Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzów Wlkp: Jak mieszkać, to tylko we wspólnocie

Krzysztof Korsak
- Wzięliśmy sprawy w swoje ręce - mówią mieszkańcy Wspólnoty Stilonowa 4-5-6. Efekty oddzielenia się od spółdzielni widać gołym okiem: budynek jest wyremontowany, a obok mają piękny ogród z fontanną. - Można tu zrobić grilla, wypić piwko, a nawet potańczyć. Budynek wygląda zupełnie inaczej niż za spółdzielni - mówi Mariola Oczkoś
- Wzięliśmy sprawy w swoje ręce - mówią mieszkańcy Wspólnoty Stilonowa 4-5-6. Efekty oddzielenia się od spółdzielni widać gołym okiem: budynek jest wyremontowany, a obok mają piękny ogród z fontanną. - Można tu zrobić grilla, wypić piwko, a nawet potańczyć. Budynek wygląda zupełnie inaczej niż za spółdzielni - mówi Mariola Oczkoś fot. Krzysztof Tomicz
Jak wam się tu mieszka? Z takim pytaniem odwiedziliśmy już w tym roku ponad 70 ulic w Gorzowie.

Nasza akcja prezentowana jest w wydaniach codziennych "GL".

Mieszkańcy budynków należących do Administracji Domów Mieszkalnych najczęściej odpowiadają "fatalnie", lokatorzy ze spółdzielni mówią "Dobrze, ale...", a ci ze wspólnot "wspaniale". Wyjaśniamy, dlaczego tak jest i podpowiadamy, co może zrobić dla swojego budynku i okolicy przeciętny Kowalski.

Jeśli wejdziemy do jakiegoś domu w Gorzowie i mieszkańcy narzekają na administratora, to w ciemno można strzelić, że to Administracja Domów Mieszkalnych.

- Fatalnie się tu mieszka. Miasto traktuje nas gorzej jak psy, a ADM nic tu nie robi - mówiła nam ostatnio Aneta Pecyna z ul. Świętego Jerzego.

Komunalka: mnóstwo narzekań

W Gorzowie mamy pięć ADM-ów podległych Zakładowi Gospodarki Komunalnej. Zarządzają budynkami, które należą do miasta.

Pytamy: dlaczego jest tak źle? - 80 proc. naszych budynków jest sprzed II wojny światowej - podaje główny powód Paweł Jakubowski, dyrektor ZGM. Na doprowadzenie tych obiektów do przyzwoitego stanu potrzeba 400 mln zł. To więcej niż roczny budżet całego miasta!

ZGM administruje 1375 budynkami, w tym 970 to wspólnoty mieszkaniowe. Tu wspólnota powstaje automatycznie, kiedy choćby jeden lokator wykupi mieszkanie!

Mamy wspólnoty małe i duże. Pierwsza jest do siedmiu lokali. Przypuśćmy, że mamy kamienicę, gdzie trzech lokatorów wykupiło mieszkania, a trzech nie. Na remont muszą się jednak zgodzić wszystkie osoby.

Ci, co wykupili mieszkania, często nie chcą remontować kamienicy ze swoich pieniędzy (a nie ma innego wyjścia, bo są właścicielami). Wtedy blokują remonty. - Jeśli remont jest potrzebny, to pozostali mogą podać takie osoby do sądu - tłumaczy dyrektor.

Wspólnota duża liczy od ośmiu lokali wzwyż. Tu za remontem musi być ponad połowa mieszkańców. - Jeśli wspólnoty nie mają pieniędzy, sugerujemy kredyty, w których 25 proc. pokrywa państwo. Tak było w przypadku ocieplania kilku budynków przy ul. Broniewskiego - mówi P. Jakubowski.

Mieszkańcy lokali należących do miasta narzekają także na to, że jak chcą wymienić np. okna, muszą czekać kilka lat. - Można to przyspieszyć. Wystarczy, że wymieni się okna na własny koszt, a my zwracamy to w czynszu. Za okna oddajemy 300 zł za mkw., a koszt ich wymiany to 350-380 zł - wyjaśnia Jakubowski.

Główne cele w budynkach gminnych to wymiana instalacji gazowych, remont dachu czy ocieplanie. ZGM skupia się na miejscach, które zagrażają życiu lub zdrowiu. Inne robi w dalszej kolejności. Dyrektorowi marzy się założenie centralnego ogrzewania w jak największej ilości mieszkań. - Na razie doczekają się tego kamienice przy Kosynierów Gdyńskich 25, 65, 69, bo są najbliżej sieci ciepłowniczej - mówi.

Spółdzielnie: ogólnie jest O.K.

W blokach spółdzielczych mieszkańcy przeważnie dobrze oceniają administratorów. - Spółdzielnia w miarę dba o wszystko. Główną bolączką naszej ulicy jest brak miejsc parkingowych - opowiadał nam niedawno Robert Wypchło z Wyczółkowskiego.

W spółdzielniach mamy przewagę bloków z wielkiej płyty, gdzie faktycznie brakuje parkingów. Spółdzielnie szukają ich nawet tam, gdzie teoretycznie nie ma na to szans. - Przygotowujemy 20 takich przy Konstytucji 3 Maja i dziesięć przy Gwiaździstej - mówi Kazimierz Czajka, prezes Gorzowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Mieszkańcy często wspominają w swoich wypowiedziach także place zabaw. Generalnie cieszą się, że jakieś są. - Ale przydałoby się więcej i lepiej wyposażone - tłumaczą.

Mieszkający w spółdzielniach nie muszą się zajmować administrowaniem, przeglądami, sprzątaniem, konserwacją wind itp. - Mają po prostu święty spokój. Dla przykładu kiedyś przy ul. Poniatowskiego była awaria instalacji wodnej, na co mogliśmy zareagować od razu. Mieszkańcy nie musieli się o to martwić. To są tak naprawdę ogromne koszty, których sami nie byliby w stanie podjąć - przekonuje prezes Dolinek Ryszard Marczyk.

Koszty utrzymania spółdzielni to 10-15 proc. czynszu. Reszta idzie na usługi i remonty. - Jak spółdzielnia jest duża, dysponuje większymi pieniędzmi. Dzięki temu w każdej chwili możemy przenieść pieniądze w dane miejsce i np. zareagować na poważną awarię - tłumaczy prezes Staszica Leszek Kaczmarek.

A co wtedy, jeśli zwykły członek spółdzielni ma pomysł na zrobienie czegoś pożytecznego na osiedlu? Przedstawia go na spotkaniu grup członkowskich. Jak pomysł nie jest kosztowny i godzi się na to grupa, to jest realizowany. Większe wydatki są poddawane pod głosowanie na walnym zgromadzeniu. Mieszkaniec ma prawo również startować w wyborach na delegata.

Wspólnota: o to nam chodzi!

Najlepiej jest we wspólnotach. Do jakiej klatki się wejdzie, ta jest odmalowana, czysta i zadbana. Na pytanie: jak Wam się tu mieszka?, mieszkańcy odpowiadają: "wspaniale" i dodają "bo - wie pan - my tu mamy wspólnotę". I wszystko jasne!

Jedną z najstarszych w Gorzowie jest Wspólnota mieszkaniowa 43-44 przy Podmiejskiej. Powstała w 1995 r. - Płacę na remont i to widać - mówi Jolanta Ługowska.

W bloku jest 28 mieszkań, z czego 25 wykupionych (za trzy pozostałe płaci spółdzielnia). Wcześniej budynek należał do spółdzielni Włókno. - Był zapuszczony, dach przeciekał, a my nie mogliśmy się doczekać remontu - tłumaczy powody założenia wspólnoty Teresa Raubo z zarządu wspólnoty.

Remonty zaczęli od dachu. - Musieliśmy wziąć kredyt, a część pieniędzy pochodziła z czynszu - mówi. Później był remont piwnicy, wymiana okien, ocieplenie, dwa razy odnowienie elewacji. - W spółdzielni byśmy tego w życiu nie doczekali! - podkreśla.

Każdy lokator płaci czynsz na konto: 1 zł od mkw na eksploatację, a także pieniądze na wspólny udział, za wywóz śmieci i wodę (niepłacących podaje się do sądu). Decyzje o remontach podejmuje walne zgromadzenie mieszkańców ponad połową głosów.

A co z administrowaniem, naprawami itp.? - To żaden problem. Bez doświadczenia się tego nauczyłam. A jak chcemy kogoś wezwać, to mam specjalny kapownik - mówi pani Raubo.
Wspólnota Stilonowa 4-5-6 powstała w 1996 r. (wcześniej była tu spółdzielnia Włókno).

- Wspaniale tu się mieszka. Budynek wygląda o niebo lepiej niż za spółdzielni - mówi Mariola Oczkoś, której wtóruje kilka innych lokatorek stojących obok. Ta wspólnota także zaczęła remonty kredytem na dach. Zarząd składa się z trzech osób i nie pobiera żadnych opłat. Jedyne pieniądze otrzymuje księgowa (niewielkie, bo też mieszka w budynku).

Wszystko tutaj robią sami, np. izolację rur, a tylko do większych inwestycji wzywają pomoc. - Kilka razy w roku spotykamy się, aby ustalić plan remontów. Do tego bardzo często robimy wspólne imprezy, np. sylwestra - tłumaczą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska