Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Harry, co się tak wleczesz, młodzieńcze?!

Zdzisław Mugol Haczek
fot. Warner Bros. Entertainment
Chwała fanom Harry'ego Pottera! Dzięki ich ciągłym podpowiedziom w stylu "Tego nie ma w książce", "To było inaczej" oraz naczosom, maczanym w smrodliwym sosie, nie zasnąłem na "Księciu Półkrwi".

Ekranizacja szóstego tomu przygód młodego (dorastającego? starzejącego się inaczej?) czarodzieja wcale mnie nie rozczarowała. Już przy piątym filmie z cyklu zwątpiłem w serię, która zboczyła w kierunku "Mody na sukces".

Nudząc się dwie i pół godziny na "Harrym Potterze i Księciu Półkrwi" - z małymi przerwami, ale o tym poniżej - wspominałem wcześniejsze filmy z magicznej serii. Dziecięcy wdzięk i radość nowej przygody "Kamienia Filozoficznego" i "Komnaty Tajemnic", które wyszły spod ręki Chrisa Columbusa, speca od familijnych komedii spod szyldu "Kevin sam w domu".

Myślami wracałem do "Więźnia Azkabanu", gdzie hollywoodzcy producenci zaryzykowali i dojrzewających bohaterów cyklu powierzyli Alfonso Cuaronowi - Meksykaninowi, wsławionemu właśnie zupełnie dorosłym obrazem "I twoją matkę też". I owszem, mieliśmy tu na ekranie pierwsze miłosne zauroczenia, muśnięte różem erotyki. Był autentyczny oddech grozy, który zamarzał na szybach, kiedy do pociągu, pędzącego do Hogwartu, wchodzili złowrodzy dementorzy. Pojawiały się wreszcie nowe, niesamowite stworzenia, jak hippogryf Hardodziób.

I wreszcie "Czara Ognia". Tu Brytyjczyk Mike Newell - ten od przebojowej komedii "Cztery wesela i pogrzeb" - z jednej strony zadbał o emocje podczas Turnieju Trójmagicznego, z drugiej postawił młodziutkich bohaterów pod jemiołą na Balu Bożonarodzeniowym. Oj, pamiętam te brawa na kinowej sali podczas nieśmiałego pocałunku na ekranie! Do tego horror dawał o sobie znać, bo do drzwi pukał Sami Wiecie Kto...

Aż w 2007 roku do reżyserowania "Harrych Potterów" wyznaczono Davida Yatesa - Brytyjczyka, znanego przede wszystkim z... kręcenia seriali. "Zakon Feniksa" w jego wykonaniu wyglądał jakby był to "film na przeczekanie", czyli jedziemy na jałowym biegu, byle dociągnąć do końca serii, gdzie jak wiedzą potteromaniacy czeka nas wielkie bum!
Bo i czym się przejmować? Wierna widownia i tak już jest kupiona. I to od 2001 r., kiedy "Kamień Filozoficzny" zaczął konsumować czytelników powieści J. K. Rowling.

Może zresztą brak dramaturgicznych zakrętów w "Księciu Półkrwi" to wina tej cwanej pisarki? Skoro płacą mi miliony funtów za każdy tom i drugie tyle za prawa do ekranizacji, to nic - tylko przeciągać historię, rozpisując rzecz na odcinki telenoweli... Bo taki twór przypomina "Książę Półkrwi", gdzie gdy w końcu dochodzimy do wyjaśnienia tytułowej zagadki i jedna z postaci wyznaje: - To ja jestem Księciem Półkrwi! - świat nie zamiera ani się nie wali. Nie dzieje się nic! Facet coś powiedział i poszedł. A Harry dostał kolejny raz z różdżki i po swojemu stęka.

"Książę Półkrwi" ma kilka scen "żywych". To mecz quidditcha z podjaranym Ronem. To ręka gollumopodobnego stwora nagle wyskakująca z topieli. To wreszcie próby uczłowieczania książkowych postaci. Dumbledore gapiący się na modelkę na billboardzie na stacji w świecie Mugoli, Harry, umawiający się z dziewczyną z baru, który jednak - jako Wybraniec - musi zrezygnować z randki i znów Dumbledore, który wraca z toalety z czasopismem i chwali się, że lubi... "robótki ręczne"!

Magia w najnowszym "Potterze" zwietrzała. Zastąpiły ją zupełnie mugolowate podrywy, romanse, sceny zazdrości, humoru - właściwe serialom dla nastolatków czy przygodom nowego hitu - tym razem wampirycznego "Zmierzchu" z kilogramem kontynuacji. Perypetie sercowe bohaterów to nic złego, tyle tylko, że tu to sztampa. I ileż razy można pisać, że grająca Hermionę Emma Watson i odtwórca roli Rona - Rupert Grint są aktorsko lepsi od Daniela "Harry'ego" Radcliffa? Choć może oni też po prostu mają więcej do zagrania od bezbarwnego kolegi, którego nawet blizna na czole przestała boleć. Ale cóż - Voldemort tylko puszy się jako ciężka chmura na niebie...

Reżyser Yates nawet śmierci jednej z najważniejszej postaci cyklu nie potrafił w "Księciu Półkrwi" odpowiednio emocjonalnie wygrać... A może nie mógł, bo ekranizacje książek Rowling wcale nie mają za bardzo straszyć i tym samym odstraszać od kinowej kasy widzów poniżej 12. roku życia...

Tymczasem ostatni tom serii - "Harry Potter i Insygnia Śmierci" podzielono na dwie części (premiery: w listopadzie 2010 i 2011 r.). I dalej reżyseruje David Yates! Dobranoc...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska