Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hołota po lubusku: wyzwiska, przekleństwa, obrażanie. Politycy z naszego regionu też potrafią „jechać po bandzie”

Zbigniew Borek
Gdy podczas obrad sejmowej komisji zdrowia występowała śląska posłanka KO Monika Rosa, siedząca naprzeciwko niej Elżbieta Płonka, lubuska posłanka PiS, rzuciła: – Jak ze Śląska, to założę maseczkę. Na zdjęciu: Posiedzenie sejmowej komisji zdrowia: Elżbieta Płonka siedzi w maseczce naprzeciwko Moniki Rosy.
Gdy podczas obrad sejmowej komisji zdrowia występowała śląska posłanka KO Monika Rosa, siedząca naprzeciwko niej Elżbieta Płonka, lubuska posłanka PiS, rzuciła: – Jak ze Śląska, to założę maseczkę. Na zdjęciu: Posiedzenie sejmowej komisji zdrowia: Elżbieta Płonka siedzi w maseczce naprzeciwko Moniki Rosy. print screen/Dziennik Zachodni
Jarosław Kaczyński nazwał opozycję "chamską hołotą". Jeśli ktoś myśli, że takie rzeczy zdarzają się tylko „na górze” i tylko politykom PiS, to tkwi w błędzie. Nasz region też ma się… czego wstydzić. Mieliśmy w Lubuskiem wyzywanie radnych od śmierdzących staruchów i sprzedajnych dziwek, gorszące internetowe wpisy, wulgarne seksistowskie teksty i słowa na „k” wypowiedziane bynajmniej nie w zaciszu gabinetów.

Czasem mniej chodzi o słowa, a o towarzyszące im gesty. Gdy podczas zeszłotygodniowych obrad sejmowej komisji zdrowia występowała śląska posłanka KO Monika Rosa, siedząca naprzeciwko niej Elżbieta Płonka, lubuska posłanka PiS, rzuciła: – Jak ze Śląska, to założę maseczkę.

lubuskie
  • Zakażonych114 408
    + 740
  • Zmarło2 736
    + 0

14. miejsce pod względem liczby nowych zakażeń.

polska
  • Zakażonych:+33 480(4 886 154)
  • Zmarło:+33(105 194)
  • Szczepienia:+19 509(51 564 403)
więcej
Dane zaktualizowano: 31.01.2022, godz. 10:45 źródło: Ministerstwo Zdrowia

Jak powiedziała tak zrobiła: założyła maseczkę, ale ściągnęła na siebie falę oburzenia i hejtu. Śląski „Dziennik Zachodni” skomentował jej zachowanie tak: „Niech się PiS wstydzi takich posłanek”.

Lubuscy politycy używają słów i gestów nieparlamentarnych nawet jeśli zasiadają tylko w samorządzie. Mieliśmy więc u nas i wyzywanie radnych od szmaciarzy, i lecące przez mikrofon na sali obrad przekleństwa, i takie wpisy w mediach społecznościowych, od których włos jeży się na głowie.

„Jak ze Śląska, to nałożę maseczkę”, czyli polityk bywa spontaniczny i nieświadomy

- Nie wiedziałam, czy to miał być żart ponury, czy jakiś rodzaj chybionej reakcji obronnej. Chybionej, bo przecież maseczka ma chronić nie tego, co ją zakłada, ale jego otoczenie, a poza tym na Śląsku nie dochodzi do transmisji poziomej, ale są punktowe ogniska zakażeń. Pani Płonka powinna o tym wiedzieć, zwłaszcza jako lekarz z zawodu – zastanawia się posłanka Monika Rosa w rozmowie z „Gazetą Lubuską”.

Posłanka KO Monika Rosa mówi, że gest Elżbiety Płonki z PiS ją zabolał. – To był gest nie tylko w stosunku do mnie, ale też do ludzi, których reprezentuję – mówi.

– To był gest nie tylko w stosunku do mnie, ale też do ludzi, których reprezentuję – mówi Rosam bardziej przykry, że mieszkańców naszego regionu spotykają nieprzyjemne sytuacje: poza Śląskiem przecina im się opony w samochodzie albo odmawia zameldowania w hotelu. A ja akurat mówiłam o potrzebie wzmożenia przez rząd działań ochronnych na Śląsku...

Elżbieta Płonka podkreśla, że postąpiła… spontanicznie. W rozmowie z GL relacjonuje: - Sytuacja była nerwowa, debatowaliśmy nad wnioskiem o wotum nieufności dla ministra zdrowia. To było pierwsze posiedzenie od dawna „twarzą w twarz”, a nie w trybie zdalnym. Miałam poczucie, że powinnam założyć maseczkę, ale niemal nikt na sali jej nie założył, to się jakoś wahałam... Gdy pani poseł Rosa, zabierając głos, stwierdziła, że jest ze Śląska, ja instynktownie tę maseczkę założyłam. Przyznaję: to było niemądre, niepotrzebne, ale odruchowe. Gdybym chwilę pomyślała, to nie założyłabym tej maseczki. W życiu! Odezwał się we mnie jednak jakiś strach, że mogę przenieść wirus do naszego województwa, do lubuskiego, w którym jest bardzo mało zakażeń.

POLECAMY Z REGIONU

Podkreśla, że to nie był żaden ostracyzm (wykluczenie – red.). Skrytykowali ją jednak przedstawiciele środowisk lekarskich, politycy opozycji, a w internecie wylała się na nią fala hejtu. – Jest mi tym bardziej przykro, że na Śląsku rzeczywiście źle się dzieje, a ja nigdy nikogo nie traktowałam w ten sposób. Teraz, przez ten hejt, czuję się tak jakby mnie ktoś do klatki zagonił i ciągle na mnie krzyczał – mówi.

„Śmierdzący emeryt, kłamliwe psy i sprzedajne dziwki”, czyli samorząd nie grzeszy umiarem
Gdy zasiadała w samorządzie, a nie w ławach poselskich, Elżbiecie Płonce przez nieuwagę albo niechcący zdarzały się inne kontrowersyjne sytuacje. W Gorzowie wciąż pamięta się jej barwne sformułowanie sprzed lat, gdy krytykowała przejawy „subkultury urynogenitalnej”. Z kolei w wywiadzie dla Radia Zachód (audycja z 26 września 2012 r.) użyła „egzotycznie” brzmiącego określenia… „piczykłak”. Tłumaczyła, że to określenie „nieznanego podmiotu, który chce zarobić” na publicznym majątku. Bulwersującą wypowiedź poruszył wtedy jeden z gorzowskich felietonistów, ale przeszła bez większego echa.
W dziejach lubuskich samorządów wulgarnymi zgłoskami zapisała się Grażyna Wojciechowska, niezależna radna i ówczesna szefowa Związku Nauczycielstwa Polskiego w Gorzowie. Na jednej z publicznych sesji używała wobec innych radnych określeń: kłamliwe psy, szmaciara, śmierdzący emeryt. Wyzywała też radnych od ,,ch....’’ i sprzedajnych dziwek.

W Gorzowie do dziś się też pamięta Edwarda Daszkiewicza, nowosolskiego posła Akcji Wyborczej Solidarność z lat 90. Nie jednak z powodu jego aktywności parlamentarnej, leczy przyrównania Gorzowa do kurnika. Podobnie niechlubną pamięcią jest darzony przez wielu gorzowian radny PO z Zielonej Góry Mirosław Bukiewicz, który w 2009 r. w debacie o podziale unijnych pieniędzy między stolice regionu przyrównał Gorzów do bękarta: ,,Lubuskie przypomina matkę z dwojgiem dzieci. Jedno cierpliwie czeka na zabawkę, a drugie - jak niegrzeczny bękart - krzyczy pod sklepową wystawą''.

Zaprotestował ówczesny prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak. W liście otwartym do zielonogórzan napisał: „Przekazuję Wam Dzwon Pokoju z Gorzowa jako symbol naszych gorzowskich intencji”. Jednocześnie jednak podkreślił: „jesteście umiłowanymi Braćmi Mniejszymi”. Miał na myśli to, że Zielona Góra (a właściwie wtedy była) mniejsza od Gorzowa, ale część komentatorów dostrzegała definicje słownikowe, według których Bracia Mniejsi to katolicki zakon żebrzący albo – potocznie i małymi literami - … zwierzęta.

Mariusz Guzenda jako lewicowy wiceprezydent Gorzowa powiedział z mównicy na sesji do Elżbiety Rafalskiej, ówczesnej radnej opozycji i późniejszej minister rodziny w rządzie PiS: ,,Zacznę od tyłu wyjątkowo, bo to nie jest moja ulubiona pozycja, pani Elu’’. W tym samym czasie podobnym dowcipem ,,popisał’’ się ówczesny (i obecny!) szef gorzowskiej Rady Miasta Jan Kaczanowski. Ku zdumieniu słuchaczy stwierdził przez mikrofon, że ,,chętnie by sobie panią Elę pyknął’’.

Óczesny szef gorzowskich radnych Mieczysław Kędzierski z SLD. Po burzliwej sesji, gdy kupcy rzucali w radnych jajami, wypalił: „No to k... zostałem kozłem ofiarnym”

Padały z ust polityków lubuskich słowa na k…, co gorsza, do mikrofonów. Gdy Józef Zych był marszałkiem Sejmu, wyrwało mu się ust na sali obrad: „K..., Staszek nie zawracaj mi głowy”. O wiele mniej znana była „k…”, którą rzucił ówczesny szef gorzowskich radnych Mieczysław Kędzierski z SLD. Po burzliwej sesji, gdy kupcy rzucali w radnych jajami, wypalił: „No to k... zostałem kozłem ofiarnym”.

„Spieprzaj dziadu!”, czyli kontekst nie pojawia się wcale albo znika szybko
Politycy, którzy nadużywają „mocnych” słów i gestów powinni pamiętać o tym, że bardzo szybko znika ich kontekst. Ogołocona z niego wypowiedź bądź gest mogą ciągnąć się za autorem latami. Doświadczył tego śp. Lecha Kaczyński, którego „spieprzaj dziadu!” weszło do kanonu politycznych wulgaryzmów. Każdy dziś wie, że użył on tego określenia, ale mało kto pamięta kontekst. Przypomnijmy: był rok 2002, Kaczyński kandydował wtedy na prezydenta Warszawy. Usłyszał od przechodnia na ulicy zarzut, że politycy przechodzą z partii do partii „jak szczury” (Lech Kaczyński był członkiem tylko jednej partii - Prawo i Sprawiedliwość).

Tak wyglądała „wymiana poglądów” (cytat za „Rzeczpospolitą” z 5 listopada 2002):
Starszy mężczyzna: Partie żeście zmienili, pouciekaliście jak szczury!
Lech Kaczyński: Panie, spieprzaj pan! O, to panu powiem!
Starszy mężczyzna: „Spieprzaj pan”? Panie, bo pan się prawdy boisz!
Lech Kaczyński: (z wnętrza samochodu, przez uchylone drzwi) Spieprzaj, dziadu!

Starszy mężczyzna: (do dziennikarzy) Ale jak tak się można odzywać: „spieprzaj pan”? Ja się grzecznie spytałem człowieka!”.
W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” dwa dni po zajściu Lech Kaczyński wyjaśniał: „Polityk też ma prawo do obrony godności. Pierwszą serię obelg wytrzymałem, dopiero przy drugiej powiedziałem twardo, ale jak na praską ulicę łagodnie, żeby sobie poszedł”. Po czterech latach na łamach wywiadu rzeki „Alfabet braci Kaczyńskich” tak opisał tę sytuację: „Był to zwykły męt, wyjątkowo agresywny, który mnie obrażał. Jak miałem się zachować? Od polityka żąda się wyjątkowej uczciwości, a równocześnie grubej skóry. To utopia. Pewnie wolałbym tego zdarzenia uniknąć. Ale nie jest rzeczą naturalną, aby polityk nie mógł reagować na obraźliwe zachowania”.

„Spieprzaj dziadu” ciągnęło się za Lechem Kaczyńskim długo. Część mediów i polityków twierdziła nawet, że bez przyczyny zaatakował on „bezbronnego wyborcę” czy „kilku jegomościów z plastikowymi reklamówkami”. W debacie prezydenckiej w 2005 r. punktował go za to Donald Tusk.

Podobnej „kariery” można się spodziewać po „chamskiej hołocie” użytej przez Jarosława Kaczyńskiego wobec sejmowej opozycji w zeszłym tygodniu. W tym wypadku kontekst wypowiedzi zniknął z publicznego widoku niemal natychmiast. To oczywiście Kaczyńskiego nie tłumaczy, ale mało kto zauważył, że lider opozycji Borys Budka tak naprawdę… krzyczał na marszałka Sejmu i liderów koalicji rządzącej.

Ci ostatni rozmawiali podczas wystąpienia posłanki KO. Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca, uznał to za przejaw braku dobrych obyczajów. W TVN 24 („Drugie śniadanie mistrzów” z 7 czerwca) stwierdził, że słowa o „chamskiej hołocie” były spontaniczną reakcją Kaczyńskiego na wypowiedź Budki. Dodał jednak, że taka spontaniczność jest o gorsza niż umyślna obraza, bo „pokazuje prawdziwą naturę człowieka”.

"To nie jest kultura debaty politycznej". Nowacka krytykuje Kaczyńskiego:

„Żul opiewał żula”, czyli niestety taka jest nasza polityka

- Żul opiewał żula – tak podsumował koncert rapera na konwencji wyborczej Patryka Jakiego, ówczesnego kandydata PiS na prezydenta Warszawy, Jerzy Wierchowicz. To znany gorzowski adwokat, wiceprzewodniczący sejmiku lubuskiego z KO, który zwykle bardziej dobiera słowa. - Panie Mecenasie, czy to naprawdę jest słownictwo, którego powinien Pan używać? – zapytałem na jego profilu społecznościowym w tamtym czasie. Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

„Warszawa mi zaufała o g*wno dostała”, „Rafał Kolektor Pierwszy (i oby ostatni). Zastał Polskę posprzątaną, pozostawił zafajdaną” – tak brzmią treści w niektórych postach o Rafale Trzaskowskim, które zostały udostępnione przez posła PiS Jerzego Maternę z Zielonej Góry w trwającej kampanii prezydenckiej. Prof. Łukasz Młyńczyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego, stwierdził w rozmowie z GL, że część postów Materny jest bardzo niskich lotów i uderza w wizerunek posła PiS, a nie osoby, którą miały pierwotnie ośmieszać.

- Warto byłoby zapytać, czy ktoś nie włamał się posłowi na konto - dodał politolog.

- Sam prowadzę swoje konto – stwierdził polityk partii rządzącej. – Wiem, że niektóre wpisy mogą się wydawać brutalne, ale niestety taka jest nasza polityka – przekonuje poseł Materna. I dodaje, że jego polityczni rywale również nie przebierają w środkach wyrazu.

Tu większy materiał o tej sprawie:
Poseł Jerzy Materna krytykuje Rafała Trzaskowskiego memami. "Zastał Polskę posprzątaną, pozostawił zafajdaną"

- Rozumiem, że polityczna walka zaostrzyła się podczas ostatniej kampanii wyborczej, ale musimy pamiętać, że sprawując mandat posła, reprezentuje się państwo. Niektórych treści po prostu nie wypada mu już udostępniać. Widzę tutaj poważny problem komunikacyjny. Może warto, aby poseł Materna zdał się w kwestii wpisów w mediach społecznościowych na specjalistów, którzy pozwolą mu uniknąć takich błędów w przyszłości – uważa prof. Młyńczyk.

Dr Łukasz Budzyński, socjolog z Akademii im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie, uważa, że język debaty publicznej jest coraz bardziej brutalny z powodu zaostrzających się podziałów politycznych. – Wielu polityków zakłada, że wyrazisty, a nawet wulgarny język trafia do szerszych grup społecznych, mobilizując je do walki. Mają nawet w swoich ugrupowaniach ciche przyzwolenie na hejt, na który nie mogą sobie pozwolić liderzy – mówi dr Budzyński. Dodaje, że media społecznościowe sprawiły, że ludzie skłonni do stosowania obelg i wulgaryzmów „wyszli na światło dzienne”, przestali się wstydzić. - Czują się anonimowi, a jeszcze częściej bezkarni – zauważa dr Budzyński. – To z kolei obniża standardy życia już nie tylko politycznego, ale publicznego.

Zdaniem Budzyńskiego potrzebujemy zakrojonej na szeroką skalę edukacji – nie tylko w szkołach, ale również obejmującej dorosłych – o mechanizmach języka nienawiści i jego skutkach, często dramatycznych. -Z drugiej strony musimy rozwijać i stosować rozwiązania prawne, a także technologiczne, aby osoby łamiące prawo nie pozostawały anonimowe i bezkarne – mówi socjolog AJP.

- Aby to jednak było skuteczne, politycy musieliby się odciąć od tego typu zachowań, komentarzy i słów, a w ich rozumieniu to nie zawsze jest politycznie opłacalne. I w tym problem – mówi dr Budzyński

"Nazwanie rzeczy po imieniu". Politycy PiS bronią słów Kaczyńskiego o "chamskiej hołocie":

„K..., Staszek nie zawracaj mi głowy”, czyli przeprosiny na wagę złota
Na dobry początek sprawę załatwiłoby - a przynajmniej złagodziło - zwykłe „przepraszam”. Wielu polityków jednak na to nie stać. Józef Zych za „K..., Staszek nie zawracaj mi głowy” przepraszał. W oczach sporej grupy wyborców zyskał za „męską postawę”, a media przez lata przypominały jego wypowiedź jako wpadkę „ludzkiego polityka”, a nie przejaw wulgaryzacji języka w parlamencie.
Grażyna Wojciechowska, która przed laty sponiewierała swoich kolegów i koleżanki z gorzowskiej Rady Miejskiej, najpierw zarzekała się, że nawet nie zna ,,takich wyrazów’’ i nikogo nie wyzywała. W końcu jednak weszła na mównicę. - Przepraszam, jeśli kogoś uraziłam – powiedziała. - Wstyd mi, że zareagowałam tak nieelegancko. Zostałam jednak doprowadzona do zenitu i nie wytrzymałam. Już więcej nie dam się ponieść emocjom - obiecała.

KORONAWIRUS W POLSCE. RAPORT MINUTA PO MINUCIE

Przeprosin od Kaczyńskiego za „chamską hołotę” opozycja zażądała natychmiast po tej wypowiedzi, jeszcze na sali plenarnej Sejmu. Lider PiS jednak wyzywał dawniej od „zdradzieckich mord” czy „gorszego sortu” i nigdy za to nie przepraszał, więc i tym razem trudno się tego spodziewać.

Lubuska posłanka PiS Elżbieta Płonka przeprosiła śląską posłankę KO Monikę Rosę. – Zapewniłam, że obrażanie jej czy któregokolwiek z mieszkańców Śląska nie było moim celem - mówi

- Pani posłanka zaprosiła mnie do odwiedzenia Śląska, jak tylko skończy się epidemia. Uważam, że to sympatyczne zakończenie tej przykrej sprawy – powiedziała GL Elżbieta Płonka. Monika Rosa też uważa sprawę za zamkniętą. Dodaje: Plus całej sytuacji jest taki, że po geście pani Płonki informacje o ostracyzmie, który spotyka mieszkańców Śląska, przebiły się do ogólnopolskich mediów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska