Międzyrzeczanin Piotr Garliński od dłuższego czasu obserwował robotników krzątających się przy dawnej remizie. Ciekawiło go, co powstanie w zabytkowym budynku, który mijał kilka razy dziennie idąc do pracy czy po zakupy do centrum miasta. Ostatnio zapytał o to jednego z budowlańców. I bardzo się zdziwił, kiedy ten rozłożył ręce i odpowiedział mu w obcym języku. Trochę podobnym do niemieckiego.
Akurat trafił na właściciela budynku Holendra Gerardusa Appela, który przy pomocy żony i miejscowych fachowców remontuje strażnicę. - To syzyfowa praca, ale widać już efekty - mówi G. Appel.
Holender kupił remizę w 2006 r. Teraz mówi, że to był zupełny przypadek. Akurat razem żoną Teresą Mazurek załatwiali jakieś urzędowe sprawy w starostwie i wypatrzyli tam ogłoszenie o przetargu. - Mój mąż od razu postanowił zainwestować w remizę. Nawet się nie zastanawiał. To piękny budynek. Ma duszę - tłumaczy T. Mazurek.
Budynek z duszą
Pani Teresa pochodzi z Pszczewa, pracowała w Międzyrzeczu. Przeprowadziła się do Skwierzyny, skąd trafiła do kraju wiatraków i tulipanów, gdzie poznała Gerardusa. Od pięciu lat są małżeństwem. Postanowili zamieszkać w egzotycznej dla jej męża Polsce. Potem zainwestowali w remizę i od czterech lat starają się przywrócić jej dawny blask.
Opowiadają, że budynek był zdewastowany. - Wnętrza były rozszabrowane. Potem skradziono nam cześć materiałów budowlanych, ginęły nawet miedziane nity z drzwi. Teraz mamy już spokój, bo zainstalowaliśmy kamery, a poza tym jedno z mieszkań zajmuje syn Gerardusa - mówi pani Teresa.
Holender ma już 68 lat, ale tryska energią. Jest przysłowiową złotą rączką. Prze wiele lat kierował sporą firmą, ale zna się na murarce i stolarce. Potrafi obsługiwać wózek widłowy i naprawić cieknący kran. Sami wywieźli stosy gruzu i śmieci, potem szlifowali drewniane belki i odnawiali kolejne pomieszczenia.
Biurokratyczne schody
Miejscowy regionalista Andrzej Chmielewski zwraca uwagę na fakt, że remiza jest jednym najładniejszych i najbardziej charakterystycznych budynków w pejzażu miasta. Po tej otwarciu w 1927 r. miejscowa gazeta z dumą donosiła, że to najładniejsza i najnowocześniejsza strażnica w całej prowincji Marchia Graniczna Poznań - Prusy Zachodnie.
(fot. archiwum autora)
Z zegarmistrzowską precyzją odtwarzają wszystkie architektoniczne detale, gdyż prace odbywają się pod nadzorem konserwatora zabytków. Jeszcze przed ich rozpoczęciem nowi właściciele remizy wyrobili jej tzw. białą kartę. Potem były stosy innych dokumentów Zgodnie twierdzą, że największym problemem były właśnie skomplikowane i czasochłonne procedury urzędowe.
- Nie żałuje, że zainwestowałem w ten budynek. Mając jednak obecne doświadczenie drugi raz bym tego się już nie podjął - wyznaje Holender.
Dwa lata czekali na projekt
Przez dwa lata małżeństwo czekało na projekt. Remiza położona jest między dwoma skrzyżowaniami, dlatego drogowcy nie zgodzili się na utworzenie tam parkingu, chociaż między budynkiem i drogą jest miejsce na kilkanaście aut. Mimo tych barier, remont przekroczył już półmetek. Właściciel chce go zakończyć jeszcze w tym roku.
- Na górze będą mieszkania, biura i galeria plastyczna, natomiast w dawnych garażach na dole powstanie restauracja. A na wieży taras widokowy - zapowiada.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?