Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Olszak, były zawodnik Falubazu o przyjemnościach, których nie kupisz

Marcin Łada
Olszak był jednym z najlepszych polskich żużlowców. Walczył też dla Falubazu i trafił do zielonogórskiej Galerii Sław.
Olszak był jednym z najlepszych polskich żużlowców. Walczył też dla Falubazu i trafił do zielonogórskiej Galerii Sław. Tomasz Gawałkiewicz
- Tylko idiota nie zna strachu, ale nie mogę wątpić w swe umiejętności - rozmowa z byłym zawodnikiem Falubazu Henrykiem Olszakiem.

Wielu przyszłych zawodników, kiedy zaczynał pan karierę, uciekało się do rozmaitych forteli, żeby uzyskać zgodę rodziców na treningi w szkółce. Czy pan też?
- Nie miałem takiej potrzeby, bo za sprawą braci od małego wsiadałem na motocykl. Później wpłynęli na rodziców i szybko dostałem zgodę. Przyszedłem, a w kolejce do lekarza czekało przeszło 80 chłopaków. Jeden skoczył przez stodołę, drugi inne cuda, a ja spokojnie, bo tylko jeździłem. Jak przyszło co do czego, to z całej tej grupy do licencji zostałem sam. Ósmy trening w życiu stanowił faktycznie egzamin. To był 1976 rok.

Kto pana przygotowywał?
- Trenerem był świętej pamięci Heniu Ciorga, a pomagał mu też już nieżyjący Mieczysław Mendyka. Dobrze pamiętam ten egzamin. Do dziś jestem niezmiernie wdzięczny byłemu sędziemu, który go prowadził. Wtedy jechało się najpierw cztery kółka samemu, a na łukach była namalowana linia, której nie mogliśmy przekroczyć. Wszystko oczywiście z normą czasu gorszą o dziesięć procent od rekordu toru. Potem w czwórkę. Niestety, troszkę tremy i już na starcie zrobiłem fikołka. Sędzia przerwał próbę i jeszcze raz dopuścił mnie do egzaminu. Powiedział: spokojnie, nie denerwuj się. Widocznie widział we mnie potencjał, a ja wygrałem ten powtórzony bieg. Kilka lat później podszedł do mnie po jakiejś imprezie w Falubazie i przyznał, że dobrze zrobił z tą drugą szansą.

Andrzej Huszcza jeździł w lidze angielskiej, a pan nie. Dlaczego?
- Działacze uważali, że ktoś musi pilnować podwórka. Tak to przynajmniej odbierałem, kiedy Andrzej jeździł w Anglii. Ja prowadziłem wtedy drużynę i większość meczów nam wychodziła. Ale nie powiem, kiedy byłem w kadrze, mieliśmy wyjazdy do Danii, Niemiec, Austrii czy Włoch. Nie byliśmy specjalnie ograniczani, choć oczywiście nie było to samo co dziś.

Który medal czy tytuł wspomina pan ze szczególnym sentymentem? Ten najważniejszy?
- Najprzyjemniejsze było zdobycie tytułu mistrza Polski w parach klubowych. Pewnie dlatego, że był to mój pierwszy złoty medal, a przy tym także pierwszy dla Zielonej Góry. Przed tym turniejem byłem z Andrzejem Huszczą na innych zawodach w Toruniu. Miałem wtedy jeden motocykl i zatarł mi się. Zapytałem Andrzeja, który dysponował dwoma, czy pożyczy mi ten, który mniej mu pasuje. Strzeliłem w Gnieźnie (w 1979 - dop. red.) rekord toru, wygrałem wszystkie biegi i zdobyliśmy tytuł mistrza Polski. Piękne chwile.

Dziś umiejętność jazdy parą to rzadka sztuka.
- Współczesne drużyny składają się z zawodników-firm i trzeba umieć ich połączyć w zgrany zespół. Jeden musi pomóc drugiemu. Jeśli będziemy się szanowali i ja poczekam na ciebie, to następnym razem ty poczekasz na mnie. Na torze bywa różnie i trzeba myśleć: tu muszę zejść, troszeczkę przytrzymam, ale tam poczekam. Jeśli to działa, mamy wynik. Co z tego, że ja wciąż będę kończył pierwszy, kiedy kolega za każdym razem na zero. Jest takie stare powiedzenie: żeby wygrać ligę to 3:3 i punkcikiem do przodu. Nie trzeba cały czas kończyć na 5:1.

Jak pan sobie radził z presją, która podobno jest w Zielonej Górze wyjątkowa?
- Jeśli mam jeździć na żużlu to, nie mogę się bać. Tylko idiota nie zna strachu, ale nie mogę wątpić w swe umiejętności. Wiem, że liczą na mnie kibice i sponsorzy, którzy mają wkład w mecz. Ja też muszę dać coś od siebie, przezwyciężyć słabości, żeby zrobić wynik. Trzeba mieć właściwe podejście. Kiedy podjeżdżam do taśmy, to nie walczę sam ze sobą, ale z taśmą i sędzią. Muszę go przechytrzyć i idealnie trafić. Po to trenuję i przygotowuję motocykl, żeby wstrzeliwać się idealnie jak najczęściej. Zyskuje się w ten sposób nad rywalem centymetry przewagi przed wejściem w łuk.

Słyszałem, że byliście nie tylko królami toru, ale potrafiliście siedzieć do rana na baletach, a po obiedzie wygrywać mecze.
- Tak, to prawda, ale jedną rzecz trzeba przyznać. Choć tak robiliśmy, nie ma co ukrywać, wiedzieliśmy, że jutro jest mecz, w którym siebie trzeba dać. Trzeba dać. I dawaliśmy z siebie wszystko. Kibice i działacze byli zadowoleni. My też. Wtedy zawodnik, nawet przeciwnik, był przyjacielem. Dziś jeden drugiemu czasem nie umie powiedzieć cześć. Ludzie się troszeczkę pogubili, a przecież pogoń za pieniędzmi to nie wszystko. One nie dadzą ani szczęścia, ani zdrowia. Jest jeszcze taka przyjemność życia, jak nie posiadanie pieniędzy, ale czyjejś sympatii.

Bardzo ładnie pan to ujął.
- Mieliśmy bardzo ważny mecz w Gnieźnie (w 1982 - dop. red). Wygrana powodowała, że przed ostatnią kolejką mistrz Polski był nasz, a mechanicy zapomnieli zabrać zębatki. Poszedłem do przeciwników i powiedziałem: wiecie, jaki jestem, zębatka nie wygrywa. Pożyczyli mi, bo był twardy tor, a my mieliśmy założone sześćdziesiątki na przyczepny, który zawsze tam był. Trener Stasiu Sochacki odszedł do Gniezna z Zielonej Góry i zrobił twardy, żeby nas ugotować. I pewnie by ugotował, gdyby mi nie pożyczyli tej zębatki. Ten motocykl pojechał w 12 z 15 biegów (Olszak wywalczył 13 pkt. i dwa bonusy, a Falubaz wygrał 48:42 - dop. red.). To jest właśnie ta przyjaźń i zrozumienie. Nie liczyło się, że to moja maszyna i się zatrze, a przy tym załatwiłem zębatkę. Chciałem, żebyśmy wygrali.

Wielu dobrych żużlowców miało problemy z przystosowaniem się do życia poza torem. A pan?
- Nie miałem jakiegoś załamania, żebym stał pod płotem i płakał. Kiedy złamiesz nogę to nie znaczy, że nie będziesz chodził. Trzeba mieć nadzieję, że jutro będzie lepiej. Trzeba być sobą. Człowiekiem.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska