Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

GP na żużlu. Praga rozpoczyna nowe ćwierćwiecze. Kaskaderstwo sposobem na nudę [ZAPOWIEDŹ]

Piotr Olkowicz
Czy Bartosz Zmarzlik weźmie w Pradze rewanż za poprzednią rundę SGP na Narodowym?
Czy Bartosz Zmarzlik weźmie w Pradze rewanż za poprzednią rundę SGP na Narodowym? fot. adam jastrzebowski/polska press
Stadion Markety w Pradze to miejsce, gdzie najdłużej nieprzerwanie rozgrywane są turnieje żużlowego cyklu Grand Prix. Kolejne odbędą się w sobotę (28 maja, o godzinie 19) i wiele wskazuje, że Polacy znów mogą odgrywać tam znaczącą rolę.

Stadion Markety w Pradze to miejsce, gdzie najdłużej nieprzerwanie rozgrywane są turnieje żużlowego cyklu Grand Prix. Za nami 25 lat zmagań najlepszych lewoskrętnych świata na tym obiekcie, gdzie odbyło się w związku z ostatnimi trudnościami pandemicznymi aż 27 turniejów cyklu. W 2020 roku dwa turnieje były rozgrywane dzień po dniu, zaś w minionym było to nawet dwa i pół turnieju, gdyż w lipcu karty rozdała pogoda i po wielkiej ulewie zawody trzeba było przerwać i powtórzyć kolejnego dnia od początku.

Do obiektu przy ulicy U Vojteski mam szczególny sentyment. Kiedy Praga pojawiła się po raz pierwszy w kalendarzu cyklu Grand Prix ja razem z nią również debiutowałem. To na starym stadionie, wyglądającym w 1997 roku mocno post PRL-owsko, miałem przyjemność komentować swój pierwszy w życiu turniej Grand Prix. Później wracałem tam jeszcze kilkanaście razy.
Z każdej z tych wizyt mam niezwykle miłe i żywe wspomnienia. Chociażby pierwszy turniej i tonące nie w biało czerwonych, ale w biało zielonych barwach trybuny Markety. Biało zielonych, albowiem za debiutującym wtedy w cyklu Sławomirem Drabikiem przyjechało do Pragi tysiące fanów z Częstochowy. A ich ulubieniec „Sławiczek” postanowił odwdzięczyć się im wspaniałą postawą i dotarł tego dnia razem z Tomaszem Gollobem aż do wielkiego finału. Ostatecznie wdali się w tym najważniejszym biegu wieczoru w niepotrzebną przepychankę i dwaj będący wtedy u szczytu formy Amerykanie Greg Hancock i obrońca mistrzowskiego tytułu Billy Hamill pognali do przodu zajmując czołowe miejsca, a podium uzupełnił sprytniejszy na dystansie Gollob.

Z 1998 roku pamiętam heroicznie walczących śp. Antonina Kaspera i Zoltana Adorjana. Tak tak, to były czasy, kiedy Węgrzy mieli swojego stałego przedstawiciela w cyklu GP. Ten turniej zdominował jednak kto inny. Tony Rickardsson wygrał ostatni jednodniowy finał IMŚ rozgrywany w Vojens w roku 1994, by przez kolejne trzy sezony nie zasmakować wiktorii w pojedynczym turnieju. Wtedy było ich rozgrywanych tylko sześć rocznie. Tego wieczora można było zobaczyć innego Szweda. Szweda, który na najbliższe lata miał zdominować rywalizację w cyklu GP, i który po pięciu wygranych sezonach wyrównał ostatecznie rekord legendarnego nowozelandzkiego czempiona Ivana Maugera.

W 1999 roku było bardzo mokro. Woda spływająca z parasoli sąsiadów wlewała się dosłownie wszędzie, do butów, za kołnierze, do rękawów i zalewała wypełniane z nadzieją programy zawodów. Ostatecznie niedogodności pogodowe osłodził polskim fanom Tomasz Gollob wygrywając finał na błotnistej nawierzchni przed Hancockiem, Jasonem Crumpem i Jimmy Nilsenem. To była przygrywka do pierwszego, jak się potem okazało nieudanego szturmu na mistrzowski tron.

Z 2000 roku przypominam sobie rekonwalescenta, przybyłego na turniej z połamanymi na Wyspach żebrami i wieloma innymi przypadłościami Marka Lorama. Brytyjczyk przed włożeniem kewlaru wyglądał z racji obandażowanego ciała bardziej jak mumia, a nie jak sportowiec przystępujący do walki o mistrzostwo świata. A on w tej walce ostatecznie zwyciężył, choć w całym sezonie nie wygrał żadnych pojedynczych zawodów. Tamtego wieczora w Pradze zagryzał zęby z bólu, ale walczył heroicznie, wspaniale na dystansie wyścigów, by ostatecznie w finale uznać wyższość tylko Hamilla.

Tego roku jako organizator GP debiutowała brytyjska firma BSI. Anglicy chcieli rozpocząć z pompą i wymyślili system dziesięciu różnych rodzajów identyfikatorów upoważniających do poruszania się po strefach obiektu. Zamieszanie, jakie temu towarzyszyło, przeistoczyło się szybko w sytuację następującą. Otóż, jeśli ktoś nie miał na szyi co najmniej czterech kolorów zawieszek, nie miał większych szans w konfrontacji z czeskimi ochroniarzami na obiekcie i mógł w zasadzie udać się jedynie do bufetu na klobasicę lub kuriaci rizek. Z bramborami.

W 2001 roku Gollob zezłościł się w finale na polskiego arbitra, który zbyt długo nie zwalniał taśmy startowej, przez co Tomasz w nią wjechał. Rok później zezłościł się za to na Krzysztofa Cegielskiego, którego na dystansie nie był w stanie wyprzedzić.
W 2003 szalał w turnieju głęboki rezerwowy Tomas Topinka, którego aż żal było, że odpadł w półfinale, bo tej nocy na wielki finał zasługiwał jak mało kto.

W roku 2004 przebojowo swoje wejście do elity światowej uczcił Jarosław Hampel, który „latał” na Markecie rewelacyjnie, by finale uznać wyższość tylko mającego wówczas patent na czeską „szlakę” Jasona Crumpa. „Ginger” wygrał wówczas nad Wełtawą trzeci rok z rzędu. Było to możliwe dzięki nieocenionej pomocy dziadka, śp. Niela Streeta oraz rewelacyjnemu silnikowi czeskiej jawy, który zabierał właśnie na te jedne w roku zawody i zostawiał rywali daleko za placami. Później taki hattrick w Pradze powtórzył Tai Woffinden, ale do tego dojdziemy.

Tamten turniej był dla mnie szczególny jeszcze z jednego powodu. Otóż miałem przyjemność komentować żużel po raz ostatni w towarzystwie mojego wieloletniego kompana Roberta Rymarowicza. Kilka tygodni po tamtej wyprawie „Rymar” zasiadał już w niebiańskiej kabinie.

Można by te wspomnienia kontynuować w nieskończoność, lecz skupmy się teraz na regule, która w mniej lub bardziej namacalny sposób wpływała na losy mistrzowskich rozstrzygnięć. Niepisaną zasadą od pierwszych lat rozgrywania GP na Markecie było przekonanie, iż kto wygra czeską rundę cyklu, z dużą dozą prawdopodobieństwa, odbierze na koniec cyklu złoty medal. W dwóch pierwszych latach praskich zmagań regule nadali swoisty zaczyn Hancock i Rickardsson. W kolejnych pięciu sezonach jakby przestała mieć znaczenie, lecz potem jej spełnialność potwierdzali Crump, ponownie Rickardsson, dwa razy Nicki Pedersen i w końcu w swym złoty sezonie 2010 Tomasz Gollob. Później jeszcze w trend wpisali się ponownie Hancock, dwa razy Woffinden, Jason Doyle, Bartosz Zmarzlik oraz przed rokiem ostatni mistrz Artiom Łaguta.

Ostateczne podsumowanie praskiej złotej zasady daje nam ledwie przekraczającą połowiczną sprawdzalność. Na 27 rozegranych rund Wielkiej Nagrody Czech, w 14 przypadkach jej triumfatorzy zgarniali mistrzowskie trofea na koniec cyklu.
Polskich sukcesów na Markecie było bez liku. Poza wymienionymi dwoma zwycięstwami Golloba, obie covidowe rundy 2020 wziął w wielkim stylu Bartosz Zmarzlik. Każde z miejsc na podium obskoczył w Pradze po razie Maciej Janowski. Wygrać potrafił tu również w roku 2019 Janusz Kołodziej. Puchary za trzy drugie oraz dwa trzecie miejsca przytargał do domu na przestrzeni lat Jarosław Hampel, a pamiątki czeskich dobrych występów mają w swych kolekcjach również Patryk Dudek (dwa), Krzysztof Kasprzak oraz Norweg w polskich barwach Rune Holta.

Aby zasięgnąć języka przed tegoroczną rywalizacją na praskim wzgórzu, gdzie odbywa się od ćwierć wielu światowa „ploha draha”, postanowiłem połączyć się ze znanym czeskim internacjonałem, którego kariera rozpoczynała się jeszcze w połowie lat 80-tych, a zakończyła w roku 2006, kiedy startował z bardzo wymiernym skutkiem w barwach TŻ Lublin, Bohumilem Brhelem. „Bo" raportuje, że Praga gotowa jest jak zawsze na przyjęcie światowej śmietanki, Organizacyjnie spinają wszystko tata i syn, czyli Petr i Pavel Ondrasikovie. Kwestiami technicznymi i torowymi zawiaduje w głównej mierze trener Topinka. Ma do pomocy Josefa Franca, który ciągle nie wyobraża sobie, aby z toru zjechać na dobre. Akurat „Pepino” w ostatnich dniach nie był w stanie przyłożyć swojej ręki do sukcesu organizacyjnego, bowiem reprezentował ojczyznę w zawodach Long Track of Nations. I niewiele brakowało, aby przywiózł stamtąd złoto! W finale minimalnie lepszy bilans przywieźli do mety gospodarze i dlatego złoto zostało w Niemczech. Warto przy okazji wspomnieć, że w drużynowych zmaganiach na długim torze debiutowała nasza kadra. Stanisław Burza, Marcin Sekula i rezerwowy Adam Skórnicki zajęli przedostatnie siódme miejsce wyprzedzając jedynie Finów, ale biorąc pod uwagę, że to pierwszy raz, a tor w Herxheim liczy prawie 1200 metrów długości, to z daleka widać, że to nie są łatwe sprawy.

Wracajmy do Brhela, który ze sportem nie zerwał, czynnie uczestnicząc w czeskim półzawodowym cyklu zawodów MTB. Od czasu do czasu zajmuje się również tunningiem silników dla praskiej młodzieży, ale w tym biznesie nie ma wielkiego ruchu, bowiem w tym roku dostał zamówienie tylko na cztery nowe jednostki. Zresztą z młodzieżą ma ciekawe wspomnienie i sentyment, bowiem okazuje się, że nastoletni Maciej Janowski, kiedy zaczynał swe poważne juniorskie harce w barwach wrocławskiej Sparty, dosiadał motocykli uzbrojonych w silniki od pana Bohumila. Także w sobotę z trybuny VIP będzie z ciekawością wypatrywał sukcesu „Magica”, choć kciuki zaciśnie za Jana Kvecha, który najpierw w piątek ma wygrać pierwszą rundę SGP2, czyli cyklu mistrzostw świata młodzieżowców, a dopiero w sobotę „lecieć” z dziką kartą w dorosłym SGP.

Według Brhela wygra to jednak najpewniej Zmarzlik. Nawet pomimo tego, że w ubiegłym roku w żadnej z dwóch rund nie zameldował się w finale. Bohumil pamięta jednak jego, kaskaderską, jak to określił, jazdę w finale drugiej praskiej odsłony z roku 2020, kiedy niezapomnianym atakiem na wejściu w drugi wiraż odebrał nadzieje na triumf Woffindenowi. „Kaskaderstwo” wynikało z tego, że Bartek nie siedział w konwencjonalny sposób na swojej maszynie, a przesunął się ekstremalnie na tylny błotnik motocykla.

Jednego natomiast Brhel nie stara się ukryć. Mianowicie niewielkich możliwości przygotowania nawierzchni toru sprzyjającej atrakcyjnej walce na dystansie. Pomimo różnych prób owal Markety wydaje się odporny na wszelkie próby ułożenie go w ciekawy sposób, co sprawia, że zawody często są tam nudne.

Nuda nie nuda, punkty leżą na torze, wystarczy się po nie schylić. Na nudnych torach też trzeba umieć się odnaleźć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: GP na żużlu. Praga rozpoczyna nowe ćwierćwiecze. Kaskaderstwo sposobem na nudę [ZAPOWIEDŹ] - Sportowy24

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska