Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gulasz w dołku i kawa pita w kabanie, czyli o restauracji stylizowanej na więzienną celę

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
- Za kratami pokornieją najwięksi twardziele. Do tej celi ludzie będą jednak wchodzić na własne życzenie - mówi Piotr Szlachtycz, restaurator z Kaławy. (fot. Dariusz Brożek)
- Za kratami pokornieją najwięksi twardziele. Do tej celi ludzie będą jednak wchodzić na własne życzenie - mówi Piotr Szlachtycz, restaurator z Kaławy. (fot. Dariusz Brożek)
Właściciel restauracji w Kaławie zaadaptował jedno z pomieszczeń na więzienną celę. Kraty i inne aresztanckie gadżety mają być atrakcją dla klientów, ale także przestrogą dla niepokornej młodzieży.

Pomieszczenie ma zaledwie kilka metrów kwadratowych. Z trudem mieści się w nim prycza. Obok stoi metalowy pojemnik. To tzw. bomba, jak w więziennym żargonie określa się toalety. Dawniej więźniowie załatwiali do takich wiader swoje potrzeby fizjologiczne.

- To nie sanatorium. Jeśli chodzi o metraż, unijnym normom jednak odpowiada - zapewnia Piotr Szlachtycz, właściciel restauracji i motelu w Kaławie.

Prywatne więzienie powstało w dawnej oborze, którą kilka lat temu P. Szlachtycz zaadaptował na motel. Sąsiaduje ze stylową restauracją. Przypadkowy gość sam tam nie wejdzie, gdyż dostępu do pierwszego z pomieszczeń broni solidna krata. Właściciel otwiera ją gnatem. To ogromny klucz, który kojarzy mi się w filmami o Alcatraz. Razem wchodzimy do pomieszczenia dyżurnego, czyli „gada” w gwarze grypsujących skazańców. W środku stoi stolik i krzesło. Z zamontowanych pod sufitem głośników snuje się smętna ballada; „W więziennym szpitalu, na zgniłym posłaniu, młody więzień samotnie umiera...”.

Przed nami okute drzwi z dębowych desek, które oddzielają dyżurkę od celi. To oryginalne drzwi od izby zatrzymań z dawnego posterunku milicji w Kaławie. Zaglądam do środka przez wizjer nazywany przez grypsujących kuklem, lub zeksem. Po otwarciu, następna krata z otworem, przez który osadzony może odbierać posiłki. Pałaszuje je łyżką, bo noża i widelca w celi mieć nie można. Chyba, że z plastiku. Chodzi o bezpieczeństwo osadzonych, ale przede wszystkim funkcjonariuszy więzienia.

- Łyżka to wiosło, kubek to kuban, płaska cynowa miska to platera, a głęboka to dołek - opowiada Wiesław, którzy kilkanaście lat spędził za kratami w ciężkich więzieniach we Wronkach i Sztumie.

Jak wygląda życie osadzonego? To 23 godziny w celi i godzina na spacerniaku. Jeśli ma status niebezpiecznego - tzw. Enkę, na spacer wyprowadzany jest w kajdankach. Potem strażnicy go rozkuwają i chodzi samotnie między murami. Raz w tygodniu kwadrans na kąpiel. Pod prysznicem trzeba się śpieszyć i bardzo uważać, bo - jak zauważa nieco filozoficznie pan Wiesław - ancel to nie Wersal.

Jakie jest więzienne menu? Na śniadanie rozwodniona zupa mleczna, paprykarz, chleb zwany bunio i margaryna, czyli marycha. Obiad to zazwyczaj cienka zupa i kasza z namiastką gulaszu. Kolacja składa się z chleba, pasztetu i margaryny. Rzadziej z „giętej kiełbasy”. Dlaczego „giętej”? - Nie chciałby pan jej jeść - odpowiada.

Cela ma być atrakcją dla gości restauracji. Po spałaszowaniu schaboszczaka mogą tam poznać podstawy więziennej gwary, czyli grypsery. Muszą tylko kupić kodeks karny, który pełni tutaj rolę biletu. - Niektórzy restauratorzy stylizują swoje lokale gastronomiczne na wiejskie izby, inni kuszą gości gadżetami z epoki socrealizmu. Ja wybudowałem celę. Myślę o wprowadzeniu do menu potraw nawiązujących do więziennej kuchni. Ale tylko z nazwy - zastrzega właściciel.

Restaurator nie musi się martwić o klientów. Lokal położony jest przy ruchliwej „trójce”. I w dodatku przy skrzyżowaniu z lokalną drogą do Pniewa, gdzie znajduje się trasa turystyczna w podziemiach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Każdego roku odwiedza ją kilkadziesiąt tysięcy turystów. Na pewno niejeden z nich skusi się na rumsztyk aresztanta, czy schab a’la galernik.

Skąd pomysł? P. Szlachtycz nie ukrywa, że 16 miesięcy spędził za kratami. Przed kilkoma laty został oskarżony o zlecenie zabójstwa. Potem sąd oddalił wszystkie zarzuty i teraz stara się o odszkodowanie. - Swoje tam przeżyłem - zaznacza.

Namiastka aresztu ma być przestrogą dla młodych ludzi, którzy są już przysłowiową jedną nogą na drodze do prawdziwego więzienia. - Jeśli ktoś ma sprawiające kłopoty dziecko, zapraszam do mojej restauracji. Niech synek zobaczy, co go może czekać, jeśli wejdzie na przestępczą ścieżkę. Jestem przekonany, że wielu przemyśli swoje życie i przestanie kozaczyć po wizycie w tej cel - tłumaczy P. Szlachtycz.

Chętni mogą nawet przebrać się w więzienne drelichy. Przedtem każdy musi podpisać oświadczenie, że wchodzi tam na własną odpowiedzialność. Przewodnikiem będzie jeden z pracowników restauratora. Spędził za kratami kilka lat i teraz stara się naprawić życiowe błędy. Niebawem w dyżurce pojawi się długonoga blondynka. Uzbrojona w Kałacha ma pilnować „więźniów”, a kiedy zatęsknią za wolnością - otwierać im drzwi.

Wiceprezes Sądu Okręgowego w Gorzowie Wlkp. sędzia Roman Makowski przyznaje, że nigdy nie słyszał o podobnym pomyśle. Nie wyklucza jednak, że konfrontacja z więziennymi realiami może wyprostować czyjeś pogmatwane życiowe ścieżki. Podobne zdanie ma na ten temat psycholog Małgorzata Radecka. Zaznacza, że autorzy wielu kampanii społecznych ostrzegają przed negatywnymi zachowaniami pokazując ich drastyczne skutki. Np. samochody rozbite przez pijanych kierowców.

- Podobny skutek może przynieść pokazanie celi i warunków życia osadzonych. Ta inicjatywa z pewnością może mieć charakter edukacyjny - zapewnia.

Zastępca dyrektora aresztu śledczego w Międzyrzeczu mjr Paweł Kaczmarek przyznaje, że pomysł jest oryginalny. Dodaje jednak, że polskie więzienia wciąż się zmieniają. - Wiadra do załatwiania potrzeb fizjologicznych to już historia. Teraz standardem we wszystkich celach są sanitariaty i bieżąca woda. Wielu osadzonych korzysta też z telewizorów. Poza tym więzienie to nie tylko cele i kraty, ale także praca penitencjarna z osadzonymi i rozmaite metody ich resocjalizacji - zaznacza.

Kiedy wychodzę z celi głośnik charkocze refren więziennej ballady: „Czarny chleb i czarna kawa, opętani samotnością w myślach swych szukamy szczęścia. Szczęścia, które jest wolnością”.

 

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska