Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak doszło do tragedii w Zwierzynie? Odsłaniamy jej kulisy

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Strażacy przez kilkadziesiąt godzin odgruzowywali pomieszczenia dworca. W wyniku uderzenia w budynek składu siedmiu wagonów, zginęły trzy osoby.
Strażacy przez kilkadziesiąt godzin odgruzowywali pomieszczenia dworca. W wyniku uderzenia w budynek składu siedmiu wagonów, zginęły trzy osoby. Tomasz Nieciecki
Po tragedii na dworcu kolejowym zarzuty usłyszały trzy osoby z firmy rozładowującej wagony. Dotarliśmy do dokumentów, z których wynika, że przepisy złamały także osoby kierujące składem. Prokurator bada ten wątek.

Dotychczas postawione zarzuty dotyczą nieumyślnego spowodowania katastrofy (to coś więcej niż wypadek). Usłyszało je dwóch 19-latków i 17-latek. Są związani z firmą, która zajmowała się wyładunkiem kruszywa z wagonów. Grozi im nawet osiem lat więzienia. Najmłodszy z nich będzie odpowiadał jak dorosły. Był to jego pierwszy dzień w tej pracy.

Przypomnijmy jak - według ustaleń śledczych - doszło do tragedii. Wypadek wydarzył się 26 lipca. Operator koparki, pomocnik oraz syn właściciela firmy opróżniali wagony na bocznym torze na terenie wytwórni mas bitumicznych Eurovia w Owczarkach (to około 2 km od Zwierzyna). Na początku na miejscu była obsługa pociągu. Skład był połączony z lokomotywą, a hamulce w wagonach zaciągnięte. Około 21.40 zepsuła się koparka. Do tego zapadał zmrok, a takie prace można prowadzić jedynie przy dobrej widoczności. Dlatego maszynista i ustawiacz postanowili, że to koniec pracy i opuścili wytwórnię, zostawiając zabezpieczony skład.

Kiedy do Eurovii przyjechał 19-letni syn właściciela przedsiębiorstwa przeładunkowego i udało się naprawić koparkę, młodzi postanowili, że będą dalej rozładowywać kruszywo. Chcieli dokończyć robotę jeszcze tego samego dnia. Śledczy ustalili, że zwolnili oni blokady hamulców, rozczepili wagony z lokomotywą i za pomocą koparki zaczęli je przesuwać. Robili to, używając łyżki, by ułatwić sobie rozładunek. W pewnym momencie 300-tonowy skład ruszył. Nie byli w stanie go zatrzymać. Jeden z nich zadzwonił do szefa. Ten starał się powiadomić ludzi o zagrożeniu, ale wszystko potoczyło się zbyt szybko. Wagony jechały bocznicą około 2-3 minut i z ogromną siłą wpadły w część mieszkalną dworca w Zwierzynie. Zginęli lokatorzy z parteru: 75-letnia Joanna i 55-letni Lech. Uderzona przez wagon jeszcze na peronie i ciężko ranna 18-letnia Sandra zmarła kilka godzin później w szpitalu.

Wiadomo, że młoda ekipa nie powinna sama zabierać się za taką robotę. Według ich zeznań wszystko odbyło się bez wiedzy obsługi pociągu. Skład niespodziewanie ruszył, bo znajdował się na wzniesieniu. Na tym odcinku spadek w kierunku Zwierzyna wynosi nawet 13 proc.

Udało nam się dotrzeć do dwóch dokumentów, dzięki którym znamy więcej szczegółów feralnego rozładunku. Według karty informacyjnej przewozu skład miał przyjechać do Zwierzyna z Niemiec około 6.00, a wyjechać o 22.00 następnego dnia. Procedura rozładunku była następująca: po przyjeździe nad ranem do stacji Strzelce Krajeńskie Wschód (tak jest nazywana stacja w Zwierzynie) na bocznicę miało być wstawionych dziewięć wagonów. Po przeładunku w Owczarkach opróżnione wagony miały być odprowadzone na dół, a skład wymieniony na kolejnych dziewięć wagonów z kruszywem. I tak czterokrotnie. Planowo skład powinien zostać rozładowany w ciągu 12 godz. A z karty informacyjnej wynika, że przy pracach potrzebna jest drużyna manewrowa, a więc obsługa pociągu.

Szczegółowe zasady rozładunku znajdują się w regulaminie technicznym szlaku kolejowego. "GL" również udało się dotrzeć do tego dokumentu. Dowiadujemy się z niego m.in., że wyładunek wagonów może odbywać się tylko w ciągu dnia. W trakcie prac wagony powinny być cały czas sprzęgnięte ze sobą i podłączone do hamulca lokomotywy, drużyna pociągowa musi być obecna przy rozładunku, a wagonów nie można zostawić bez nadzoru.
Tymczasem wiemy, że prace były prowadzone do później pory, bo do tragedii doszło około 22.00. A w trakcie rozładunku na miejscu nie było obsługi pociągu. Dlaczego maszyniści udali się do hotelu, pozostawiając skład i - co za tym idzie - prace rozładunkowe odbywały się bez ich nadzoru? Czy zostaną wyciągnięte wobec nich konsekwencje prawne? - Prowadzimy czynności pod kątem ich odpowiedzialności. Ten wątek nie znika - mówi nam rzecznik gorzowskiej prokuratury Dariusz Domarecki.

Prokuratura czeka również na ustalenia Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych z ministerstwa transportu, które mają się pojawić w styczniu. - Być może po tym, jak się z nimi zapoznamy, zostaną przesłuchane kolejne osoby - dodaje prokurator Domarecki.
Nam udało się ustalić, że jeden z maszynistów, który 26 lipca pozostawił skład bez nadzoru, stracił już swe stanowisko. Potwierdził nam to Tadeusz Ryś, przewodniczący ministerialnej komisji. - Komisja wnosiła o zmianę sposobu zatrudnienia i pracodawca wykonał to zalecenie. Oznacza to, że ta osoba nie może pracować między innymi jako maszynista. To pracodawca zadecyduje, po jakim czasie pracownik będzie mógł ubiegać się o powrót na wcześniejsze stanowisko - tłumaczy T. Ryś.

Wycinanie i wydobywanie wagonów z wnętrza budynku już się zakończyło. Dworzec jest mocno uszkodzony i PKP nie opłaca się go remontować. Prawdopodobnie wraz z terenem wokół przejmie go gmina. Wójt Eugeniusz Krzyżanowski, radni oraz sami mieszkańcy nie chcą, by dworzec został zburzony. Na nowo mają powstać tam mieszkania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska