Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gówniarz zabawił się w żywą pochodnię

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Archiwum GL
Szczeniacki wybryk i głupota o mało nie doprowadziły do śmierci pana Ryśka. Podpity gówniarz wylał mu na głowę flaszkę denaturatu i podpalił. Gdyby nie szybka pomoc, bezdomny mógłby nie przeżyć.

21-letni Robert wyuczył się na piekarza, ale w zawodzie nie pracował. Sprzedawał za to jajka. Kasy z obnośnego handlu nie było, więc chłopak był na utrzymaniu rodziców. W ostatnim czasie dużo pił, a po alkoholu czasem stawał się agresywny.

Krzysiek był od niego o dwa lata młodszy. Mieszkali po sąsiedzku, kolegowali się. Obaj byli już wcześniej karani. 9 września 2003 roku o 7.00 spotkali się w pobliżu starego mostu w Gorzowie. Krzysiek miał jechać do gimnazjum dla dorosłych, gdzie uczył się w trzeciej klasie, ale tego dnia postanowił wagarować.

Za pieniądze na bilet kupił po dwa piwa. Weszły szybko, więc w sklepie dokupili jeszcze cztery. Młodszy z kumpli wymyślił, że chce się spotkać ze swoją dziewczyną, która uczy się przy Dąbrowskiego. Poszli pod szkołę, usiedli na ławeczce i czekali na dzwonek.

Po chwili obok nich przeszedł pan Rysiek. Brudny, zaniedbany, w zniszczonych ubraniach. Z daleka widać było, że bezdomny. W ręku trzymał reklamówkę z butelką denaturatu. Podpity i zaczepny Robert podszedł do mężczyzny i spytał, co ma w torbie. Kiedy usłyszał, że flaszkę "dykty", wyrwał mu reklamówkę. To miała być taka głupia zabawa.

Chłopak był wyższy od bezdomnego, więc trzymał torbę w górze, a upokorzony mężczyzna prosił go, by ją oddał. Krzysiek w tym czasie stał kawałek dalej i przyglądał się. W końcu Rysiek dał za wygraną. Wkurzony, chciał po prostu pójść sobie, ale Robert nie odpuścił. Odkręcił butelkę i oblał głowę oraz kark mężczyzny. Wyciągnął zapalniczkę.

Wystarczyła mała iskra i mężczyzna zaczął się palić. Z bólu krzyczał i wymachiwał rękoma. By ugasić ogień, rzucił się na ziemię. Z pomocą ruszył mu Krzysiek. Chciał wziąć kurtkę Roberta i zdławić ogień, ale kolega nie chciał mu jej oddać. Nałożył więc bezdomnemu jego własną kurtkę. Do akcji na chwilę włączył się też Robert, ale kiedy tylko ogień zniknął, dał sygnał do ucieczki i obaj pobiegli w stronę placu Grunwaldzkiego.

Pomoc dla Ryśka przyszła natychmiast. Dramat człowieka widzieli uczniowie z klasy. Od razu zaalarmowali nauczycielkę. Ofiara napadu doznała ciężkich obrażeń ciała. Mężczyzna miał poważnie poparzoną głowę, twarz, szyję, klatkę piersiową, oczy i drogi oddechowe. Biegli orzekli, że rany mogły spowodować niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Chłopcy po chwili wrócili jeszcze pod szkołę zobaczyć, co się dzieje. Zauważyli radiowóz i odeszli. Wypili kolejne piwka z napotkanym kolegą, a wieczorem poszli do dziewczyny Krzyśka, na którą wtedy czekali. Tam Robert chwalił się tym, co zrobił, śmiał się. Jednak znajomi, którym tego dnia opowiedzieli o "akcji", radzili im, by poszli na policję. Chłopcy po przespanej nocy zgłosili się na komendę.

Krzysiek od początku współpracował z policją, złożył obszerne wyjaśnienia. Jego starszy kolega odwrotnie. Przez większość czasu nie przyznawał się do winy, ale też nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego przyszedł na policję. Później twierdził, że bezdomnego oblał denaturatem przez przypadek, w wyniku szarpaniny, a to Krzysiek go podpalił. W końcu przyznał się do winy. Powiedział, że zrobił to nieumyślnie i z głupoty, zaręczał, że nie wiedział, jaką krzywdę mógł wyrządzić ogień.

W czasie rozprawy bardzo ważną kwestią dla sądu było to, czy 21-latek działał z zamiarem pozbawienia życia. Mimo obszernych dowodów w tym przypadku materiał ograniczał się jedynie do zeznań oskarżonych. Na żadnej innej podstawie sąd nie mógł ustalić motywów ich zachowania. W końcu przyjął, że było to działanie chuligańskie i oddalono zarzut usiłowania zabójstwa. - Oskarżony ujawnił głupotę i lekceważenie drugiego człowieka - czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Wyrok zapadł 14 stycznia 2005. Robert dostał trzy lata więzienia. Z kolei Krzysiek, którego prokurator oskarżył o nieudzielenie pomocy, został uniewinniony. Według sądu 19-latek podjął akcję ratowniczą, która co prawda była ułomna, ale osiągnęła skutek. Bo dalsze skutki użycia ognia zostały już ograniczone leczeniem szpitalnym.

Prokurator zaskarżył wyrok wobec obu chłopców. 20 lipca Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy orzeczenie w kwestii Roberta, ale uchylił wyrok Krzyśka i nakazał rozpatrzyć go jeszcze raz. Sąd chciał, by szczegółowo wyjaśniono, czy w chwili ucieczki Krzyśka i tym samym zaniechania dalszego udzielania pomocy (mógł przecież choćby wezwać pogotowie) istniało jeszcze bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ofiary. Sprawca 19-latka wróciła na wokandę, ale chłopak znów został uniewinniony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska