Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Igrzyska finiszują. Jak wypadli Polacy w Vancouver? Na medal... z ołowiu

Redakcja
Igrzyska finiszują. Jeszcze kilka konkurencji, trochę emocji, jakieś końcowe niespodzianki, finał hokeistów i uroczystość zamknięcia, która zawsze jest wspaniała. Jak wypadliśmy w Vancouver? Źle, po prostu źle.

Oczywiście biorąc pod uwagę choćby Turyn, czy kilka wcześniejszych igrzysk, to nie jest tragicznie. Możemy zamknąć bilans pięcioma medalami, bo w sobotę na 30 km biegnie Justyna Kowalczyk. Nieźle stoimy w klasyfikacji, wyprzedzamy kilka krajów, oprócz medalistów możemy się cieszyć piątym i siódmym miejscem w biathlonie Weroniki Nowakowskiej i Agnieszki Cyl, siódmym Tomasza Sikory oraz ósmym saneczkarki Eweliny Staszulonek. To jednak dramatycznie mało.

Skromnie nie tylko dlatego, że poza medalistami mieliśmy zaledwie cztery miejsca w pierwszej dziesiątce. Po prostu nie widać perspektyw. Nie pojawił się żaden zawodnik, o którym powiedzielibyśmy, że zrobił spory postęp, przesunął się wyżej o kilka miejsc od tych, które zajmował w rankingach. Proszę wybaczyć, ale gdy słyszę w wypowiedziach naszych o stresie i niemożności uniesienia presji, to ręce mi opadają. Stres jest nieodłącznym elementem startu, do którego wszyscy przygotowują się cztery lata. To zawsze problem, ale jakoś większość sobie z nim radzi. Presja? A gdzie ma być jak nie na igrzyskach? Nic bardziej nie wkurza jak zawodnik, który w mistrzostwach świata czy rankingach zajmuje wysokie miejsce, a w najważniejszej imprezie plasuje się o dziesięć lokat niżej.

Jak wytłumaczyć dopiero 15. miejsce w łyżwiarstwie szybkim na 1.500 m Katarzyny Bachledy-Curuś, która była piątą zawodniczką mistrzostw świata? Co najśmieszniejsze Bachalda-Curuś była najlepszą Polką na tym dystansie. W gronie 36 zawodniczek Luiza Złotkowska była 34, a Natalia Czerwonka 36! Wiadomo, ktoś musi być ostatni. Ale dlaczego stawkę zamyka Polka?

Tłumaczenie słabej postawy jeszcze bardziej dobija kibiców. O stale przywoływanym stresie i presji już wspominałem. Kolejną wymówką jest podkreślanie, że ,,to są igrzyska, tu walczą najlepsi". Udowadnianie nam tej oczywistej prawdy po nieudanych startach jest osłabiające. Mamy też narzekanie na śnieg, wiatr, deszcz (tak jakby dotykało to tylko naszych) i źle przygotowane trasy. Ostatnio najbardziej oryginalne usprawiedliwienie usłyszałem w wykonaniu łyżwiarza szybkiego Sebastiana Druszkiewcza.

Zajął 14. miejsce w wyścigu na 10.000 m i oświadczył, że problemem był ,,wolny lód, chyba najwolniejszy na świecie". Jakoś ten wolny lód innym nie przeszkadzał...
Gdzieś giną nasze talenty. O skoczkach nawet nie wspominam, ale jest grupa zawodników, którzy znakomicie pokazali się na światowych arenach w kategoriach juniorskich, a teraz zamykają stawkę. Przykładem może być 22-letni biathlonista Łukasz Szczurek. W 2007 r. był złotym medalistą mistrzostw świata juniorów młodszych, rok później zajął piąte miejsce w Pucharze Europy juniorów. W Vancouver w biegu na 10 km był 85. wyprzedzając tylko trzech zawodników. To straszne!

Na drugim biegunie są ci, którzy ,,etatowo" reprezentują Polskę w Pucharze Świata i igrzyskach zajmując stale miejsca w drugiej, a jeszcze częściej, w trzeciej, dziesiątce. Owszem, zdarzają się im incydentalnie miejsca na podium PŚ, ale to przypadki potwierdzające regułę. Przykładem biegacz Janusz Krężelok. Ten 36-letni zawodnik przed Vancouver zaliczył trzy igrzyska. Najlepsza lokata indywidualnie to siódme miejsce, pozostałe: 19., 25., 32., 40., 53. i 76. W Kanadzie był 28 i 12, w sprincie odpadł w ćwierćfinale. Ale skoro Krężelok ciągle kwalifikuje się do kadry...
Mamy piękne góry. Czemu nie potrafimy wychować sobie solidnych zawodników w biegach narciarskich, biathlonie, skokach? W kombinacji norweskiej już praktycznie nie startujemy. W klasycznych dyscyplinach dołujemy, w nowych nie potrafimy zaistnieć. Tylko prezes PZN Apoloniusz Tajner czuje się dobrze twierdząc, że to najlepsze igrzyska w historii. Na ,,papierze" pewnie tak...
Oczywiście jest Małysz, Kowalczyk, praktycznie "był" Sikora. Tyle, że to samorodne talenty, jakie zdarzają się raz na kilka lat, coś na kształt polskich piłkarzy w 1974 r. Oni trafili na swój czas, odpowiednich ludzi koło siebie i ich talent mógł się rozwinąć. A pozostali?

Polski sport kuleje. Od lat słychać, że PKOl zasadniczo nie ma wpływu na przygotowania. Za to odpowiadają związki. W ten sposób komitet olimpijski tłumaczy się jedynie za logistykę (stroje olimpijskie, podróże, cała otoczka igrzysk), a nie za przygotowania, na które praktycznie nie ma wpływu. Związki sportowe zawsze znajdą wytłumaczenie niepowodzeń (stres, nie trafienie z przygotowaniami, siła rywali, brak bazy w kraju, możliwości finansowe przeciwników i wiele innych), a gdy te zostaną odparte, zawsze można zamknąć usta oponentom stwierdzeniem ,,wytrychem": to jest sport.

Jak to bywa przypadku niepowodzeń na igrzyskach wychodzą na jaw jakieś nieprawidłowości, złe układy, dotąd skrzętnie ukrywane. Tak jak teraz w Polskim Związku Biathlonowym. Czy to normalne, że nasi występowali w strojach drugiego gatunku, wiceprezes jest jednocześnie przedstawicielem firmy, która ubiera kadrę, a konflikt tam jest tak ogromny, że trenerka żeńskiej ekipy składa rezygnację kiedy jeszcze do końca została jedna konkurencja? Cały polski sport trzeszczy i to od dawna. Taka jest prawda. W Vancouver z jednej strony mogliśmy cieszyć się z występów Małysza i Kowalczyk, ale z drugiej wstydzić z tabeli ,,metalowej".

Jak piszą portale internetowe, podczas igrzysk prowadzona jest nieoficjalna klasyfikacja ,,metalowa" obejmująca trzy ostatnie miejsca, za które przydziela się medale: cynowe, aluminiowe i ołowiane. Niestety, w niej jesteśmy znacznie wyżej niż w oficjalnej obejmującej złoto, srebro i brąz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska