Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzywna niestraszna

JANCZO TODOROW
Krowy Jana Kosińskiego idą z obory na pastwisko i z powrotem po asfalcie. Cztery razy dziennie. To wystarczy, żeby pod wieczór cała droga była pokryta odchodami. Na to nie godzą się mieszkańcy Grabika.

Mieszkańców, którzy pieszo albo samochodem muszą się tą ulicą poruszać, denerwuje to, że brudzą sobie buty i koła. A właściciel zwierząt nie zamierza po nich sprzątać.
Bronisław Abramowicz, który mieszka w pobliżu Kosińskiego, walczy z hodowcą krów od trzech lat.
- Kiedyś droga była pokryta kamieniami, to rzeczywiście ciężko było sprzątać po krowach. Ale teraz, kiedy jest asfalt, to nie jest takie trudne. Denerwuje mnie to, że wychodzę z domu i buty mam zaraz upaprane. Sąsiadka, która musiała iść na autobus nie mogła przejść drogą, bo zachlapała sobie buty. Już wcześniej pisałem do gminy, podpisali się też mieszkańcy wsi, ale nic z tego nie wyszło - opowiada B. Abramowicz.

Grzywna niestraszna

Rok temu wójt Jan Dżyga zobowiązał Kosińskiego do utrzymania czystości drogi, po której prowadza krowy. Hodowca nie przejął się pismem z gminy. Spór się zaognił i mieszkańcy napisali skargę do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Inspektorat przekazał sprawę do rozpatrzenia gminie. Nie było odpowiedzi, więc Abramowicz napisał swoją skargę do urzędu gminy i WIOŚ. Gdy i to nie poskutkowało, zadzwonił na policję. Policja zbadała sprawę i skierowała wniosek do sądu grodzkiego o ukaranie Kosińskiego. Rozprawa odbyła się w maju br. Sąd ukarał hodowcę grzywną 200 zł, kazał mu zapłacić też koszty sądowe.
- Co to za grzywna, nie wystarczy nawet na pokrycie kosztów paliwa dla radiowozu, który przyjeżdżał kilka razy - dziwi się B. Abramowicz. - I tak nic się nie zmieniło, droga nadal jest brudna, a właściciel krów lekceważy sobie sprawę. Muszę znowu dzwonić na policję, nie ma innego wyjścia.

Nie ma innej drogi

J. Kosiński mówi, że nie może zabronić zwierzętom załatwiania potrzeb i jest przekonany, że nie do niego należy sprzątanie drogi. - Jak im przeszkadza, to niech sobie sprzątają. Przecież to droga publiczna, gmina może zatrudnić do sprzątania bezrobotnych, bo ja płacę podatki. Albo niech mi gmina wybuduje inną drogę, żebym mógł prowadzić krowy z obory na pastwisko. Chyba, że wyrżnę całe stado i gmina zapłaci mi odszkodowanie za likwidację hodowli - zaznacza.
- Innej drogi dla krów nie ma i nie będzie - stwierdza wójt Dżyga. - Jasne, że sprzątać musi właściciel zwierząt, a nie mieszkańcy. Gmina też nie będzie sprzątać tej drogi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska