Była niedziela 7 grudnia. Bury dzień, a wcześnie rano jeszcze bardziej bury. Uznaliśmy, że jednak pędzimy dalej - w góry, między świerki, być może w błoto i kamienie. Tym razem plan był prosty - Góry Orlickie od strony czeskiej. Wycieraczki nie nadążały z oczyszczaniem szyb z mazi, błota, deszczu i mokrego śniegu. Niebo stawało się bardziej ciemne, prawie czarne.
Inny, ładniejszy świat
Mijamy Lewin Kłodzki, niewielkie miasteczko, które mogłoby być perełką turystyczną, gdyby... Gdyby było czyste i zadbane. Ostania miejscowość to Kocioł - wioska składająca się z kilku domów w stanie marnym, smutnym, nieżywym prawie. Droga prowadząca do granicy pełna dziur, niebezpieczna. I nagle! Tablica informująca, że jesteśmy w Czechach, wąska szosa staje się prawdziwą szosą z wymalowanymi nawet pasami.
Dojeżdżamy do miejscowości Oleśnice. Mijamy domy, które przypominają skansen, ale to nie skansen. Tu mieszkają ludzie. Czyste zadbane, odnowione chałupki, zagospodarowane obejścia. Inny lepszy świat. Czesi po prostu dbają o to, aby w ich otoczeniu było estetycznie. Inna kultura bycia. Smutne, że my tak blisko jesteśmy Europy, ale tak daleko jednocześnie. Wjeżdżamy do Oleśnicy niewielkie czeskiej osady. Z parkingu ruszamy w góry.
W kierunku Orlicy
Znakomicie oznakowane trasy do wędrówek pieszych, rowerowych. Trasy też narciarskie - biegowe i kilka kilometrów dalej zjazdowe. Idziemy czerwonym szlakiem w kierunku Orlicy. Trasa na około 1-2 godziny. Zamglone łąki, deszcz nie pada. Błoto, lekki mróz. Las, dukt, głucha, chwilami przerażająca, cisza. Czym jesteśmy wyżej tym śniegu przybywa. Zaczyna nawet lekko prószyć. Kolejne dwieście metrów i robi się zupełnie biało, mróz lekko drażni policzki, nogi grzęzną prawie po kolana w śniegu.
Góry przypominają, że nawet takie niewysokie jak Orlickie (ledwo powyżej 1.000 metrów) potrafią być groźne. W zamieci łatwo zgubić drogę, łatwo przemarznąć, ukryte pod śniegiem kamienie i korzenie stają się bardzo śliskie.
Obiad za złotówki
W Oleśnice jest czysta, z sympatyczną obsługą gospoda. Z dobrym jedzeniem, jadłospisem po polsku. Nie trzeba także mieć koron. Można płacić w złotówkach. Pełny obiad z piwem dla czterech osób to wydatek ok. 80 - 100 zł.
Dochodzi godzina 14.00. Czas wracać. W gospodzie pijemy piwo. Weseli spokojni Czesi w kapeluszach. A nad nimi snuje się duch genialnego pisarza Bohumila Hrabala, który kiedyś wlewał w siebie po kilka kufli dziennie i powtarzał za stryjem Pepinem: "Ten świat jest piękny do obłędu. Nie żeby taki był, ale ja go takim widzę".
Po ponad czterech godzinach jazdy jesteśmy z powrotem w Zielonej Górze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?