Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzów Wlkp: Grajcie tak dalej, chłopaki!

Paweł Tracz
Po końcowym gwizdku akademicy podziękowali kibicom za żywiołowy doping, który uskrzydlił ich w meczu z najlepszą siódemką w kraju
Po końcowym gwizdku akademicy podziękowali kibicom za żywiołowy doping, który uskrzydlił ich w meczu z najlepszą siódemką w kraju fot. Aleksander Majdański
- Inauguracja jak marzenie! - mówili tydzień temu kibice, którzy w radosnych humorach opuszczali halę przy ul. Szarych Szeregów w Gorzowie. Czemu?

Bo szczypiorniści miejscowego AZS AWF po znakomitym spotkaniu zremisowali z mistrzem Polski Wisłą Płock 24:24.

Sobota, godz. 18.00, pierwszy po 16 latach pojedynek gorzowian w elicie. Ekstraklasowe święto nie przyciąga jednak kompletu widzów. - To pewnie wina piłkarskiego meczu biało-czerwonych - tłumaczy koledze Michał Swarosz. Mimo to w hali melduje się 600 osób.

Jedną z nich jest Mieczysław Ostrowski ze Śródmieścia. Jak większość kibiców docenia klasę gości: - Chciałbym, żeby nasi powalczyli. Przecież Wisła to najlepsza drużyna w Polsce, a w dodatku nie znamy siły naszej drużyny.

Od początku trwał ostry bój

Nic dziwnego, przecież Wisła to zdecydowany faworyt. Na akademików nikt nie stawia nawet złamanego grosza. Zaczyna się prezentacja. Gdy spiker wyczytuje nazwiska bohaterów wieczoru, kibice rytmicznie klaszczą, potem na parkiet wędrują serpentyny, w tle słychać bęben. Potem ostatnia mobilizacja w obu zespołach, gwizdek sędziego.

Już pierwsze minuty zapowiadają twardą walkę do ostatniej piłki, bo skazywani na pożarcie gorzowianie wcale nie zamierzają położyć się na ziemi. Po pięciu minutach goście zagęszczają jednak środek i po pudle Tomasza Rafalskiego zaczyna się odjazd Wisły. - Panowie, aż się prosi o grę dołem! - denerwuje się z ławki drugi trener AZS AWF Dariusz Molski.

13. minuta. Fenomenalny tego dnia Wojciech Klimczak wyprowadza szybką kontrę i przerywa naszą strzelecką niemoc. Z trybun rozlega się gromkie "AZS! AZS!". Po chwili trener gorzowian Michał Kaniowski stawia na starą gwardię i wprowadza do gry kapitana Tomasza Jagłę i Andrzeja Wasilka. Zaraz po nich na parkiecie pojawiają się "tur" Jarosław Galus i Robert Jankowski. W tym momencie gramy w polu szóstką, która ma na koncie rozmontowaną niejedną obronę.

- Jesteśmy z wami! - dodają akademikom otuchy nasi fani. Doping pomaga, bo zaskoczona postawą gorzowskiej drużyny płocka siódemka marnuje dogodne okazje na potęgę. Spora w tym zasługa naszego bramkarza Krzysztofa Szczęsnego, który broni jak w transie.

Choć gramy w osłabieniu, w 21. minucie Bartosz Janiszewski doprowadza do remisu. I znów to głośne "Walczy Gorzów, walczy!". Aż ciarki przechodzą po plecach... To nie koniec szalonej radości, bo 5 sekund przed końcem pierwszej połowy gol Galusa daje nam prowadzenie 11:10! Płocczanie są w szoku, a schodzących do szatni gorzowian żegnają oklaski.

Gdzie jest ta Wisła?

- Totalne zaskoczenie - nie ukrywa emocji Jan Zieliński, który na mecz przyszedł z żoną Zdzisławą. - Tak po prawdzie, to ona mnie wyciągnęła. Miałem opory, bo zanosiło się na porządne lanie. Nie chce mówić, jak będzie po przerwie. Po co zapeszać...

Na zewnątrz przy papierosie trwają gorączkowe dyskusje. - Szkoda, że nie widziałeś, jaką bramę wrzucił Wicharemu "Jankes"! - podnieca się przez telefon jeden z fanów. - Niby reprezentant Polski, a był bezradny jak dziecko. Naprawdę!

Głównym tematem rozmów jest oczywiście końcowy wynik. Damy radę czy nie? Kiedy w końcu ta Wisła nas zmiażdży? To my jesteśmy tacy mocni czy mistrz taki słaby? A może jedno i drugie...

Na dłuższe dywagacje nie ma czasu, bo za chwilę druga połowa. W 34. minucie Galus po ostrym faulu opuszcza plac gry. To duże osłabienie. Ale brak czołowego gracza jeszcze bardziej motywuje naszych i beniaminek nadal jest równorzędnym rywalem dla Wisły. Im bliżej końca, tym emocje sięgają zenitu. Pięć minut do końca. Niesamowity Klimczak zdobywa z karnego swojego siódmego gola, po chwili ósmego. Na tablicy wynik marzenie: 24:22. Dla Gorzowa. Gdzie jest ta Wisła?

Do końcowego gwizdka zaledwie trzy minuty. Mało i dużo zarazem. Przyjezdni, choć są prawie na kolanach, nie tracą jednak wiary i doprowadzają do remisu. Nerwów nie brakuje, a do tego dochodzi jeszcze awaria jednego z zegarów.

Mamy szansę na zwycięskiego gola, ale dwukrotnie blokowany jest "Wasyl". Mistrzowie, dla których remis jest porażką, decydują się na desperacki krok. Michał Matysik dostrzega, że Szczęsny wyszedł zbyt daleko od swojego posterunku. Wykonuje rzut przez całe boisko, po którym piłka pewnie zmierza do pustej bramki.

Czyżby nasz cały wysiłek miał pójść na marne? Nie, bo nasz bramkarz desperackim ruchem naprawia swój błąd. Lekko muska piłkę, a ta zmienia kierunek i wychodzi na aut. Znów jest bohaterem. Koniec! A więc jednak! Jesteśmy świadkami megasensacji. Niedoceniany beniaminek jest na ustach wszystkich. Chłopaki, tak trzymać! Jesteśmy z Was dumni!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska