnicy tego próbowali, ale teoretycznie. Ta podziemna hydroelektrownia byłaby w stanie wyprodukować energię potrzebną – na przykład – do zasilania jednej komory, wentylatora, a wpięcie jej w system byłoby skomplikowane, zwłaszcza że i tak trzeba by było zapewnić zapasowe źródło energii. Podobnie, przynajmniej na razie, nie opłaca się wykorzystać ciepła tej wody, dlatego, że w Polkowicach za sprawą elektrociepłowni jest go nawet zbyt wiele. Natomiast w Lubinie woda taka ogrzewa jedną z łaźni górniczych.

A my już na powierzchni sięgamy po telefony komórkowe, aby powiedzieć znajomym: „Żałujcie, że tego nie widzieliście…”.

Czytaj też: KGHM. Tak powstaje podziemne miasto [ZDJĘCIA, WIDEO]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska