Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

GTPS Gorzów przegrał z BBTS-em Bielsko-Biała na własne życzenie

(ppp)
Maciej Wołosz potrafił wziąć ciężar gry na własne barki, ale to nie wystarczyło do pokonania lidera
Maciej Wołosz potrafił wziąć ciężar gry na własne barki, ale to nie wystarczyło do pokonania lidera fot. Kazimierz Ligocki
W meczu z liderem BBTS-em Bielsko Biała gorzowianie mieli niezwykle trudne zadanie, bo musieli zwyciężyć, aby się liczyć w walce o play offy. Niestety, polegli, a ich sytuacja stała się bardzo trudna.

BBTS BIELSKO-BIAŁA - RAJBUD DEVELOPMENT GTPS GORZÓW 3:0 (28:26, 28:26, 25:17)

BBTS BIELSKO-BIAŁA - RAJBUD DEVELOPMENT GTPS GORZÓW 3:0 (28:26, 28:26, 25:17)

BBTS: Kałasz, Kusaj, Jaszewski, Gaca, Mikołajczak, Tomczyk, Sufa (libero) oraz Pająk, Król, Jajszczak, Bielicki.

RAJBUD DEVELOPMENT GTPS: Borczyński, Grzesiowski, Stępień, Kamiński, Wołosz, Kudłacik, Kaniowski (libero) oraz Jasiński, Maciejewicz, Wroński, Olichwer.

Sędziowali: Ryszard Surdej (Tarnów) i Tomasz Flis (Kraków). Widzów 150.

Nasi walczyli w każdym z setów, kilkakrotnie wychodząc z beznadziejnych sytuacji. Ale zabrakło odrobiny umiejętności. Może trochę szczęścia, bo dwie pierwsze partie były na wyciągnięcie ręki. Niestety, obie przegraliśmy.

Zaczęło się nieźle, bo nasi wyszli na prowadzenie 6:3, a ostatni punkt potężną zagrywką zdobył Arkadiusz Kamiński, który "ustrzelił" Tomasza Tomczyka. Gdy wydawało się, że po takiej akcji gorzowianie nabiorą wigoru, rywale wyrównali na 8:8. GTPS nie składał jednak broni i znów odjechał na trzy "oczka", ale lider znów doskoczył do stanu 13:13. Pechowy numer tym razem trafił w gości. Nasi jakby stanęli, a gospodarze punktowali. Po serwie w aut Macieja Wołosza przegrywaliśmy już 15:19.

Ale wtedy znów w naszych wstąpił nowy duch i za sprawą właśnie Wołosza wyrównaliśmy na 21:21. Emocje sięgały zenitu, a Wołosz dawał prawdziwy koncert. To atakował, to blokował, wykorzystywał wszystkie błędy rywali. Po jego akcjach wyszliśmy na prowadzenie 24:23. W końcówce zabrakło jednak zimnej krwi. Najpierw Paweł Mikołajczak zaatakował po naszym bloku, a potem Kamiński w aut.

Druga odsłona różniła się od pierwszej diametralnie, mimo że przegraliśmy ją w takim samym stosunku. Tym razem gospodarze szybko wyszli na prowadzenie i utrzymywali kilkopunktową przewagę do stanu 16:16. Walka punkt za punkt, a od wyniku 19:19 wspaniały odjazd ekipy Sławomira Gerymskiego. Najpierw siatki dotknął Michał Jaszewski, potem nasi postawili potrójny blok, a Mateusz Jasiński poprawił kolejną czapą i dwoma atakami ze skrzydła. Było 24:20 dla nas i wydawało się, że nic nie może odebrać nam zwycięstwa w tym secie. Ale w poczynania naszych wkradła się straszna nerwowość, a rywale bronili piłki wręcz nieprawdopodobnie. My zaczęliśmy popełniać proste błędy i gospodarze najpierw doszli, a potem znów dobił nas Mikołajczak.

- Ostatni set był już bez historii - mówił trener gorzowian Gerymski. Miał rację, bo nasi wyszli na parkiet, jak na egzekucję. Rywale się rozstrzelali i już po kilku minutach prowadzili 10:3. Nasi zdołali jeszcze wspiąć się na wyżyny i doszli na 12:13, ale to było wszystko, na co tego dnia było stać gorzowian. Gospodarze dobili nas jak ranną zwierzynę. - Chyba musimy zapomnieć o pierwszej czwórce - mówił Gerymski. - Jestem zły, bo mieliśmy praktycznie wygrane dwa sety, a polegliśmy na własne życzenie. Nie można przegrywać prowadząc 24:20! Niestety, teraz musimy skupić się na walce o miejsca 5-6, bo Nysa goni i przy jakiejkolwiek naszej porażce, możemy mieć masę kłopotów. Z drugiej strony to jest sport i wszystko jest możliwe. Gdyby poległa Hajnówka i Orzeł, a my zgarnęlibyśmy komplet punktów...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska