Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzowianka: - Sześć godzin czekałam aż ktoś stwierdzi zgon matki

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
- Mama zmarła w sobotę. Pogrzeb mogliśmy załatwiać dopiero w poniedziałek – mówi Zdzisława Piróg.
- Mama zmarła w sobotę. Pogrzeb mogliśmy załatwiać dopiero w poniedziałek – mówi Zdzisława Piróg. Jarosław Miłkowski
Módl się o to, by ktoś z bliskich nie zmarł w weekend lub postaraj się zawczasu o telefon do jego lekarza rodzinnego. Zdzisława Piróg z Gorzowa przez pół soboty czekała, aż ktoś w końcu stwierdzi zgon jej matki.

- Nie życzę nikomu, żeby przechodził przez to, co ja i moja rodzina. Przez ponad sześć godzin nie było komu stwierdzić zgonu – mówi nam Zdzisława Piróg, nasza Czytelniczka z gorzowskiego Manhattanu.
W sobotę 6 czerwca około 7.30 pani Zdzisława weszła do pokoju swojej 92-letniej matki, z którą mieszkała pod jednym dachem i zobaczyła, że 92-latka nie żyje. Zmarła kobieta stopy miała jeszcze ciepłe, ale górne części ciała już zimne.
- Jeszcze przed 8.00 zadzwoniłam na pogotowie. Tam dowiedziałam się, że skontaktuje się ono z policją. Policjanci przyjechali nawet dosyć szybko. Stwierdzili, że mama nie żyje, ale dokumentu żadnego przecież nie wystawili. Później policja poradziła, bym dzwoniła do lekarza rodzinnego. Tylko, że kto zna do niego telefon?!? Przychodnia z kolei była zamknięta, bo to przecież była sobota – opowiada gorzowianka.

Miałam czekać ze zwłokami do poniedziałku?!

Ponieważ nie było jak dotrzeć do lekarza rodzinnego 92-latki, policja poradziła, by pani Zdzisława skontaktowała się z miastem, w którym jest koroner, czyli lekarz stwierdzający zgon.
- Tylko, że urząd miasta też w soboty nie pracuje. Przecież tam nawet ochroniarz do telefonu nie podejdzie – mówi Czytelniczka. Wraz z rodziną cały czas wydzwaniała więc na policję.
- Powiedziałam policjantom, że jak nie ma komu stwierdzić zgonu, to ja wystawię ciało matki na ulicę, to może ktoś się zainteresuje. A może przy okazji okazałoby się, że ona wcale nie zmarła. Może świeże powietrze by jej pomogło i wstałaby z łóżka – opowiada pani Zdzisława. – To byłoby nie do pomyślenia, by czekać ze zwłokami w domu od soboty do poniedziałku – dodaje.

- Powiedziałam policjantom, że jak nie ma komu stwierdzić zgonu, to ja wystawię ciało matki na ulicę, to może ktoś się zainteresuje - mówi gorzowianka.

Telefony na policję pomogły. Policjanci doprowadzili do tego, że około 14.30 przyjechała lekarka, która jest koronerem i mogła oficjalnie stwierdzić śmierć 92-latki. – Dopiero w poniedziałek mogliśmy pozałatwiać wszystkie sprawy w urzędzie stanu cywilnego, załatwić pogrzeb. Mamę pochowaliśmy we wtorek – mówi gorzowianka.

System jest… do kitu!

- To lekarze rodzinni są od stwierdzania zgonu – mówi Andrzej Szmit, dyrektor gorzowskiego pogotowia.
- Takich przypadków, że to my otrzymujemy zgłoszenia, by stwierdzić zgon, jest coraz więcej. To nie my jednak jesteśmy od rozwiązywania takich spraw – mówi nadkom. Marcin Maludy, rzecznik lubuskiej policji.
- Koronera, owszem, mamy, ale ta osoba jest od tego, by stwierdzać zgon w nagłych przypadkach, np. gdy znaleziony zostanie ktoś o nieustalonej tożsamości – mówi Wiesław Ciepiela, rzecznik urzędu miasta. Zwraca uwagę, że system dotyczący stwierdzania zgonu jest nieprzystający do rzeczywistości, bo zapisy prawne pochodzą sprzed ponad pół wieku. On też mówi nam, że to lekarze rodzinni są od tego, by stwierdzić oficjalnie, że ktoś zmarł w naszym domu.

NFZ: Ten kto leczył, stwierdza zgon

- Zgodnie z przepisami stwierdzenie zgonu jest obowiązkiem lekarza, który leczył chorego w ostatniej chorobie. Obowiązek taki dotyczy zatem każdego lekarza, który leczył pacjenta bez względu na posiadaną specjalność czy miejsce zatrudnienia. Jednocześnie w rozporządzeniu ministra zdrowia z 1961 r. doprecyzowano, iż kartę zgonu powinien wystawić lekarz, który leczył chorego w ciągu 30 dni przed jego śmiercią – wyjaśnia Joanna Branicka, rzecznik lubuskiego Narodowego Funduszu Zdrowia.
- Ale co mamy zrobić, gdy ktoś z naszych bliskich umrze w nocy z soboty na niedzielę? – dopytujemy.
- Można zadzwonić do lekarza nocnej i świątecznej opieki medycznej. On jednak nie ma obowiązku stwierdzenia zgonu. To jego dobra wola – mówi rzecznik Branicka. Dodaje, że w przypadku, gdy nie można ustalić lekarza rodzinnego lub lekarza, który zajmował się pacjentem w ostatniej chorobie, należy skontaktować się z koronerem. Powinien być on w każdym powiecie (od siebie dodajemy, że tak jednak nie jest).

To kolejny taki przypadek!

Historie podobne do tej z Gorzowa opisujemy w „Lubuskiej” regularnie. W listopadzie zeszłego roku rodzina w Zielonej Górze czekała na stwierdzenie zgonu 99-letniej kobiety przez osiem godzin. Z kolei dwa miesiące temu sześć godzin na lekarza, który wypisze kartę zgonu, czekała rodzina 64-letniego mężczyzny ze Smogór w powiecie słubickim.
O tym, że system stwierdzania czyjejś śmierci jest mocno niedoskonały, regularnie informują też inne media. W zeszłym roku „Wyborcza” opisywała przykład z Gliwic. Tam mężczyzna zmarł na ulicy i leżał tak na niej przez cztery (!) godziny, bo nie można było znaleźć lekarza, który mógłby i chciałby stwierdzić zgon. Zdaniem ogólnopolskiego dziennika niedostosowana do realiów jest też ustawa o ratownictwie medycznym, która… nie przewiduje, że pacjent może umrzeć w karetce. Służby udają więc, że pacjent zmarł po przewiezieniu do szpitala.

Czytaj również:
Koronawirus w Lubuskiem nie odpuszcza. Ilu pacjentów z pozytywnym wynikiem przebywa w naszych lecznicach? W których szpitalach są leczeni?

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska