Łucja Dawidziak pędzi skoro świt rowerem do wiejskiego centrum kultury. - Gar ziemniaków muszę wstawić - mówi. Te gotowe powinny być na 15.00.
Po drodze mija pani Łucja okwiecone rabaty, mija wykoszone trawniki, rzeźby, klomby. Kościół wreszcie mija, który wyremontowali ludzie.
- Pięknie w tym Budachowie mamy! - krzyczy do sołtyski. - Ano pięknie, a wszystko to dzięki pierogom i ludzkiemu zaangażowaniu! Przecież gdyby nie pierogi i ludzie, nasz kościół by się zawalił - odpowiada Danuta Spychała, sołtyska właśnie.
D. Spychała też wstała skoro świt, jak pani Łucja. Przecież musi ktoś papierkową robotę wykonać, trzeba muzycznych załatwić, a może uda się jakiś projekt unijny napisać i dofinansują pierogową akcję...
Dzień wcześniej, późnym popołudniem, bibliotekarka Alicja Stempel zamyka swoją skarbnicę książek i idzie strugać ziemniaki. - Cały muszę ustrugać - wskazuje na wielki wór. - Bo przecież trzeba z czegoś pierogi ulepić.
Tych pierogów gospodynie z Budachowa ulepią prawie 30 tysięcy. Zresztą, jak w roku ubiegłym i dawniej, bo przecież zbliża się tradycyjny, czerwcowy Festyn Ruskiego Pieroga. W całym roku gospodynie tych przysmaków lepią jeszcze więcej. Później jeżdżą z nimi po okolicznych miejscowościach, po wydarzeniach kulturalnych też jeżdżą, reklamując swoją wieś. Ostatnio to nawet o Berlin zahaczyły!
- Jeździmy z ruskimi do Krosna Odrzańskiego, do Ochli, do miast niemieckich, do Kalska... - wylicza sołtyska Spychałowa. Do wiejskiej sakwy w roku wpada dzięki temu nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Bo dziś pierogi z Budachowa to nie tylko rozrywka, to nie tylko promocja i lokalna atrakcja, ale to również biznes, całkiem dochodowy.- Boże, jak ja się cieszę, że wam się jeszcze chce! - śmieje się sołtyska do gospodyń, zgromadzonych w wiejskim centrum kultury.
Jest w centrum Janina Żuk, o której mówią - mistrzyni w wygniataniu ciasta. - W tym Berlinie ludzie jego konsystencją byli zachwyceni - wspomina sołtyska.
Obok Wanda Skóra nakłada farsz. - Jesteśmy motorem dla wioski - śmieje się pani Wanda. - Ala, pamiętasz, młode byłyśmy i w Budachowie najlepsze imprezy były, coś z tych lat zostało...
- Bo tu dziś siła tkwi w kobietach 50 plus! - wtóruje Alicja Stempel.
- Ludzie dokoła dziwią się, co takiego w tym Budachowie drzemie, że tylu gości chce do nas przyjeżdżać - zauważa sołtyska. - A my po prostu mamy to we krwi, że lubimy pracować.
- Choć to dla nas żadna ciężka praca, to raczej relaks - twierdzi Janina Bartosz. Zaś dla Jadwigi Sieradzkiej to również lek na samotność.
Gospodyń, które lepią dziś w Budachowie pierogi, które dbają o ten lokalny biznes, jest kilkanaście. Jedne odchodzą, drugie przychodzą, jak w życiu.
- Klara Papierowska lepiła, Alencynowiczowa lepiła, Lubczyńska świętej pamięci, Hania Wasyliszynowa, Kostujowa chodziła Zosia, Długoszyjowa chodziła lepić... - po 10 latach ciężko gospodyniom z Budachowa zliczyć, kto się angażował. Niektórym zdrowie już nie pozwala, inni poumierali, a pieróg wciąż trwa. Najbliższy festyn już 22 czerwca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?