Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzowski Sierpień. Ireneusz Grzegolec: „Nie oszczędzałem kliszy”

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
31 sierpnia 1982 roku Ireneusz Grzegolec robił zdjęcia ze swojego ówczesnego mieszkania przy ul. Wodnej.
31 sierpnia 1982 roku Ireneusz Grzegolec robił zdjęcia ze swojego ówczesnego mieszkania przy ul. Wodnej. Jarosław Miłkowski
- Gdyby wtedy istniały portale społecznościowe, dzięki którym teraz łatwiej porozumieć się ludziom, to tłum byłby pewnie jeszcze większy niż te pięć tysięcy, które wtedy demonstrowały - mówi Ireneusz Grzegolec. To z jego zdjęć znamy obraz Gorzowskiego Sierpnia.

- Wyczuwał pan przed 31 sierpnia 1982 roku, że tego dnia wydarzy się coś ważnego w Gorzowie?
- Raczej nie... Sam dzień 31 sierpnia doskonale pamiętam, bo już o dziewiątej czy o dziesiątej rano dostałem informację, że u mojego sąsiada - Piotra Bednarka, który dziś jest dyrektorem radia Zachód, byli esbecy i robili u niego przeszukiwania. On angażował się wtedy w Ruch Młodzieży Niezależnej. Znajomi powiedzieli mi, że Bednarek zostawił ulotki na dachu mojego bloku przy ul. Wodnej 13. Około południa poszedłem po te ulotki i mając ich pełną torbę poszedłem na miasto, by je roznosić. Doszedłem mniej więcej do Stilonu przy ul. Walczaka, na Podmiejską koło siedziby PKS-u i wróciłem pod swój blok. Gdy było już gdzieś po 13.00, pomyślałem, że pójdę za Wartę, by też tam trochę ulotek poroznosić...

- Co to były za ulotki?
- To były ulotki zapraszające na uroczystości w katedrze (lub przed katedrą) w tym dniu. One nawet nie były zbyt prowokacyjne. Nie sugerowały, że coś może się wydarzyć. Zabrałem te ulotki i udałem się na ul. Łazienki i koło estakady kolejowej zobaczyłem z dziesięć opancerzonych wozów marki Star - okratowanych, z siatkami na oknach. Uroczystości zostały zaplanowane na późne popołudnie, a tam już o 13.00 stało pełno umundurowanych zomowców. Torbę z ulotkami wyrzuciłem więc do najbliższego śmietnika i wróciłem do domu okrężną drogą. Podejrzewam, że gdyby mnie wtedy z tymi ulotkami złapali, to studiów - a byłem studentem trzeciego roku - w terminie bym nie skończył.

- Był pan rozpoznawalny dla ówczesnej władzy?
- W Gorzowie to wtedy nie działałem. Robiłem to w NZS-ie (Niezależnym Zrzeszeniu Studentów - dop. red) w Zielonej Górze.

- A co było dalej?
- Po powrocie i chwilowym pobycie w domu, około 16.00 wziąłem aparat - marki Praktica, bardzo porządny, jak na tamte czasy - i zszedłem na dół. Wodna, gdzie wtedy mieszkałem, to kilka kroków od katedry, pod którą było już mnóstwo ludzi. Aparat miałem schowany pod bluzą, nie szedłem z nim na wierzchu, bo pewnie różne konsekwencje mogłyby mnie spotkać. Przeszedłem się więc koło katedry. Ludzie wznosili ręce w geście solidarności i wolności, śpiewali pieśni religijne, ale było spokojnie. Co zwróciło moją uwagę, to fakt, że nikt nie stał na ulicy (wtedy nie było jeszcze deptaka na Sikorskiego, a na Starym Rynku odbywał się normalny ruch samochodów - dop. red). Dyscyplina wśród ludzi była więc pełna...

- Dlaczego ludzie tak tłumnie pojawili się przed katedrą? Rok wcześniej, 31 sierpnia 1981, też była rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych i nie było wielkiej demonstracji.
- W 1982 mieliśmy już jednak stan wojenny. Gdyby wtedy były portale społecznościowe, dzięki którym teraz łatwiej porozumieć się między ludźmi, to tłum byłby pewnie jeszcze większy niż te pięć tysięcy, które wtedy były. Takiego tłumu, jaki zobaczyłem wtedy, 31 sierpnia 1982 r., to ja, wówczas 23-latek, jeszcze w życiu nie widziałem. Robił ogromne wrażenie. Już o 16.00, gdy byłem przy samej katedrze, były tysiące osób. Głowa przy głowie, tak gęsto ludzie stali.

Gaz u sąsiadów

- Co się wtedy działo w centrum?
- Po ulicach wokół katedry jeździł natomiast milicyjny pojazd marki Gaz, czyli radziecki samochód terenowy. W nim był ktoś z kamerą i filmował ludzi po obu stronach ulicy. Pomyślałem sobie, że nic specjalnego się nie dzieje, nie wyciągałem więc nawet aparatu. A że było spokojnie, więc po jakichś 20 minutach wróciłem do domu. Dziesięć minut później usłyszałem jednak huk. Stanąłem więc przy oknie, które wychodziło na skrzyżowanie Sikorskiego z Chrobrego i na katedrę, wyciągnąłem aparat i zacząłem robić zdjęcia.

- Nie chciał pan z tym aparatem wyjść z domu do centrum?
- Sytuacja byłam już taka, że lepiej było zostać w mieszkaniu. Pomyślałem, że trzeba robić zdjęcia, ale nawet w domu to robiłem je początkowo zza firanki, żeby mnie nie było widać. Później stałem się „bezczelniejszy”, bo nawet okno otworzyłem i pstrykałem. W pewnym momencie jeden z sąsiadów zaczął nawet wykrzykiwać do milicjantów: „Gestapo! Gestapo!” i któryś z milicjantów musiał to chyba usłyszeć. Spojrzał w naszą stronę, wycelował z broni. Ja u siebie okno zamknąłem, ale świeca dymna, rozbijając szybę, wpadła do sąsiadów z dołu na drugim piętrze do pokoju.

Z mieszkania nie wychodziłem, bo punkt obserwacyjny miałem tam doskonały. Wiedziałem, że zdjęcia pokazujące szerszy kadr będą lepsze niż robione z dołu, niemal wśród tłumu. Poza tym na dole można było oberwać i stracić aparat fotograficzny. Przekonał się o tym jeden z moich kolegów. Stał kilkadziesiąt metrów od mojego bloku, przy ówczesnej restauracji Słowiańska. W pewnym momencie dwóch cywili złapało go za ręce i wyrwało aparat oraz torbę. On się im wyrwał, ale i tak miał później przez to problemy, bo w torbie był kwit do pralni, przez który można było w pralni dojść, kto jest właścicielem. Aparat mu później władza zwróciła, ale zdjęć - już nie.

- Cały czas stał pan z aparatem w oknie?
- Około 18.00 przyszło do mnie dwóch kolegów ze studiów, z których jeden to dzisiejszy wojewoda - Władek Dajczak, a drugi to Marek Sancewicz. Oni przyjechali na te zaplanowane uroczystości. Gdy weszli do mieszkania, oczy mieli czerwone jak króliki. Załzawione od gazu. Razem gdzieś do 21.00 obserwowaliśmy to, co działo się na ulicach. ZOMO cały ten zgromadzony tłum przeganiało szpalerem w kierunku dawnego kina Słońce i nawet dalej, w kierunku ul. Mieszka I. Były momenty, że centrum miasta tak było zadymione od gazu łzawiącego, iż nawet demonstrantów nie było widać.

- Nie bał się pan stać w oknie z aparatem?
- Z początku to się obawiałem. Ale głównie tego, że aparat zabiorą, bo co mogliby innego zrobić...? Ewentualnie mogli mnie na dołek zabrać i jakoś postraszyć.

- Długo pan obserwował wydarzenia?
- Niemal do końca. Około 21.00 było już ciemno, a jeszcze było słychać huki ładunków gazowych wystrzeliwanych w kierunku ludzi spychanych w kierunku Mieszka I. Co tu dużo mówić... Władza skutecznie stłumiła protesty.

- Trwało to kilka godzin...
- Trochę czasu to trwało. Pięć tysięcy ludzi to jednak nie jest mała grupa.

- A jak wyglądało życie miasta w czasie tłumienia protestu?
- Co ciekawe, ludzie przez ulice przechodzili. W jednym miejscu milicjanci tłukli protestujących, a przez przejścia dla pieszych ludzie szli normalnie.

- To trochę surrealistyczna scena...
- Tak... Milicjanci skupili się na osobach spychanych w kierunku kina Słońce. Na zwykłych pojedynczych ludzi nie reagowali. Gdy jednak tworzyły się grupki, to milicjanci reagowali. W rejonie kina Słońce ludzie robili barykady, żeby nie przepuścić milicjantów.

- Jak Gorzów wyglądał 1 września, na drugi dzień po starciu milicjantów z mieszkańcami?
- 1 września 1982 też pamiętam doskonale. Przeszedłem się wtedy w stronę deptaka na ul. Chrobrego i dalej w stronę Mieszka I. Gdy się tamtędy szło, oczy aż łzawiły. Jeszcze unosił się gaz, a na chodnikach leżało mnóstwo pojemników po nim, które dzień wcześniej wystrzeliwali milicjanci. Tak było aż po okolice placu Grunwaldzkiego i ul. Mickiewicza (czyli prawie 1,5 km - dop. red.). Najwięcej pojemników było w okolicach siedziby Solidarności przy dzisiejszej ul. Borowskiego. Tam musiał być główny punkt oporu. Przez kilka dni nie szło tamtędy przejść, żeby nie łzawić.

- Jak ludzie przeżywali później to, co się wydarzyło w ostatnim dniu wakacji ’82?
- Różnie. Starsze pokolenie, to urodzone w latach 30., nie akceptowało zachowań tłumu. Uważało, że porządek musi być. Pokolenie ówczesnych 50-latków mówiło, że dobrze, iż milicja zrobiła porządek. Młodsi myśleli w drugą stronę. Pamiętam też, że w gazetach oczerniano później chirurga Marka Jaworuckiego, że rzekomo rzucał doniczkami z kwiatami w milicjantów. To, co zostało także ostatnio potwierdzone, było nieprawdą, ale dla władzy był to pierwszy wichrzyciel. W prasie były też pretensje do zarządu Solidarności, że to on wszystko zorganizował. Głównie jednak skupiano się na Jaworuckim.

Nie oszczędzałem kliszy

- Zdjęcia pan od razu wywołał?
- Na studiach należałem do kółka fotograficznego. Na uczelni była ciemnia, więc negatyw sam wywołałem, ale samych zdjęć na papierze to wywołałem tylko kilka. Negatyw schowałem w albumie i nawet go w domu nie trzymałem, tylko w piwnicy.

- Ile zdjęć zrobił pan 31 sierpnia?
- Chyba z dwie rolki. Zdjęcia są czarno-białe, bo robienie kolorowych w tamtych czasach to był dramat. Kolor był marnej jakości.

- Pamiętam z lat 80., że w tamtych czasach klatki na filmie w aparacie to się oszczędzało... A klisze do aparatu to też nie były łatwo dostępne.
- Dobrze, że chociaż te dwie rolki miałem. Wiedziałem, że to, co dzieje się za oknem, jest na tyle ważne, że nie ma co oszczędzać. Starałem się jednak uchwycić ważne momenty. To nie było, tak jak dziś jest to powszechne, pstrykanie dla samego pstrykania. Wtedy podchodziło się do fotografii ekonomicznie. Na kliszy na 36 klatek to ja nawet 39 zdjęć potrafiłem zrobić. Zakładałem rolkę pod kocem czy kołdrą i klikałem niemal od jej samego początku do końca.

- Bał się pan, że te wydarzenia 31 sierpnia 1982 nie będą „chwilowe” i mogą przerodzić się w coś większego.
- Baliśmy się, że może wydarzyć się coś poważniejszego. Gdyby ktoś w tłumie miał jakąś broń i strzelił w kierunku milicjantów, to reakcja z ich strony byłaby adekwatna. Gdyby jakiś milicjant odniósł poważniejsze obrażenia, to solidarność milicjantów byłaby spora. Pewnie nie wahali by się użyć czegoś innego niż kule gumowe. Zakładałem jednak, że te starcia nie potrwają dłużej jak kilka godzin.

- Dlaczego to akurat Gorzów tak tłumnie wyszedł wtedy na ulice? W dzisiejszych czasach nie wspominamy podobnych wydarzeń choćby z Zielonej Góry, gdzie pan studiował.
- Trudno na to odpowiedzieć. W tamtym czasie mówiło się, że to nie jest Zielona Góra, a Czerwona Góra. Że to jest prokomunistyczne miasto. W przeciwieństwie do Gorzowa tam nie było jednak takiej opozycji. Nie można jednak powiedzieć, że jej w Zielonej Górze nie było. Sam pamiętam, że były na uczelni organizowane prelekcje panów z komitetu wojewódzkiego partii, którzy wciskali kit, że w Katyniu to jednak Niemcy zabili naszych żołnierzy a nie Sowieci. Ludzie w złości na to wychodzili z auli, trzaskając dosadnie fotelami.
Jeśli zaś chodzi o Gorzów, to na tle innych miast w Polsce wykazał się odwagą. Była więc satysfakcja z tego, że miasto się nie poddaje.

Zdjęcia czekały lata

- Pokazywał pan te swoje zdjęcia?
- Robiąc je, byłem świadomy, że one nabiorą wartości historycznej. Z jednej strony chciałem pokazać to, co dzieje się na ulicach, a z drugiej wiedziałem, że one będą później pokazywane. Publicznie zostały pokazane dopiero po 25 latach, gdy przeczytałem w jednej z gazet ogłoszenie, że na jubileusz tamtych wydarzeń Muzeum Lubuskie poszukuje zdjęć. Wtedy udostępniłem swoje negatywy. Później udostępniłem je także do zeskanowanie Instytuowi Pamięci Narodowej. Wcześniej, przez 25 lat, pokazywałem je w wąskim gronie. Zdjęcia 31 sierpnia robił też Ireneusz Ilnicki, ale generalnie wiele osób ich nie robiło. W centrum miasta jest kilka bloków, z których jest dobry widok na miejsce tamtych wydarzeń, ale tych zdjęć nie ma.

- Myślał pan, że tamte wydarzenia, wraz z innymi podobnymi w kraju, zmienią w końcu Polskę?
- W tej kwestii byłem sceptyczny. Myślałem nawet, że po skończeniu studiów wyjadę z Polski. Zakładałem, że komuniści nie oddadzą władzy i dalej będzie dramatyczny marazm. Nie oszukujmy się, tak też do 1989 było. Z dzisiejszej perspektywy, siedem lat, jakie dzieliły ’89 od Gorzowskiego Sierpnia, to było jednak szybko. W tamtych czasach to było jednak długo.

- Gdyby dziś była podobna manifestacja w centrum Gorzowa, też stanąłby pan w oknie z aparatem?
- Dziś mieszkam już w innej części miasta.

Czytaj również:
Gorzów upamiętni Wydarzenia Gorzowskie. W centrum miasta będzie instalacja artystyczna

WIDEO: Wydarzenia Gorzowskie - 31 sierpnia 1982

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska