Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

I komu ci Ruscy przeszkadzali?

Dariusz Chajewski
Janina Zarówna i Halina Cicha mieszkają w blokach z sowieckiego demobilu. I sobie chwalą. Festiwal piosenki radzieckiej? Owszem, pamiętają. Chociaż przed laty miał on całkiem inną rangę.
Janina Zarówna i Halina Cicha mieszkają w blokach z sowieckiego demobilu. I sobie chwalą. Festiwal piosenki radzieckiej? Owszem, pamiętają. Chociaż przed laty miał on całkiem inną rangę. Dariusz Chajewski
- Żoną kierownika zakładu rolnego była Rosjanka. Stawała w oknie i śpiewała. Pięknie - opowiada Maria Kuzemczak z Cieciszowa. My, Polacy mamy chyba słabość do tych ich dumek.

Cieciszów, Wiechlice... Tu wyjdziesz do ogrodu i stajesz na skraju monstrualnej betonowej płyty. Lotnisko. Jak natychmiast dodają mieszkańcy, "ruskie lotnisko". Po drugiej stronie majaczą hangary, bloki. Tam była strefa zamknięta, tam byli ruscy. Przez kilkadziesiąt lat mieszkańcy okolicy czuli się niemal jak część jednej z sowieckich republik. W domach mieli radzieckie pralki, telewizory, lodówki, dzieci prosiły o "kanfiety" (cukierki), a wieczorami przy "stakańczykach" piło się z rosyjskimi oficerami. I śpiewało. Oczywiście ich piosenki.

- Nie, nie tylko z rosyjskimi - prostuje Andrzej Biskup z Wiechlic. - My przyjaźniliśmy się z jedną oficerską rodziną, ale oni byli Gruzinami. Natomiast nie wiem, skąd ta cała nagonka na Rosjan. Nam z nimi pod bokiem nie było źle. W tych ciężkich czasach człowiek mógł chociaż trochę pohandlować.

20 lat temu, w sierpniu 1992, zamknięta strefa w Wichlicach opustoszała. Oficjalne pożegnanie odbyło się 9 września w Szprotawskim Domu Kultury. Mieszkańcy wyszli na ulice i z transparentami "Sowieci do domu!". Dwa dni później ostatni trzej żołnierze opuścili Wiechlice.

- "Sowieci do domu"? - dziwi się pan Krzysztof z Cieciszowa. - To ci z miasta. My tam do ruskich nic nie mieliśmy. Sierp i młot nam nie wadziły, a ruska gwiazda dla nas była gwiazdą pomyślności.

Wojskowi zza lotniska zawsze coś mieli do sprzedania. Oficerowie sprzęt agd i rtv, często używany, pościel, mydło, złoto... Szeregowcy biegali z kanistrami utoczonego z baków paliwa, z tuszonkami (konserwami mięsnymi), na których często były jeszcze napisy "sdiełano w Polsze" (wyprodukowano w Polsce), z fragmentami umundurowania.

- Buty mieli, skubani, mocne, do roboty w polu wymarzone, tylko onuce trzeba było mieć, żadne skarpety - tłumaczy Andrzej Gabryszak. - Wie pan, co to onuce?

Polacy chętnie kupowali też ruble. W owych czasach jednym ze sposobów na dorobienie była podróż na wschód. Po złoto. A rubli władza "turystom" dawała jak na lekarstwo. W zamian zwykłym sołdatom (żołnierzom) zależało przede wszystkim na alkoholu, winie tzw. patykiem pisanym. A szarżom na pieniądzach, bo marzeniem "oficiora" i "starszyny" (sierżanta) była wołga.

- Nie, żadna łada, właśnie wołga, bo to była dla nich limuzyna, taki ruski mercedes - tłumaczy Jan Kasowski. - U siebie nie mieli szans, żeby kupić. I szczególnie, gdy zbliżał się termin ich powrotu do ojczyzny, to szaleli.

- A jak mieli wyjeżdżać, to płakali - dodaje Zenon Dupla z Wiechlic. - Ale spokojni byli, grzeczni, dzieciakom cukierków przynieśli. Nie, nie dlatego, że byli tacy kulturalni. To przez strach. Bali się. Dla nich służba w Polsce czy w NRD to była bajka. Jak tu coś przeskrobali, to zaraz Afganistan albo jakaś Syberia. Na zabawy nie przychodzili, chyba że który na lewiznę się urwał, ale o dziewczynach nie myśleli. Bardziej żeby się napić.

- Sprzedawałam w sklepie - dodaje Kuzemczakowa. - Ci, którzy mieli służbę na tzw. budce, na lotnisku, bardzo często do nas przybiegali. Oczywiście po butelki. Szybko pakowali wina do plecaka i znikali.
Kuzemczakowa ma jeszcze jedno ciepłe słowo o Rosjanach. W poradzieckim bloku w Wiechlicach, tych "miejskich", mieszka jej córka Renata. Mnóstwo ludzi tam swój kąt znalazło. I ludzie tu o ruskich ludziach złego słowa nie powiedzą. Bo trudno mieć do nich pretensje o hałas lotniczych silników. I o to, że zimą chodziła nawet nocami taka wielka maszyna do odkurzania pasa.

- Panika wybuchała jedynie, gdy któryś nie wytrzymywał i uciekał, bo wtedy jeździło ichnie WSW i przetrząsało okolicę - dodaje pan Janusz. - Mnóstwo plotek też było. A to, że cała kompania się zbuntowała i ich rozstrzelali, a to, że któryś porwał samolot i do Amerykanów uciekł... Ale prawdy w tym nie było. Przynajmniej ich oficerowie nam tak tłumaczyli.

- Tych żołnierzy to było mi nawet żal - mówi mieszkanka Cieciszowa. - To dzieciaki, które nagle znalazły się tysiące kilometrów od domu. Niektórzy robili wrażenie, że uciekli tylko po to, aby przez chwilę pobyć w normalnym świecie. Do nas to nawet "ciociu" czy "mamo" mówili. Biedaki. Tylko kobiety idące na grzyby czy jagody bały się. I opowieści o gwałtach były. Ale ja tam nie wiem. Może to plotki? A może i bały się, wstydziły przyznać? Wie pan, jakie to były czasy. Albo i same chciały. Ze współczucia. Ja tam się nie bałam.

I po wyjściu Rosjan na lotnisku można było zarobić. Jedni szukali złomu, inni wydobywali ropę, która "uciekła" z rosyjskich instalacji. Komu to przeszkadzało? Dziś Kasowski zastanawia się tylko, komu to wszystko przeszkadzało. Nawet nie o wojsko chodzi, ale o całokształt.

Stosunków międzynarodowych. Dobra, wszystko niby szło do Rosji, ale za to rolnikowi opłacało się produkować, wszystko było zakontraktowane i szło na pniu. Rolnik czuł się ważny, potrzebny. Fabryki pracowały na cały gwizdek. - A dziś co? Nie ma zbytu, nie ma zbytu... - denerwuje się. - Ta Rosja, nawet niech radziecka, była nam potrzebna.

- Teraz słyszymy o tych awanturach przed meczami i że nienawidzimy się z Rosjanami. Po co to? Z głupoty - dodaje Halina Kasowska. - A głupota jeszcze większa, że zadzieramy z silniejszym.
I w obu wsiach wspominają festiwale piosenki radzieckiej, gdy wszyscy się schodzili. Szarże jechały do zielonogórskiego amfiteatru, inni przychodzili do znajomych Polaków, razem oglądali. I byli dumni, że ich kultura tak nam się podoba.

- A nam przy nich nie wypadało powiedzieć, że to takie trochę nasze podlizywanie się - dodaje pan Stanisław. - Ale nie. Tak po prawdzie to często pięknie śpiewali. Taka Pugaczowa. Klasa była.
- Ja nie zapomnę, jak żona byłego kierownika zakładu rolnego, Rosjanka, lubiła stanąć w oknie i śpiewać - dodaje Kuzemczakowa. - Pięknie śpiewała, aż człowiek się wzruszył. Bo my, Polacy chyba słabość mamy do tych dumek. Dlatego jeszcze mniej rozumiem te stadionowe awantury i tych polityków.
Pod Wiechlicami ostro hamujemy. Przy drodze stoi samochód z wystawioną przez okno flagą. Jest biel, czerwień i niebieski. Rosyjska?! - Nie, to barwy naszej pielgrzymki - prostuje mężczyzna z plakietką organizatora. - Fakt, ludzie kojarzą z rosyjską flagą. Ale czemu ma mi to przeszkadzać? Myślmy pozytywnie.

Przekraczamy pas lotniska i znajdujemy się w "miejskich" Wiechlicach, przed laty strefie zamkniętej. To dawne rosyjskie, a raczej radzieckie miasteczko. Dziś osiedle mieszkaniowe i strefa przemysłowa. Hotel. Przed laty elitarny kompleks dla pilotów, jeszcze z czasów niemieckich. Pytamy o jakiś ślad po obecności sowietów. Może jakiś pomnik...?

- Tam, przy OHP jest obelisk, chyba tylko on się został - podpowiada dziewczyna.
Obelisk stoi w niewielkim parku. Na ławce dwie panie. Wdzięczne są "radzianom" za to, że teraz mają takie piękne mieszkania.

- Ja nie będę pasowała do tego pochwalnego chóru - zaznacza Janina Zarówna, która do wiechlickiego bloku przeprowadziła się z pobliskiego Witkowa. - Nas, zaraz po wojnie, jak tylko na zachód przyjechaliśmy, rosyjscy żołnierze trzy razy obrabowali. Nawet ziemniaki z kopców zabrali.
- Ale to było zaraz po wojnie - tłumaczy Halina Cicha, która zanim zamieszkała w dawnym koszarowcu, żyła za lotniskiem, w Cieciszowie.

- Ja nie zapomnę, gdy przyszliśmy na nasze nowe mieszkanie, dotychczasowy lokator, pułkownik tylko pytał, co z nim teraz będzie. Ale wcześniej pewna Rosjanka mówiła, że wyjadą z Polski dopiero wówczas, gdy woda będzie u nas na kartki. I co? Ale żal mi ich trochę. Bo to jak i w Polsce - są ludzie i ludziska. Nie można tak, że jak ruski, to zaraz zły...

I rzut oka na obelisk, ową pamiątkę po Rosjanach. Rzeczywiście wśród wielu napisów jest tam i cyrylica. Ale wystawili go jeńcy, którzy w czasie I wojny światowej pracowali przy budowie lotniska. Upamiętnia ich kolegów, którzy nie dożyli końca wojny... W 2005 roku zdewastowali go wandale.
Bo myśleli, że jest... ruski.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska