Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Borowiak: - Ratownik nie jest panem Bogiem

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
Jacek Borowiak ma 28 lat. Od czterech lat jest ratownikiem w szpitalnym oddziale ratunkowym w Międzyrzeczu. Jest absolwentem Medycznego Studium Zawodowego, obecnie robi licencjat z ratownictwa w Wyższej Szkole Zawodowej w Kostrzynie nad Odrą.
Jacek Borowiak ma 28 lat. Od czterech lat jest ratownikiem w szpitalnym oddziale ratunkowym w Międzyrzeczu. Jest absolwentem Medycznego Studium Zawodowego, obecnie robi licencjat z ratownictwa w Wyższej Szkole Zawodowej w Kostrzynie nad Odrą. fot. Dariusz Brożek
Ratownik medyczny Jacek Borowiak z Międzyrzecza opowiada o swojej pracy w zespołe ratownictwa medycznego. W miniony weekend był współorganizatorem zawodów ratowniczych w Międzyrzeczu

- W pracy spotykacie się z cierpieniem ludzi, często ze śmiercią. Jak sobie z tym radzicie?

- Już w trakcie nauki w szkołach medycznych odbywamy praktyki w oddziałach intensywnej opieki oraz hospicjach, gdzie spotykamy się z bólem i nieuchronnością śmierci. Dlatego mamy zajęcia z psychologii. To wiele daje. Mimo tego wielu słuchaczy odpada, gdyż kontakt z cierpiącymi ludźmi jest dla nich zbyt traumatycznym doświadczeniem. Nie wszyscy sobie z tym radzą.

- Pamięta pan pierwszego pacjenta, który zmarł na pana rękach?

- Tak. Byłem potem strasznie rozbity. Potem starszy kolega wytłumaczył mi, że nasze postępowanie było zgodne ze sztuką ratunkową, reanimację prowadziliśmy prawidłowo, dlatego nie powinniśmy mieć poczucia winy. Do dziś pamiętam, co mi wtedy powiedział. Mamy pomagać innym ze wszystkich sił, ale musimy cały czas pamiętać, że żaden z nas nie jest panem Bogiem i nie wygra ze śmiercią. Takie rozmowy są bardzo ważne. Często po trudnych akcjach spotykamy się całym zespołem i wyrzucamy z siebie nurtujące nas wątpliwości. Wzajemnie wsparcie jest bardzo potrzebne.

- Teraz w tak zwanych zespołach podstawowych jeżdżą ratownicy bez lekarzy.
Jak odbierają to pacjenci?

- Różnie. Początkowo wielu domagało się przyjazdu lekarza. Dotyczyło to zwłaszcza osób w podeszłym wieku. Nie ufały w nasze kwalifikacje. Tymczasem jako ratownicy możemy prowadzić reanimacje, obsługiwać sprzęt ratunkowy, opatrywać złamania czy rany, podawać lekarstwa i zastrzyki z ustawowej listy medykamentów. Oczywiście w ściśle określonym zakresie. W wielu przypadkach specjalistyczna pomoc nie jest potrzebna, ale osoby wzywające pogotowie chcą przy okazji, żeby lekarz wypisał im receptę, czy skierowanie do specjalisty. Podejście do ratowników zaczyna się jednak powoli zmieniać.

- Czy po aferze "łowców skór" z Łodzi spotkał się pan z przypadkami, że pacjenci odmawiali wejścia do karetki?

- Była pewna psychoza, ale aż tak drastycznych przypadków nie mieliśmy. Zdarzało się jednak, że pacjenci dopytywali, jakie leki im podajemy i czy to aby nie pavulon. Niektórzy żartowali, inni wyglądali jednak na zaniepokojonych.

- Medycyna wciąż idzie do przodu, pojawiają się nowe leki i sprzęt. Czy nadążacie za tymi zmianami?

- Wciąż się uczymy. Bierzemy udział w specjalistycznych szkoleniach i kursach.
Sprawdzianem naszych umiejętności są również zawody. Takie jak Medline 2010, które odbyły się w miniony weekend w Międzyrzeczu.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska