Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Żebrowski z Żagania szkolił się w najlepszej na świecie szkole snajperów

Tomasz Hucał 68 377 02 20 [email protected]
Starszy szeregowy Grzegorz Żebrowski był w USA od lipca do listopada. - Quantico to najlepsza szkoła snajperów na świecie. Choć gdy do niej wejdziemy, nie widać tego. Baraki, które nie rzucają się w oczy, zagrzybiony prysznic, wspólna łazienka - opowiada.
Starszy szeregowy Grzegorz Żebrowski był w USA od lipca do listopada. - Quantico to najlepsza szkoła snajperów na świecie. Choć gdy do niej wejdziemy, nie widać tego. Baraki, które nie rzucają się w oczy, zagrzybiony prysznic, wspólna łazienka - opowiada. fot. Archiwum
- Zdarzało się, że cały dzień mieliśmy zajęcia w deszczu i nawet nie pozwolili się przebrać. Bo przecież nie przerywa się wojny, gdy pada - mówi Grzegorz Żebrowski z Żagania, który wrócił z kursu dla snajperów w najlepszej szkole na świecie.

STRZELEC WYBOROWY TO NIE SNAJPER

STRZELEC WYBOROWY TO NIE SNAJPER

Grzegorz Żebrowski ma etat strzelca wyborowego. - W polskiej literaturze fachowej często używa się słowa snajper jako zamiennika dla strzelca wyborowego. Ale to dwa zupełnie inne określenia - wyjaśnia. - Strzelec wyborowy ma trafić w cel. Działa w zgrupowaniu wojska. A snajper to nie tylko strzały, to też zwiad, rozpoznanie. To żołnierz często działający sam, także na terenie wroga.

- Jak dostać się na taki kurs?
- Najpierw muszą człowieka dostrzec kadrowcy. Wiadomo, że operatora radia do szkoły w amerykańskim Quantico nie wyślą. Kadrowcy polskiej armii szukali ludzi na odpowiednich stanowiskach i tak znaleźli mnie. Służę w 34. Brygadzie Kawalerii Pancernej w Żaganiu jako strzelec wyborowy. Choć zaczynałem jako... operator radia.

- Pewnie najpierw trzeba było błysnąć znajomością angielskiego.
- Dokładnie. Był test ECL. Zdawałem go w ambasadzie USA w Polsce. To egzamin ze słuchania. Puszczali materiał w języku angielskim, a potem musieliśmy odpowiedzieć na sto pytań. 80 prawidłowych dawało przepustkę do kolejnego etapu. Nie miałem kłopotów z angielskim. Ten test to taki odpowiednik wojskowej dwójki, czyli egzaminu drugiego stopnia. A do niego podszedłem nawet bez kursu.

- I to koniec językowych zmagań?
- Raczej początek. Kolejnych dziewięć tygodni to kurs angielskiego w Defense Language Institute w Teksasie. Tam było już trudniej, bo język typowo wojskowy, używany przez amerykańską armię. Dodatkowo nie było mowy o pomyłce. Co tydzień mieliśmy egzamin z przerobionego materiału. Jedna wpadka i wracałeś do domu. Do tego trzy razy w tygodniu zajęcia z wuefu, przygotowujące do właściwego kursu.

- Dużo było obcokrajowców?
- Sporo. Amerykanie ściągają żołnierzy z całego świata, by podszkolić ich w wojskowym angielskim. W mojej grupie był pułkownik z Sudanu. Widziałem też żołnierzy z Afganistanu.

- A na szkoleniu snajperskim też byli ludzie z całego świata?
- Nie. Tylko ja i jeszcze jeden Polak, poza tym sami Amerykanie. Głównie Marines i Rangersi. Elita. Są snajperami sześć-osiem lat, zanim zaczną szkolenie w Quantico. Są już świetni, zanim tu przyjadą. Mają za sobą mnóstwo miesięcy na misjach na całym świecie. Choć do czasu przeszkolenia w ośrodku snajperów nazywa się ich świniami. Dopiero po ukończeniu kursu zamieniają się w dziki.

- Trudna jest ta przemiana?
- Bardzo trudna, szczególnie dla Polaków. Już na pierwszych zajęciach zaczęły się problemy językowe. Okazało się, że angielski, którego uczą na kursach, a ten używany w wojsku - to inny świat. Amerykanie mają mnóstwo skrótów, mówią slangiem. Wieczorami musieliśmy z moim polskim partnerem ślęczeć nad książkami i doskonalić język.
- Tylko język sprawiał kłopoty?
- W strzelaniu byliśmy dobrzy, często lepsi od Amerykanów. Początkowo bardzo nam pomagali, bo to sympatyczny, otwarty naród. Ale gdy zobaczyli, że jesteśmy lepsi, nie byli już tak uczynni. Generalnie było ciężko. Na początku instruktorzy próbowali maksymalnie zdołować każdego studenta, zniszczyć psychicznie, sprowadzić na bruk. Zdarzało się, że cały dzień mieliśmy zajęcia w deszczu i nawet nie pozwolili się przebrać. Bo przecież nie przerywa się wojny, gdy pada. Były też momenty, kiedy przed dwa dni nie mieliśmy czasu zjeść. Schudłem tam chyba ze 20 kilo.

- Jak wyglądało samo strzelanie?
- Różnie. Zajęcia mieliśmy rano, ale czasami i w nocy. Towarzyszyła nam skrajna pogoda. Strzelaliśmy w deszczu, a raz nawet podczas burzy, na szczycie wzgórza. Ale przed kursem podpisaliśmy papier, że jesteśmy świadomi zagrożeń, jakie tam czekają. Musieliśmy też uważać na słynne czarne wdowy. Te pająki są tam wszędzie. Po ukąszeniu człowiek ma 10 procent szans na przeżycie. Raz zdarzyło mi się też znaleźć w lesie wśród stada kojotów.

- Były chwile zwątpienia?
- Tak, ale z innych powodów. Na początku miałem kłopot z jednym elementem szkolenia, dokładnie z nawigacją lądową. Egzamin polegał na odnalezieniu i zidentyfikowaniu przedmiotów z wykorzystaniem kompasu, mapy oraz współrzędnych. Raz mi się nie udało i od razu usłyszałem, że to ostatnie ostrzeżenie, a przy kolejnym wylatuję do Polski. Na szczęście, nie wyleciałem.

- Mieliście czas zobaczyć coś poza koszarami?
- Weekendy były wolne, ale wtedy głównie szkoliliśmy angielski. Mogliśmy wyjeżdżać do 50 mil poza bazę. Zwiedziliśmy Waszyngton i Wirginia Beach. Na więcej nie było czasu. Miałem w planach jeszcze Nowy Jork, ale to siedem godzin podróży w jedną stronę.

- Będąc już dzikiem, o czym pan marzy?
- O kolejnych kursach w USA. Dla snajperów są zajęcia ze strzelania w mieście, wśród wysokich budynków, a także w górach, gdzie wiatr sprawia ogromne niespodzianki. Bardzo chciałbym je zaliczyć. Ale największym marzeniem jest skończyć odpowiednią szkołę i zostać oficerem. Robię wszystko, by tak się stało. Na koniec chcę dodać jeszcze jedno. W Quantico nauczyli nas najważniejszego - skromności. Powtarzali: "To najlepsza szkoła świata, ale zawsze w tym fachu znajdzie się ktoś lepszy od was, dlatego nigdy nie zachwycajcie się tym, że skończyliście ten kurs". Staram się postępować zgodnie z tymi wskazówkami.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska