Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gramy bez konserwantów

HANNA CIEPIELA
Rozmowa z ŁUKASZEM GOLCEM z Golec uOrkiestra

- Ile rocznie dajecie koncertów
- W miesiącu gramy ze dwadzieścia razy, ale w wakacje mniej. Bo kombinujemy w taki sposób, aby latem choć trochę odpocząć i zacząć nagrywać nową płytę.
- Czy występujecie na festynach
- Mamy taką zasadę, że gramy tylko koncerty biletowane.
- W programie telewizyjnym ,,Wieczór z Jagielskim" mówiliście, że w waszej rodzinnej Milówce, najbardziej popularne zawody, to górnik i kolejarz. A muzyk, to zawód raczej mało poważny...
- Mamy nawet w Orkiestrze jednego górnika, to Krzysiu Puszyński grający na akordeonie. Ale my nie mówiliśmy o tych zawodach z przekąsem, żeby się z kogoś pośmiać, po prostu w tamtych czasach te zawody były modne, bo były pewne. Teraz górnikom, a nawet kolejarzom z Milówki podcięto skrzydła.
- W tym samym wywiadzie padło przysłowie ,,nie chciał się uczyć, to teraz musi grać". Ale tak naprawdę, to przecież całe dzieciństwo i młodość spędziliście w szkołach muzycznych: od podstawówki po studia. Czy nie mieliście nigdy ochoty, aby rzucić te żmudne ćwiczenia
- Zawsze woleliśmy muzykę od przedmiotów ścisłych. I zawsze byliśmy odporni na wszelkie załamania i kryzysy.
- Ponoć straszne pieniądze bierzcie za granie na weselach...
- To plotki, bo my w ogóle nie gramy na weselach. No chyba, że u przyjaciół muzyków. I wtedy wiadomo, że nic się za takie granie nie bierze. Ale już się przekonaliśmy, że niektórzy ludzie lubią dorabiać jakąś mitologię.
- Jakie są cienie sławy Jak was traktują na przykład szkolni koledzy Są z was dumni
- Raczej tak.
- A nie ma w nich zawiści, że wam się powiodło
-Wszędzie są ludzie i ludziska, ale jak ktoś był przyjacielem, to nadal nim będzie. A poza tym wszystko zależy od tego, kogo na swojej drodze spotykamy. Jeśli ktoś nadaje na podobnych falach, jest życzliwy i ma trochę kultury, to spotkanie z nim jest sympatycznym wydarzeniem. Ale jeśli komuś brakuje kultury i uważa, że coś się mu należy, to my z bratem takiego ustawiania nie lubimy.
- Czy turyści zaglądają do waszego domu w Milówce
- Cały czas nachodzą nas dzikie tłumy. Jakieś wycieczki autokarowe. I każdy tłumaczy, że przecież przyjechał z daleka, więc musi sobie zrobić zdjęcie naszego domu. A nas zwykle w Milówce nie ma, więc to mama się nimi boryka. I coraz bardziej się wkurza. Będziemy chyba musieli kupić ze dwa duże psy. Bo dom, to jest dom. To prywatna sprawa, a nie zoo.
- Jaką muzykę gracie
- Bez konserwantów. Na bazie składników naturalnych, czyli same żywe instrumenty. I gramy muzykę o dodatniej wartości energetycznej, bo na naszych koncertach można poszaleć, pośpiewać, wyluzować się, ale w sposób radosny, pozytywny. U nas nie ma żadnych bijatyk.
- Kto przychodzi na wasze koncerty
- Mamy odbiorców od dwóch do 102 lat. Całe rodziny przychodzą: babcie z wnuczkami, młodzież, ludzie wykształceni i prości.
- A jak starsi górale przyjmują waszą dość nowoczesną jednak muzykę
- Bardzo pozytywnie. Oni naprawdę cieszą się z tego, co robimy.
- W jakich rejonach Polski najlepiej się gra
- Nie ma żadnych reguł, raczej wszędzie znają nasze piosenki.
- A czy zachowania publiczności bywają czasem dziwne, zabawne
- Czasem gramy na imprezach dla firm, dla zamkniętego grona. Jak ludzie sobie popiją, to są różne jaja. Ostatnio graliśmy koło Poznania. Lał deszcz, błoto po kolana. I ludzie poważni, w średnim wieku, w garniturach skakali w błocie. Coś w nich widocznie siedziało, jakaś dzikość serca.
- Czy podczas tych wakacji, choć trochę odpoczywaliście
- Właśnie wróciliśmy z urlopu. Spędziliśmy siedem dni w takiej fajnej greckiej wiosce. I teraz zagramy dziesięć koncertów, a potem, w sierpniu, wchodzimy do studia i nagrywamy nową płytę, a właściwie dwie płyty. Jedna ukaże się w listopadzie, a druga w styczniu.
- To straszne tempo...
- Mamy już za sobą cztery płyty, teraz zrobimy piątą i szóstą. A materiału nam wystarczy na jeszcze kilka albumów. To tylko kwestia selekcji piosenek i ich doszlifowania.
- Najpierw jest tekst czy muzyka
- Bardzo różnie, nie ma reguły. Ale zdarza się, że do jednej melodii mamy po sześć różnych tekstów.
- Rozmawiamy tuż przed waszym gorzowskim koncertem. Czy macie tremę
- Nie mamy. Naprawdę, nie mamy.
- A jak się czujecie po koncertach. Maryla Rodowicz mówiła kiedyś, że każdy koncert to ogromna dawka adrenaliny, która bardzo długo trzyma i nie pozwala zasnąć.
- My po koncertach jesteśmy przede wszystkim strasznie zmęczeni. Gramy prawie dwie godziny i to naprawdę spory wysiłek. Często nawet brakuje chwili na złapanie oddechu. Odrywam trąbę od ust i już trzeba śpiewać. Nie jest to lekka praca, ale lubimy, to co robimy. Po to jesteśmy muzykami: aby publiczność cieszyć, radować i trochę pofrasować.
- Rozdajecie autografy
- Mamy takie zasady, że po każdym występie wychodzimy do ludzi i dajemy autografy. Czasem te pisanie trwa dłużej niż cały koncert. Ale uważamy, że widzów trzeba szanować i cenić. Jesteśmy przecież dla nich, a nie oni dla nas. Tylko przy tych autografach zawsze boimy się o dzieciaki, które stoją przy samych barierkach. Bo kilka razy już się zdarzyło, że tłum ruszył i dzieciaki mdlały. Dlatego zawsze wychodząc do ludzi mówimy, że każdy autograf dostanie i prosimy o cierpliwość.
- Dziękuję

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska