Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzów. "Ludzie krzyczeli do mnie: Morderco, zabiłeś dziecko!". Ruszył proces o śmiertelne potrącenie Piotrusia

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
Krystianowi K. grozi do dwunastu lat pozbawienia wolności.
Krystianowi K. grozi do dwunastu lat pozbawienia wolności. Jarosław Miłkowski
W czwartek 8 września w Sądzie Rejonowym w Gorzowie ruszył proces w sprawie śmiertelnego potrącenia czterolatka na ul. 30 Stycznia - Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuje ojciec tego chłopca - mówił oskarżony.

- Przyznaję się do tego, że uderzyłem w dziecko, bo to ja jechałem tym samochodem, ale nie przyznaję się do spowodowania zagrożenia w ruchu lądowym - mówił w czwartek 8 września w gorzowskim sądzie rejonowym Krystian K. (rocznik 1983). 10 października zeszłego roku na skrzyżowaniu ul. Armii Polskiej i 30 Stycznia spowodował on wypadek, w którym śmiertelnie potrącił on 4-letniego chłopca. Dziecko, które czekało z ojcem przed przejściem dla pieszych, zginęło na miejscu. W czwartek ruszył proces w tej sprawie. W jego trakcie mężczyzna ze szczegółami opowiadał o całym tragicznym zdarzeniu.

- Na pewno nie jechałem więcej niż 70 km/h - mówił Krystian K. Wypadek zdarzył się tuż obok jego miejsca zamieszkania. Mężczyzna wracał po południu do domu z dwoma synami. Jechał chevroletem camaro - autem, która ma 500 koni mechanicznych. Samochód był z wypożyczalni. Krystian K. siedział w nim za kółkiem dopiero drugi raz.

Chwilę przed wypadkiem Krystian K. zatrzymał się w pobliżu skrzyżowania ul. Krzywoustego z Chrobrego. Tam zamienił zdanie z kierowcą bmw, który pytał go o samochód. Następnie obaj kierowcy ruszyli. Ulicą Krzywoustego dojechali do ul. Armii Polskiej, a następnie skręcili w Armii Polskiej i zbliżali się do skrzyżowania z ul. 30 Stycznia.

- Myślałem, że bmw będzie jechało prosto. Miałem głowę spuszczoną w dół na komputer, bo przełączałem system z drift na city. Jak podniosłem głowę, byłem już przy bmw. Próbowałem je ominąć z lewej strony. Ono też skręciło w lewo. Uderzyłem w jego lewą stronę - opowiadał w sądzie Krystian K.

Gdy chevrolet kierowany przez Krystiana K. uderzył w bmw, zadziałały poduszki powietrzne. - Uderzyłem głową w kierownicę, wybiłem sobie dwa zęby. Jak podniosłem głowę, byłem już na ścianie koło Żabki. Gdy otworzyłem drzwi, usłyszałem, że dziecko nie żyje. Zobaczyłem, jak ojciec trzyma dziecko. Wiedziałem, że nie mogę już nic pomóc. Wtedy zwariowałem, bo sam mam troje dzieci. Ludzie krzyczeli: „Morderco, zabiłeś dziecko”. Chciałem się zabić - mówił w czwartek oskarżony.

O wypadku opowiadał też ojciec dziecka. Wraz z 4-letnim Piotrusiem wracał z parku Kopernika, gdzie był z dzieckiem na skateparku. Wzdłuż ul. 30 Stycznia zmierzali w stronę ul. Kosynierów Gdyńskich. Mężczyzna był na rowerze bmx, chłopiec na rowerze biegowym.

- Moim zdaniem to nie była wina kierowcy bmw. Bmw miało włączony kierunkowskaz, miałem wrażenie, że kierowca chce mnie przepuścić - mówił Karol Bącler, ojciec czterolatka (zgodził się na podanie nazwiska). Po tym, gdy chevrolet uderzył w Piotrusia, mężczyzna liczył na to, że czterolatek nie ma bardzo znaczących obrażeń. - Myślałem, że ma złamaną rękę, a on nie miał pół twarzy - mówił tuż po wypadku (w czwartek w sądzie odczytywane były te zeznania).

Krystian K. po spowodowaniu wypadku uciekł z miejsca zdarzenia. Z ul. 30 Stycznia zabrał go dalszy członek rodziny. - Uciekłem z miejsca wypadku, by się zabić. Wysiadłem koło amfiteatru. Pobiegłem do Parku Róż. Chciałem się zabić. Później pobiegłem na cmentarz. W tamtej chwili padło mi na głowę. Kupiłem duży znicz, rozbiłem go o ziemię, wziąłem szkło z tego znicza i przejechałem po ręce. Z płaczem zadzwoniłem do matki, bo chciałem się pożegnać. Matka prosiła, bym stawił się na policję, do prokuratora lub mecenasa - opowiadał dzisiejszy 39-latek.

Na cmentarzu Krystian K. zadzwonił do mecenasa Krzysztofa Łopatowskiego (jest on jego obrońcą). Adwokat zachęcał go, by zgłosił się na policję. Krystian K. zdecydował się spędzić noc na cmentarzu. Na cmentarzu odebrał też „tajemniczy telefon”.
- Ktoś zadzwonił i spytał, czy mam felgi na sprzedaż. Domyśliłem się, że policjanci już mnie namierzają. Pojechałem taksówką do hotelu Azyl, zameldowałem się, napełniłem wannę, chciałem podciąć sobie żyły. Po chwili wpadła policja... - mówił oskarżony.
- Czy zamierza pan zadośćuczynić rodzinie chłopca? - pytał mec. Łopatowski.

- Mógłbym klęknąć i przepraszać, ale to nie jest do przeproszenia. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuje ojciec tego chłopca. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy - mówił oskarżony.

Krystianowi K. grozi do dwunastu lat więzienia.

Czytaj również:
Brakuje słów... Po tragedii w Gorzowie mieszkańcy zapalają znicze. Trwa obława policji na sprawcę śmiertelnego potrącenia 4-letniego dziecka

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska