Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Artur Wochniak nie tylko Zieloną Górę rzeźbi. Zobacz jego dzieła. Poznaj jego plany. Czym nas jeszcze zaskoczy?

Leszek Kalinowski
Leszek Kalinowski
Wideo
od 16 lat
Kiedy Artur Wochniak rzeźbił patrona Zielonej Góry, musiał wejść do jego wnętrza. Przez głowę. A wcześniej zabezpieczyć podłogę w pracowni, by nie runęła pod ciężarem pięciu ton gliny. Inaczej się pracowało np. przy Wiedźminie czy pomniku Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej. Albo scenografii do „Wdówki”…

Skąd się wzięły artystyczne zainteresowania?
- Sam się nad tym zastanawiałem. Od dziecka lubiłem rysować, malować – odpowiada Artur Wochniak. – Byłem w przedszkolu, kiedy rodzice zostawiali mi tony papieru, kredek i mieli spokój na kilka godzin. Bo potrafiłem tyle czasu odrysowywać postacie z bajek, nadając im własny charakter i miksując jedną bajkę z drugą.

Zielonogórski rzeźbiarz mówi, że to ludzie z jego najbliższego otoczenia, ale także inni, których spotykał na swej drodze, pomagali mu rozwijać swoją pasję i otwierać kolejne artystyczne okna.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła

Jak Artur Wochniak nie tylko Zieloną Górę rzeźbi. Zobacz jeg...

W rodzinie nikt nie był malarzem czy rzeźbiarzem.

- Ale mój dziadek miał manualne zdolności. Sam zrobił pralkę na korbę czy prasę do sera. Ręcznie szył buty, kożuchy, czapki… Moja siostra tworzyła oryginalne, kolorowe płaszcze. Obie moje siostry też malowały – wspomina autor pomnika patrona Zielonej Góry – świętego Urbana I. – To wszystko miało na mnie wpływ.

Był w podstawówce, gdy podpatrzył pewną malarkę. W Lubinie. Bo tam mieszkał z rodzicami. Jego marzeniem było, by pobierać u niej nauki. Ale artystka nie bardzo chciała udzielać korepetycji. Odmówiła. Jednak nie wiedziała, że rodzina Wochniaków tak łatwo nie rezygnuje. Tato Artura przekonał malarkę, by uczyła jego syna. Trzy razy w tygodniu młodzieniec biegał na lekcje malowania do pracowni, która mieściła się na samej górze 15-piętrowego wieżowca.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła
Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła Maciej Dobrowolski

Została tylko Zielona Góra

Po ukończeniu szkoły podstawowej chciał dostać się do liceum plastycznego. Gdzie? No wiadomo, że do Wrocławia. Przecież był Dolnoślązakiem.

- Pierwszy etap egzaminów udało mi się zdać. Na drugi się spóźniłem. Nie było żadnej taryfy ulgowej. Trzeba było się pożegnać z Wrocławiem – wspomina. – Ale w tamtym czasie licea organizowały egzaminy w różnym czasie. Dzwoniłem, pytałem, gdzie jeszcze mogę zdawać. No i okazało się, że jeszcze tylko Zielona Góra nie przeprowadziła rekrutacji. Pojechałem z tatą. Kilka dni trwało wykazywanie się znajomością malarstwa, rysunku, wiedzy o sztuce. Udało się zostać uczniem pięcioletniego Liceum Pedagogicznego w Zielonej Górze.

Pobyt w zielonogórskim liceum wspomina bardzo dobrze. Po latach docenił jeszcze bardziej, czego nauczył się w szkole.
- Trafiłem na bardzo dobrych nauczycieli. Wiele im zawdzięczam. Jednym z tych niezapomnianych pedagogów była Irena Bierwiaczonek, niezwykła osobowość, świetny nauczyciel. Który potrafił wyciągnąć z każdego tyle, ile się tylko dało. Dzięki niej zafascynowałem się malarstwem, pastelem, olejem… - podkreśla Artur Wochniak. – To była porządna szkoła, dzięki której pootwierało się w głowie wiele możliwości i okien na świat.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła
Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła Jacek Katos

Ciągle coś go ciągnęło do Zielonej Góry

Po maturze dostał się do Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu.

- Tu też miałem szczęście do ludzi, którzy byli otwarci i nie bali się nowych trendów w sztuce – opowiada rzeźbiarz. – Miałem znajomych w innych artystycznych uczelniach, które nie odważały się wprowadzać tyle nowości co Poznań. Studia pootwierały mi kolejne okna i pozwoliły jeszcze bardziej się rozwinąć artystycznie. Zresztą cały czas człowiek się czegoś uczy i stara się rozwijać. Bo inaczej się nie da.

W trakcie studiów polubił Poznań i myślał, żeby z tym miastem związać swoją przyszłość. Miał tam mieszkania, przyjaciół, pojawiły się pierwsze zlecenia. Ale coś jednak ciągnęło do Zielonej Góry. Postanowił odwiedzić swoje liceum. Podczas rozmowy z dyrekcją dowiedział się, że zrobił się wakat i potrzebują kogoś od rzeźby. Postanowił spróbować. Na rok. Został sześć lat. Był wychowawcą i dobrze czuł się w roli pedagoga.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła
Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła Jacek Katos

Bachusiki i patron Zielonej Góry - święty Urban I

Dziś wielu zielonogórzanim Artur Wochniak kojarzy się jako autor bachusików. Nic dziwnego, bo przecież stworzył ich już ponad 40! I przestał je już liczyć. Ale stara się, by każdy z nich był inny, by nie popadać w schemat i rutynę.

Bachusiki to rozrzucone po mieście dzieci Bachusa, pogańskiego boga wina i winnej latorośli, który co roku obejmuje rządy w mieście na 10 dni podczas Winobrania. Przez wielu nazywany jest pogańskim patronem miasta. Jednak prawdziwym patronem jest papież święty Urban I (jest patronem winiarzy, winnej latorośli, ogrodników, dobrych urodzajów).

- Bardzo chciałem wykonać pomnik patrona miasta. Miało to dla mnie takie symboliczne znaczenie. Mocno się od dłuższego czasu identyfikuję się z tym miastem, tymi tradycjami – wspomina Artur Wochniak. Miałem taką wewnętrzną potrzebę stworzenia św. Urbana I. Wiedziałem, że to pomoże mi jeszcze bardziej się zakotwiczyć w tym klimacie, który daje na co dzień Zielona Góra.
Niełatwo było wygrać konkurs. Wydawać się mogło, że teraz już z górki. Nic bardziej mylnego. Wizja artysty nie wszystkim się spodobała.

- A ja chciałem, żeby patron miasta był ludzki, otwarty, uśmiechnięty – tłumaczy rzeźbiarz. – Ciężko było przekonać, ale i to się w końcu udało. Jak i do brody czy krzyża. W wielu źródłach znalazłem potwierdzenie, że wówczas broda była czymś naturalnym (w malarstwie też tak przedstawiano św. Urbana I), a papieskie krzyże były trójramienne.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła
Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła Leszek Kalinowski

Pięć ton gliny w pracowni mogło spowodować zarwanie podłogi - sufitu

Praca nad rzeźbą też przyniosła niespodzianki. Okazało się, że pięć ton gliny w małej pracowni na Starym Mieście to zbyt dużo, by nie uszkodzić kamienicy. Na szczęście lokator piętro niżej pozwolił ustawić stalowe podpory, by sufit nie runął mu na głowę.
- Trudno przy tak dużej rzeźbie pracować w tak małej pracowni. Powinienem mieć możliwość obserwowania jej z odległości 10-15 metrów, by mieć pewna perspektywę i dostrzegać wszelkie proporcje. A miałem 2-3 metry, stąd konieczność wchodzenia na drabinę, antresolę i inne prawie akrobatyczne wyczyny – wspomina Artur Wochniak. - Żeby zalepić formę gipsową, musiałem wejść do środka pomnika Urbana I. Jak? Jedyna możliwość przez głowę. I tak też się stało. Czułem się jak w zamkniętym… iglo. Ale inaczej się nie dało.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła
Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła Jacek Katos

To forma wdzięczności dla Zielonej Góry

Inaczej się pracowało przy pomniku Klema Felchnerowskiego, legendy lubuskiego środowiska kulturalnego, artysty malarza, wojewódzkiego konserwatora zabytków, dyrektora zielonogórskiego muzeum. Pomnik ma formę stolika z dwoma krzesłami. Na jednym siedzi Klem Felchnerowski. Drugie krzesło pozostaje wolne. Każdy może się przysiąść. Na stole leży „Gazeta Lubuska”, którą znany zielonogórzanin czytał codziennie.

- Bardzo się cieszę, kiedy spacerując po mieście widzę swoje prace. One są formą wdzięczności dla Zielonej Góry, z którą dziś jestem bardzo mocno związany – mówi Artur Wochniak i przyznaje, że im dłużej się tym rzeźbom przygląda, tym więcej widzi rzeczy, które teraz zrobiłby inaczej. Ale to chyba dobrze, bo oznacza to ciągły rozwój…

Artur Wichniak odmłodził winiarkę Emmę

Niebawem będziemy mogli zobaczyć kolejną jego rzeźbę. To Winiarka Emma, która ma stanąć na deptaku. Chcieli tego mieszkańcy, którzy zagłosowali w budżecie obywatelskim za odtworzeniem pomnika. I wygrali.

Pierwotnie autorem rzeźby winiarki był prof. Arnold Kramer. Kim właściwie była Emma? Pochodziła z Brunszwiku. Nazywała się Freitag. Wyszła za mąż za przemysłowca Karla Heinego i przeprowadziła się do Czerwieńska, a później do Zielonej Góry.

Do realizacji pomysłu Emma Heine namówiła prof. Kramera, który przyjechał do miasta w 1914 r. Stworzył winiarkę naturalnej wielkości. Powstał projekt, który trafił do odlewni. Wybuch I wojny światowej przerwał prace. Ważniejsze były armaty, nie pomniki.
Po wielu perypetiach rzeźbę ustawiono dopiero w 1937 r. Podczas II wojny światowej zniknęła bezpowrotnie.

Artur Wochniak stworzył Emmę na podstawie starych zdjęć. Ale nie wszystko na nich widać, więc wprowadził swoje elementy i… odmłodził winiarkę. W opisach znalazł informacje, że była młoda. Na zdjęciach ma twarz starszej kobiety.

- Postanowiłem, że moja Emma będzie młoda – mówi rzeźbiarz. – Myślałem też, oglądając zdjęcia, że ma na głowie chustę. I tak też ją zrobiłem na pierwszym modelu. Potem okazało się, że to włosy, warkocz, którym owinięta jest głowa.

Nowa Emma będzie też wyższa od pierwowzoru i będzie miała 175 cm wysokości. Będzie siedziała na murku tak jak na starych zdjęciach.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła
Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła Zdzisław Haczek

Pomnik Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej i... Wiedźmin

Ostatnio wiele czasu zielonogórskim artysta poświęcił też pomnikowi, który stanie na drugim końcu Polski. Chodzi o pomnik 18-metrowy monument, składający się z betonowych skrzydeł husarskich, a pomiędzy nimi zostały umieszczone sylwetki trzech szarżujących na koniach kawalerzystów.

- Pomnik Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej jest już praktycznie gotowy. Pojechał do odlewni – mówi Artur Wochniak. – Stanie w miejscu, gdzie faktycznie rozegrała się słynna bitwa, czyli pod Komarowem. Polska 1 Dywizja Jazdy rozgromiła bolszewicką 1 Armię Konną Siemiona Budionnego.

Te pracę artysta wykonywał wspólnie z jego przyjacielem Tomaszem Radziewiczem, z którym razem stworzył także… Wiedźmina. Rzeźba miała promować nową grę.

- Ostatecznie wykonano 32 repliki figury, trafiły one głównie do USA, Australii i Europy Zachodniej promując trzecią odsłonę gry Witcher – Wild Hunt (Wiedźmin – Dziki Gon) – podkreśla rzeźbiarz. - Praca przy Wiedźminie była dla mnie niezwykłym i nowym doświadczeniem. Po raz pierwszy zmierzyłem się ze stylistyką fantasy i chyba obecnie najpopularniejszym polskim bohaterem światowej popkultury.

Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła
Artur Wochniak i jego rzeźbiarskie dzieła Jacek Katos

A to największa rzeźba tego typu w Europie

Jednak jego najbardziej prestiżową i znaną realizacją rzeźbiarską jest rekonstrukcja Kwadrygi Brunonii (Braunschweiger Quadriga) – największej rzeźby tego typu w Europie - 9,5 m wysokości. Znajduje się ona w Brunszwiku na dachu Schloss-Arkaden.

- Można tam podjechać windą podjechać i przejść pod brzuchem konia – mówi Artur Wochniak i dodaje. – Praca została wyrzeźbiona na podstawie małych modeli Ernsta Rietschela z 1863 roku.

Na koncie ma też scenografie m.in. operetki „Wesoła Wdówka” w Mörbisch w Austrii.

- Scenografia nauczyła się, jak budować duże elementy nie tracąc zbyt dużo energii – zauważa artysta. I dodaje, że największą trudnością jest zrobić rzeźbę tak, żeby z każdej strony była ciekawa. Bo ona nie jest do oglądania tylko z jednej strony!

Dobra rzeźba musi mieć dobry pomysł, świetną kompozycję, ciekawe bryły, linie, światłocienie.. Można być świetnym rzeźbiarzem i odtwarzać ciało ludzkie, twarz itd. Ale to nie wszystko. Dla mnie ważniejsze jest to, żeby ona przemawiała do ludzi, wywoływała emocje. Wiem, że to truizmy, ale one są dla mnie bardzo istotne. Co jeszcze? Bardzo ważne jest to, żeby być prawdziwym w swojej twórczości, być zgodnym ze swoją chęcią wyrazu, sumieniem. Trzeba siebie kochać., ale być dla siebie trochę okrutnym i dyscyplinować się regularnie…

Jestem filmożercem, lubię góry i grę na harmonijce

Trzeba też pamiętać o odpoczynku, choć z tym trudno w dzisiejszych czasach.

- Ciągle tego czasu za mało, przez co cierpi moja rodzina – przyznaje Artur Wochniak. – Ale jak tylko możemy, spędzamy go razem. Ja jestem też filmożercem. Uwielbiam skomplikowane, trudne filmy psychologiczne, obyczajowe. Im coś bardziej nieoczekiwanego, tym lepiej. Lubię pływać, wspinać się po górach, słuchać muzyki, przede wszystkim to jazz, blues, dobry, stary rock. Sam też gram na harmonijce ustnej. Kiedyś koncertowałem nawet z zespołem… Fajne czasy, fajni ludzie…

Zobacz 20 kultowych miejsc:

6. Guma do żucia McDonalds, resoraki, markowa odzież dżinsowa i... alkohol na wesela. Asortyment był oczywiście bogatszy, ale taki towar można wymienić od razu z czym się kojarzył sklep za dewizy. Waluta nie była ogólnie dostępna, ale jakoś do niej się docierało. Lub do bonów peweksowych, które także przybliżały zakup rzeczy nieosiągalnych w zwykłych sklepach.

20 kultowych miejsc w Zielonej Górze. Pamiętacie je? Większo...

Nie chcesz nudzić się w domu?  Może więc warto wsiąść na rower i wyruszyć jedna z proponowanych przez nas tras. A przy okazji zobaczyć, jak zmieniły się parki, jak w słońcu wyglądają remontowane zabytki i poczuć wiatr we włosach. Oto 10 propozycji rowerowych wypraw. Każda opisana jest pod kolejnym zdjęciem. Oto 10 propozycji rowerowych wypraw. Każda opisana jest pod kolejnym zdjęciem >>>

To są rowerowe hity - 10 propozycji wycieczek po Zielonej Gó...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska