Pociągami, samochodami hitlerowcy zwozili tysiące nieszczęśników do granicy z Polską, a potem siłą ich przez nią przegnali. Z ok. 17 tys. Żydów wyłapanych w ten sposób na obszarze hitlerowskiej Rzeszy aż 9 tys. - często z walizką i w płaszczu narzuconym na piżamę - trafiło do granicznego wówczas Zbąszynia. Liczące nieco ponad 5 tys. mieszkańców miasto w parę godzin powiększyło niemal trzykrotnie stan ludności. Tyle że nie miało gdzie tych wysiedleńców ulokować.
Na dodatek rząd warszawski początkowo nakazał odsyłanie przybyszów do Niemiec. Niektórzy kursowali między niemieckim wtedy Zbąszynkiem a polskim Zbąszyniem. Edward Mitzner, przedwojenny dziennikarz prasy socjalistycznej opisał to w artykule "Inferno w Zbąszyniu". Inferno, czyli piekło.
Na ustach świata
Tak Zbąszyń trafił na usta całego świata. Zdarzyło się to tylko raz w jego historii. W październiku 1938 r. o mieście nad Obrą pisał "New York Times" i dziesiątki gazet w Polsce, i Europie, wymieniała w pamiętnikach Zofia Nałkowska. Pamiątki tamtego "Piekła" są dziś w Muzeum Yad Vashem w Jerozolimie, a hasło "Zbąszyń" zajmuje wiele miejsca w Encyklopedii Holokaustu. Tylko w grodzie Garczyńskich nie ma dotąd nawet skromnej tablicy... Choć wydarzenia zbąszyńskie, o czym niewielu wie, wpłynęły wręcz na losy Europy.
Tutaj, pośrednio oczywiście, swe źródła ma słynna Kryształowa Noc - czyli dewastacja witryn żydowskich sklepów, kafejek w całym Reichu w listopadzie 1938 r. W Zbąszyniu bowiem znalazła się na wygnaniu rodzina Herszela Grynszpana, wówczas paryskiego studenta. Na wieść o deportacji najbliższych (młodzieniec otrzymał od ojca kartkę ze Zbąszynia) Herszel zastrzelił radcę ambasady III Rzeszy w Paryżu. Dało to Goebbelsowi pretekst do urządzenia w Niemczech Kryształowej Nocy z 9 na 10 listopada 1938 r.
Tymczasem tysiące Żydów z polskim paszportem, ale bez dobytku, wegetowało w Zbąszyniu aż do maja 1939 r. Rząd polski postanowił (po cichu, bez rozgłosu) uczynić graniczny ośrodek miastem zamkniętym. Na rogatkach ustawiono wojsko!
Przybysze mieszkali zatem gdzie się dało. 700 osób umieszczono w ujeżdżalni dawnych koszar wojskowych w okropnych warunkach. Niektórzy poszli do nielicznych miejscowych Żydów, bogatsi wynajmowali mieszkania, ale setki spały w sali gimnastycznej, koszarach, w młynie. Część już w pierwszych dniach wyjechała w głąb kraju, do rodziny, jednak ci biedniejsi zostali. Powoli ich życie, rzec można, normalizowało się. Powstała nawet tymczasowa synagoga, rozegrano mecz sportowy...
Znane nazwiska
Koncert muzyki synagogalnej w wykonaniu Eliezera Mizrachi z synagogi "Pod Bialym Bocianem" we Wrocławiu odbył się w 70. rocznicę Preludium Zagłady w zbąszyńskiej kolegiacie. Dla wielu miejscowych - był to szok: Żyd zaśpiewał w kościele!
Przez miasto przewinęło się wtedy wiele znakomitych (zwłaszcza po latach) nazwisk Żydów polskiego pochodzenia:
* od razu po 28/29 października 1938 r. w kraju zaczęły się organizować komitety pomocy "Żydom zbąszyńskim". Do miasta przybył jego przedstawiciel, Emanuel Ringelblum, znany później z tego, że stworzył podziemne archiwum getta warszawskiego; uznane po latach przez UNESCO za światowe dziedzictwo kultury
* Marek Edelman, ostatni dowódca powstania w getcie warszawskim wspomina, iż w 1938 r. działał w Warszawie w komitecie pomocy rodakom przebywającym w Zbąszyniu
* w grupie Żydów, którzy najwcześniej opuścili miasto prawdopodobnie był, młody wówczas, Marcel Reich Ranicki, dziś wybitny krytyk literacki, zwany często papieżem niemieckiej krytyki
Wydarzenia te prof. Jerzy Tomaszewski opisał i udokumentował w książce "Preludium Zagłady" (Warszawa 1998). Ów tytuł, podobnie jak "Piekło w Zbąszyniu" Mitznera, stał się odtąd synonimem tamtej historii z 1938 r.
Jednak przypomnieli
Najdokładniej wydarzenia z 1938 r. opisał prof. Jerzy Tomaszewski; na zdjęciu podczas sesji naukowej w 2008 r. ze zbąszyńskim historykiem Zenonem Matuszewskim, szefem społecznego komitetu obchodów 70. rocznicy deportacji polskich Żydów
Rok temu kilka prywatnych osób i centrum kultury w Zbąszyniu zrealizowało 28 i 29 października niepowtarzalną imprezę naukową i artystyczną rozgrywającą się jednocześnie w muzeum, na nieistniejącym kirkucie, na dworcu, w Domu Katolickim, kinie i gimnazjum. Tym razem nie było notatki w "New York Timesie", ale z USA przyjechała nad Obrę Bonnie Harris, która "z deportacji" doktoryzowała się na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara. Przy okazji nauczyła się wymawiać dźwięczną i trudną dla niej nazwę "Zbąszyń".
- Stąd Bonnie poleciała na konferencję do Chicago, gdzie powtórzyła wykład - wskazywał rok temu Wojciech Olejniczak, artysta plastyk i główna sprężyna zeszłorocznych zdarzeń w rocznicę deportacji Żydów. A sprawa ta choć w Polsce (i Zbąszyniu) dopiero teraz przypomniana, jednak znana jest w świecie. Widać było to po składzie naukowców przybyłych na sesję w 70. rocznicę dramatu. Przybyła prof. Gertruda Pickhan z Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego, Witold Mędykowski z Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, wspomniani już prof. Tomaszewski i dr B. Harris.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?