Jest w Klenicy kościół, a przy nim figurka Jana Nepomucena, patrona szczerej spowiedzi, orędownika podczas powodzi. Nieopodal zaś cmentarz, który zasługuje na oddzielną opowieść. Niemiecko-polski. Ktoś wciąż dba o groby - jedne nieco porośnięte mchem, inne oplecione bluszczem - z tablicami „Hier ruht in Gott...” (Tu spoczywa w Bogu...). Na niewielkim wzniesieniu, w cieniu dostojnej lipy, czerwony pomnik: Irena Bielefeldt. Ta historia skończyła się w Klenicy, a zaczęła w Kleinitz.
I pieścić Cię, i pieścić
Irena skończyła szkołę gospodarczą dla dziewcząt. Była już pełnoletnia, gdy latem 1935 rozpoczęła praktykę na plebanii w Züllichau (Sulechów). Waltera po raz pierwszy ujrzała w kościele. Wpadł jej w oko ten przystojny chłopiec w mundurze. Pochodził z Berlina, w Züllichau był w wojsku. Spojrzenie gdzieś ukradkiem, rumieniec, przelotny uśmiech, pierwszy spacer, coraz więcej chwil spędzanych razem... W święta Bożego Narodzenia odważyła się zaprosić go do Kleinitz. Marii, mamie Ireny, oczywiście się nie spodobał. Ale ojciec Franz, dziadek August, no i młodsza siostra Gretel okazali się bardzo mili.
Choć z każdym kolejnym spotkaniem uczucie rozkwitało, nie dało się nie zauważyć, że Waltera coś gnębi.
Wspominał o ćwiczeniu przekraczania granicy, coraz rzadziej wychodził na przepustki, wreszcie się nie pojawił - raz, drugi... Irena była przerażona, gdy do Kleinitz zajechali dwaj żandarmi i zaczęli ją wypytywać o narzeczonego. A za chwilę wzięli na przesłuchanie do Züllichau. Padło słowo dezerter...
Wieści o Walterze nie miała żadnych. Aż któregoś dnia, sprzątając sypialnię rodziców, zdjęła obrus ze stołu.
I zobaczyła schowany, ale otwarty już list. Adresowany do niej. Nadawca: Marianna Bielefeldt, matka ukochanego. 14 stycznia 1937 napisała: „(...) Walter i jego kolega Dimke zdezerterowali ze swojej jednostki i zostali złapani przez żandarmów w Misdroy, nad Bałtykiem. (...) Za oddalenie się z jednostki Walter został skazany na ciężkie roboty. Siedzi w jakimś karnym obozie pod belgijską granicą (bardzo bagniste tereny). Nie wiem, jak długo ma trwać ta jego kara, ale przynajmniej wiem, że żyje... i kiedyś wyjdzie na wolność. (...)”.
Więcej o tej niesamowitej i wzruszającej historii przeczytasz w serwisie plus.gazetalubuska.pl
Przeczytaj także:
Lane poniedziałki, gdy świętowaliśmy z Falubazem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?