Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Różanej Dziewczyny. Życie jak cierń

Zbigniew Borek 95 722 57 72 [email protected] Paul van Gageldonk "Dagblad de Limburger"
Jakub Pikulik
Metrowy biały krzyż, a pod nim portret Gosi, kwiaty i świeczki w Grubbenvorst. Brązowy krzyż, wyższy, ale też skromny w Witnicy pod Gorzowem. 15 lat po tym, jak została zamordowana młotkiem, Różana Dziewczyna nie jest już anonimowa.

Różaną Dziewczyną (z holenderskiego Rozenmeisje) została, gdy w czerwcu 1996 jej ciało znaleziono na skraju pola czerwonych róż w holenderskiej Limburgii słynącej z produkcji sadzonek tych kwiatów. Czerwone róże położyli mieszkańcy Lottum i Grubbenvorst na jej grób. Takie same przed tygodniem przywiózł wraz z trumną i ciałem gorzowianki Małgorzaty (naprawdę miała na imię Józefa, ale tego imienia nie lubiła) Wyki do Polski przedsiębiorca pogrzebowy Andrzej Nitecki. Czerwone róże przykryły też jej świeżą mogiłę w Witnicy.

Za działkę kokainy

Erich Kurt L. urodził się w Kolonii w 1954 r. Życiorys miał burzliwy. Swego prawdziwego ojca widział tylko raz. Ojczym bił jego matkę niemal każdego dnia. Z tego powodu, gdy Erich miał dziewięć lat, zamieszkał u dziadków. W wieku 16 lat opuścił szkołę, poznał 14-letnią dziewczynę, z którą dwa lata później miał już dziecko. Potem ją zostawił, zabierając ze sobą córeczkę. Był oskarżony o gwałt, służył w Bundeswehrze, był kierowcą ciężarówek.
W 1993 r. spotkał prostytutkę Michaelę L., która przedstawiła go swojemu szefowi. Ten zatrudnił Ericha do renowacji burdeli. Roboty wykonywał wspólnie z Georgem K., z którym się zaprzyjaźnił. Partnerka przyjaciela, Polka Ewa S., była prostytutką w Barze Napoleona przy Hauptstrasse w Bergisch Gladbach, dawniej małym mieście, a teraz części Kolonii. Dziewczyny, które tam pracowały, codziennie zażywały kokainę, żeby "wytrzymać długie godziny pracy". Erich też zaczął brać, wraz z Ewą i Georgem. Tak odkrył, że można na tym zarabiać: kupował np. 15 gramów, sam zażywał 5, a 10 sprzedawał z dużym zyskiem. Jako ten, który kokę ma zawsze w kieszeni, stał się znany wśród dziewczyn. Woził je swoim dziesięcioletnim porsche do i z Baru Napoleon oraz innych burdeli. Czasami zostawały na noc w jego mieszkaniu w Muehlheim, dzielnicy Kolonii. Była wśród nich Gosia, która sypiała z nim za działkę koki.

To wszystko Erich opowiedział podczas rozprawy w Kolonii, 21 lutego. Uśmiechnięty, w dresie, z małym kolczykiem w lewym uchu wyglądał arogancko. Ma jednak problemy z sercem i zaraz po rozprawie musiał wrócić do szpitala więziennego. Nie zeznał nic więcej - ani o Gosi, ani tym bardziej o jej zabójstwie.
Trzy dni wcześniej przed niemieckim sądem mówiła o tym prokurator Margarete Heymann. Według niej, Erich był alfonsem Gosi. W maju 1996 dziewczyna oświadczyła, że zrywa z prostytucją, ale on nie chciał o tym słyszeć. Zagroziła, że opowie policji o jego narkotykowych interesach. Erich spotkał się więc z Ewą i Georgem. Zapytał Georga, czy zabije Gosię. Ten się zgodził.
Wkrótce Ewa zaproponowała Gosi wycieczkę samochodem do granicy z Holandią. Kiedy dotarli do lasów Lottum, Ewa chciała rozprostować kości. Georg, udając, że ma coś do zrobienia przy samochodzie, obiecał dołączyć do nich potem. Gdy Ewa i Gosia doszły do skraju lasu i George je dogonił, kilka razy młotkiem uderzył dziewczynę w głowę. Wieczorem tego dnia George i Ewa dostali od Ericha nagrodę za zabójstwo: kilka gramów kokainy.

DNA na ubraniu

- Powinno ich spotkać to, co spotkało Gosię - mówiła tuż po pogrzebie w Witnicy Krystyna Zjawiona, jej matka. Tego samego życzyła zbrodniarzom przybrana matka, kiedy z nią rozmawialiśmy jesienią (na pogrzebie nie była).
Gosia nie miała łatwego dzieciństwa. Rodzonej matce sąd odebrał prawa rodzicielskie. Od przybranej jako dziecko była zabierana przez ojca. Mieszkała z nim miesiącami. Był alkohol i ucieczki z domu. Był groźny wypadek z pijanym ojcem, którego wiozła jako nastolatka. Nieukończona szkoła średnia i wyjazd do Niemiec. Do pracy. Gdyby żyła, 31 marca skończyłaby 35 lat.
- Nie chciało i nie chce się wierzyć, że to ona, szok... - powiedzieli nam w Witnicy Maria i Jerzy Banaszakowie, dalecy krewni Gosi. Według nich, dziewczyna wyjechała za granicę, bo chciała sobie lepiej ułożyć życie.
Na pogrzeb przyszła też Gabriela Golumska, jej ciotka. - Kiedy Gosia była nastolatką - mówiła - mieszkała u nas przez trzy miesiące. Mieliśmy z mężem tylko jedno dziecko, budowaliśmy dom, chcieliśmy stworzyć jej prawdziwą rodzinę, ale ona nie wiedziała, co to jest dyscyplina i wybrała inną drogę. Szkoda nam było. Miała przed sobą całe życie... Była taka młoda...

- Młoda, wesoła, jak to dziewczyna - opowiadał o niej brat Hieronim Lewandowski.
Mirosław Niemiec jest jego kolegą z pracy. Znają się od dawna, więc pamięta, jak Hieronim próbował znaleźć siostrę. - Dopytywał na policji, przez internet szukał, nawet chciał tam jechać - wspomina.
Bezsilna przez wiele lat była i policja. Śledztwo w sprawie ofiary zbrodni spod Lottum zostało wznowione dopiero w 2007 r. Dzięki nowym technikom pracy holenderscy policjanci odkryli na ubraniu Różanej Dziewczyny ślady obcego DNA, a niemieccy dopasowali próbkę do materiału pobranego od Ericha Kurta L., mieszkańca Kolonii. Został zatrzymany w sprawie narkotykowej i jego DNA rutynowo trafiło do niemieckiej bazy danych. Dzięki mediom udało się ustalić tożsamość ofiary. Zdjęcie Różanej Dziewczyny na ekranie telewizora rozpoznała Lidia Lewandowska, żona Hieronima.

Poczuć ciężar zbrodni

Gdy latem ub. roku niemiecka policja aresztowała bezrobotnego Ericha oraz Ewę i Georga, ten ostatni odczuł ulgę. Był zmęczony ukrywaniem zabójstwa przez tyle lat. Opowiedział policji całą historię, która znalazła się akcie oskarżenia. 9 października 2010 policjanci chcieli ponownie przesłuchać Georga, ale znaleźli go martwego w celi. Zmarł na atak serca. Dla śledczych oznaczało to komplikacje, ponieważ Georg mógł przekazać im więcej szczegółów morderstwa. Z tego powodu niemieckie media spekulują, że przeciwko Erichowi i Ewie brakuje twardych dowodów. Na ich korzyść przemawia też oświadczenie, jakie 24 lutego przed sądem złożył Martin Bucher, prawnik Georga.

Georg rzekomo zeznał policji, że 3 czerwca 1996 rozmawiał z Erichem w jego mieszkaniu. Była tam również Ewa. Erich miał mówić, że Gosia go denerwuje i "powinna odejść". Gdy Georg zamordował Gosię, policja uznała, że słowa Ericha oznaczały zlecenie zabójstwa. - W rozmowie ze mną George powiedział, że słów Ericha tak nie potraktował. Działał z własnej woli - oświadczył przed sądem Martin Bucher. Dlaczego wobec tego Georg chciał zabić Gosię? Nie potrafił wtedy prawnikowi wyjaśnić, a kilka dni później był już martwy.
Jeśli sędziowie uznają tę wersję za prawdziwą, Erich może zostać uniewinniony. On cały czas twierdzi, że jedynie uprawiał z Gosią seks. George też zaprzeczał, że przed zamordowaniem zgwałcił dziewczynę. Fakty są jednak takie, że Gosia została znaleziona z opuszczonymi spodniami i podciągniętą koszulką, a na jej bieliźnie była krew. Czy to oznaczało, że została zgwałcona? Być może wyjaśnią to biegli w dalszej części procesu. Na razie sąd bierze pod uwagę to, że Erich zgwałcił Gosię, a George ją zamordował. George nie może dodać do sprawy już nic, a Ewa wciąż milczy. 14 marca będą zeznawali polscy świadkowie, w tym matka i brat oraz przyjaciółka Gosi.

Róża dla pana Verbruggena

Hieronim Lewandowski od początku mówił, że jeśli ciało Gosi wróci do Polski, zostanie pochowane w Witnicy, żeby miał do niej blisko. Ceremonia była skromna. Biała trumna przykryta czerwonymi różami, żadnych przemówień, jedynie głos modlącego się księdza. Dzień wcześniej, w piątek, 25 lutego, w samo południe na wieży kościoła w Grubbenvorst odezwały się dzwony. Rozenmeisje przyszło pożegnać około 30 osób.
- Jeszcze nie widziałem takiej ekshumacji. Tak uroczyście to u nas wyglądają pogrzeby - przyznaje polski przedsiębiorca pogrzebowy Andrzej Nitecki. W ceremonii uczestniczyli: Joke Kersten, która była tu burmistrzem, gdy znaleziono ciało Gosi, holenderski policjant prowadzący śledztwo i mieszkańcy, którzy przez cały ten czas dbali o grób Różanej Dziewczyny. - Nieważne, czym zajmowała się w przeszłości. Nikt nie zasługuje na to, co spotkało Gosię. Naszym moralnym obowiązkiem było ustalić tożsamość dziewczyny i zwrócić jej ciało rodzinie - mówiła Joke.

Na swoim cmentarzu mieszkańcy Grubbenvorst ustawili metrowy biały krzyż, pod którym jest portret Gosi, kwiaty i świeczki. Holenderska gmina zapłaciła za wszystko: ekshumację i transport ciała, białą trumnę i czerwone róże. Zanim Nitecki zabrał Gosię do Polski, jedną z czerwonych róż z jej trumny otrzymała Engelien Verbruggen. 15 lat temu jej mąż Sjaak zadbał o godny pogrzeb anonimowej dziewczyny. 10 lat temu zmarł. Został pochowany obok Gosi. Odtąd Engelien opiekuje się oboma grobami. Traktuje Gosię jak własną córkę.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska