Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hanna Bakuła spotkała się w Gorzowie ze swoimi czytelnikami

Renata Ochwat
fot. Kazimierz Ligocki
Do biblioteki wojewódzkiej przyszedł w poniedziałek tłum fanów. Spotkanie zaczęło się od tego, że pisarka sama sfotografowała publiczność. Wywołało to śmiech i dostała od publiczności oklaski.

[galeria_glowna]
A potem opowiadała o swoich portretach, przyjaźni z Agnieszką Osiecką. A także o tym, jak w dzieciństwie była małym tyranem.

Maluję portrety psychologiczne
Na pytanie dlaczego bywa nazywana Witkacym w spódnicy, Hanna Bakuła najpierw się uśmiechnęła. - No, jestem w spódnicy - zauważyła. W rzeczywistości była w spodniach. Tłumaczyła, że łączy ją z Witkacym sposób portretowania modela, technika, czyli sposób bliski impresjonizmowi oraz pastele - materia malarska.

- Kiedy maluję, to moi modele siedzą nieporuszeni i się denerwują. Bo nie wiedzą, co jest. Po jakimś czasie pokazuję im, co namalowałam. I podobnie jak Witkacy nie przyjmuję uwag. Zmniejszam tylko biusty i nosy - mówiła.

Zaznaczyła tylko, że nie maluje otyłych ludzi. - No bo im się zawsze wydaje, że są szczuplejsi. Kiedyś namalowałam takiego grubego modela. A on mnie poprosił, żeby mu tej tuszy ująć. Ujęłam, a od jego żony usłyszałam, że wszystko jest w porządku, tylko jej mąż nigdy nie był taki chudy - mówiła.

Okazało się też, że najlepiej jej się maluje portrety pięknych kobiet. - Zaczepiam je na ulicy. Robię tak, jak to kiedyś czynili malarze. I proszę sobie wyobrazić, że jeszcze nikt nigdy mi nie odmówił - tłumaczyła.

Pisać mnie nauczyła Agnieszka

- Kiedy dostałam propozycję napisania książki, to poszłam do Agnieszki Osieckiej i poprosiłam, żeby mnie nauczyła pisać. Ona mi wtedy powiedziała, że pisać trzeba tak, jak się mówi. Nie jak myśli, tylko mówi. No i jest jeszcze ten warunek, żeby się miało o czym pisać - tłumaczyła.

W jednej z jej książek jest przezabawna anegdota, jak to jej dziadek ściął cały klomb tulipanów, żeby pochód pierwszomajowy nie miał za ładnie. - Nasza rodzina to była taka zwykła centrowa familia. Ani na lewo, ani na prawo. Tak po prostu w centrum. Nikt nigdzie nie należał, się nie udzielał. A nasz dom leżał tuż przy trasie pochodu pierwszomajowego. I kiedy zakwitły tulipany pracowicie zasadzone babciną ręką, to dziadek je skosił. Jak mówił, żeby im, tym w pochodzie, nie było za ładnie - opowiadała.

W trakcie spotkania wyszło, że pisarka była tyranem. - Tak sobie całą rodzinę podporządkowałam, żeby jak najmniej robić. Siedziałam sobie na brzozie a inni zasuwali. Taka byłam - mówiła. I za to też dostała burzę oklasków.

To była jedyna w sobie przyjaźń

Pisarka przez 18 lat, aż do śmierci Agnieszki Osieckiej przyjaźniła się z poetką. - To była dziwna osoba. Bardzo ciekawie opowiadała i nigdy się nie powtarzała. Miała tylko jedną wadę - krótką pamięć. Zapominała ludzi, których poznała na chwilę. A potem się dziwiła, że ktoś mówi do niej po imieniu - opowiadała Hanna Bakuła.

Wspominała historię z Zakopanego, kiedy to we dwie w hotelu Kasprowy spotkały Jerzego Urbana z żoną. - Siedzieliśmy sobie przy barze i piliśmy wódkę. I nagle przyplątała się do nas rosyjska prostytutka Wiera, taki okropny koczkodan w króciutkiej spódnicy. Wieczór się tak potoczył, że Agnieszka zaproponowała jej, aby przyjechała do Warszawy i tam zamieszkała. A Urban obiecał, że da jej pracę w tygodniku "Nie".

- I ona przyjechała. Agnieszka do mnie dzwoni przestraszona, że Wiera jest i po prostu pije herbatę. Poleciałam do niej i rzeczywiście - Wiera piła sobie tę herbatę. Wymyśliłyśmy, że mama Agnieszki się nie zgadza na zamieszkanie, ale ta praca w "Nie" na pewno jest aktualna. Dałyśmy jej na taksówkę i postanowiłyśmy nie odbierać telefonu. Ale zrobiła to mama Agnieszki. Poradziłyśmy Urbanowi, żeby dał jej na pociąg do Zakopanego. Dostała coś z 2 tys. zł - mówiła.

Wspominała też o alkoholizmie Agnieszki i awanturze jaką po śmierci poetki wywołała jej córka Agata Passent mówiąc o tym publicznie. - A przecież Agata studiowała osiem lat w Harvardzie i ją tam nauczyli mówić prawdę. To czego się było spodziewać - mówiła Hanna Bakuła.

Matki powariowały

Dostało się też trochę współczesnym matkom, które pozwalają swoim nastoletnim córkom wyglądać jak prostytutki i jeszcze latają za nimi z propozycją kotlecika. - Świat po prostu stanął na głowie. Ale przeżyjemy to. Trzeba się izolować, telewizor wyrzucić za okno, czytać tylko dobre książki, z internetu korzystać, kiedy rzeczywiście trzeba, spotykać się z życzliwymi ludźmi. My jesteśmy jak ta arystokracja podczas rewolucji październikowej. Wyjedziemy na Kołymę i przetrzymamy też i to wariactwo - żartowała pisarka.

Okazało się też, że pisarka nie lubi ... wysokich ludzi. - Bo w ich towarzystwie czuję się nieswojo. Zresztą teraz porobiło się tak, że dziewczyna ma być wysokim, wychudzonym i smutnym wieszakiem, tak żeby się kolegom podobała. Nawet nie własnemu narzeczonemu, tylko kolegom - opowiadała.

Spotkanie trwało dwie godziny i zakończyło się podpisywaniem książek. Hanna Bakuła przyjechała do Gorzowa w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska