Henryk Wesołowski, który wygrał na pierwszym zebraniu i przegrał w trakcie drugiego, złożył protest i nie wyklucza, że sprawą zainteresuje prokuratora. - W czasie drugiego zebrania nie dopilnowano tajności głosowania. A to powinno skutkować unieważnieniem wyborów i zwołaniem kolejnego zebrania - tłumaczy Henryk Wesołowski.
Pierwsze zebranie odbyło się 7 stycznia. Do rywalizacji o stanowisko sołtysa stanęli Leszek Dolatowski i Henryk Wesołowski. Zwyciężył pan Henryk. Uzyskał 26 głosów, jego rywal - 25.
Jednak kilka dni później do burmistrza Dariusz Bekisza trafił protest mieszkańców, którzy zakwestionowali ważność wyborów. Do wsi udał się wiceburmistrz Krzysztof Tomalak, który potwierdził, że jedna z mieszkanek dostała dwie karty do głosowania, dla siebie i nieobecnej na zebraniu córki. I obie wrzuciła do urny wyborczej. Sama zainteresowana twierdziła, że za córkę wrzuciła kartkę przypadkowo, a ponadto, że o takim fakcie poinformowała komisję wyborczą, która nie zaprotestowała.
Sam Henryk Wesołowski o całe zamieszanie oskarża obecnego na zebraniu wiceburmistrza Tomalaka. - Wiceburmistrz widział całą sytuację. Także to, że jedna z pań wrzuciła dwie kartki, za siebie i córkę. A więc powinien zareagować. Wtedy nie byłoby protestu i pewnie ja wygrałbym. Zresztą na tym samym zebraniu jeden z dorosłych także wrzucił dwie karki, za siebie i syna. Ale ten był obecny - twierdzi pan Henryk.
Czytaj więcej we wtorkowym (10 lutego), papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej" dla Czytelników ze Świebodzina i okolic.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?