Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iłowa: Remiza tętni życiem

Piotr Jędzura
- Cieszę się, że jestem ochotnikiem, to dla mnie wielki zaszczyt - mówi gospodarz remizy Józef Moćko.
- Cieszę się, że jestem ochotnikiem, to dla mnie wielki zaszczyt - mówi gospodarz remizy Józef Moćko. fot. Marek Marcinkowski
Kiedyś w stodole stał wóz konny z ręczną sikawką, dziś w garażach stacjonują wozy bojowe.

Przed laty na alarm bito w metalowe koło zębate od czołgu, dziś wszyscy ochotnicy mają telefony komórkowe.

Jedna z najstarszych jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej w naszym regionie działa w miejscowości Borowe. Na jej przykładzie widać, jak bardzo zmienił się sprzęt strażaków. Jedno tylko zostało niezmienne - chęć niesienia pomocy.

Pompowali ile sił

Był 1945 rok. Wojenna zawierucha toczyła się już tylko wokół Berlina. W Borowym życie powoli wracało do normy. Ludzie organizowali dla siebie nowe domy, zasiedlając opuszczone gospodarstwa. Od razu było wiadome, że konieczna będzie również ochotnicza straż pożarna. - Chętni wtedy byli wszyscy mężczyźni ze wsi, każdy był i chciał być ochotnikiem - wspomina Henryk Piotrowski, honorowy naczelnik OPS w Borowym, który przez 57 lat jeździł do pożarów.

W oborze stał wóz konny. Opiekowała się nim przypisana do tego osoba. Podobnie jak końmi. Czekały gotowe do akcji w stajni innego gospodarza.

Kiedy ochotnicy byli potrzebni, to alarm wybijano metalowym prętem na kole zębatym od czołgu. - Wisiało na dębie, zaraz koło dzisiejszej remizy, no telefonów komórkowych to wtedy nie było - wspomina H. Piotrowski.

Pompa napędzana silnikiem była tak nową techniką, że nikt o niej nawet nie myślał. Ochotnicy pompowali wodę ręcznie. Po dwóch z każdej strony pompy od sikawki. Zmieniali się, gdy opadli z sił. - Nieźle się wtedy trzeba było namachać - mówi H. Piotrowski.

Kiedy w jednostce pojawiła się pompa napędzana silnikiem ręczna sikawka odeszła do lamusa. I wtedy zaczęły się powolne zmiany.

Alarm na komórkę

Dziś Borowe ma spory garaż, w którym stoi bojowy star GBAM. - Zabiera ze sobą na pożar trzy tony wody - mówi ochotnik od 11 lat Krzysztof Górcewicz. Obok parkuje również żuk. Maszyna wprawdzie ma swoje lata, ale jest po remoncie. - Wóz jest przydatny, wozimy nim ludzi do akcji - mówi gospodarz remizy Józef Moćko.

Wozy bojowe to nie jedyne zmiany w remizie. Już dawno zniknęło metalowe koło alarmowe.. - Teraz mamy komórki - mówi K. Górcewicz. O pożarze i konieczności ruszenia do akcji ochotnicy są zawiadamiani telefonicznie.

Ochotnicy mają też mundury. - W 1945 szło się do pożaru w tym, co się miało na sobie - wspomina H. Piotrowski. Dziś mają nawet hełmy ochronne.
W jednostce jest komputer, eleganckie toalety i świetlica. Korzystają z niej mieszkańcy Borowego. Szczególnie często młodzież. Jest dla nich drugą wiejską świetlicą.

Samą remizę ufundował profesor Romuald Tauber. To naukowiec z Poznania związany z Borowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska