Pacjenci się skarżą na czas oczekiwania
Uważany za ojca medycyny ratunkowej prof. Juliusz Jakubaszko zwykł powtarzać, że oddział ratunkowy to papierek lakmusowy ochrony zdrowia.
Jak w zwierciadle odbijają się w nim wszystkie niedostatki systemu. Widać w nim lekarza rodzinnego, do którego trzeba zapisać się z kilkudniowym wyprzedzeniem, nocną i świąteczną pomoc, w której lekarz ma do dyspozycji jedynie słuchawki i biurko, czy lekarza specjalistę, do którego dostać się można jedynie prywatnie.
W tej sytuacji decyzja - jadę na SOR wydaje się w pełni racjonalna. Potwierdza to Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec: na 200 tys. sygnałów zgłaszanych przez pacjentów większość odnosiła się do lecznictwa szpitalnego. W tej grupie najwięcej uwag, bo aż 40 proc. dotyczyło szpitalnych oddziałów ratunkowych.
Pacjenci SOR najczęściej skarżą się na warunki w jakich udzielane są świadczenia oraz długi czas oczekiwania na przyjęcie.
- Na SOR w szpitalu X spędziłam osiem godzin czekając na konsultację neurologa, następnie na badania, wyniki i powtórną wizytę u lekarza - relacjonuje starsza kobieta. - Pacjentów było więcej niż krzeseł, część z nich spacerowała po korytarzu lub podpierała ściany. Nie było czym oddychać. Brak wentylacji na korytarzu potęgował smród od pacjentów pod wpływem alkoholu. Wspominam ten pobyt w SOR jako wielką traumę.
SORy są źle zaprojektowane. Warunki oczekiwania pacjentów złe
- Obserwujemy zjawisko odhumanizowania oddziałów ratunkowych - uważa dr Ewa Raniszewska. To, jej zdaniem, główny powód niezadowolenia i skarg pacjentów. Zaczyna się ono od architektury. Kiedyś uważano, że wystarczy trochę zmodernizować izbę przyjęć i będzie oddział ratunkowy. A to był błąd. W nowoczesnych SOR-ach, takich jakie spotyka się w Europie Zachodniej, nie ma systemu typu korytarz i sale. Są ścianki działowe, boksy i kotary. Pomieszczenia można powiększać lub zmniejszać w zależności od liczby napływających pacjentów.
Tymczasem w Polsce architekci nie zostali zaangażowani w projektowanie SOR-ów z prawdziwego zdarzenia. Nawet w Centrum Medycyny Inwazyjnej, a więc nowym szpitalu Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, KOR pod względem architektonicznym pozostawia wiele do życzenia.
Pacjenci przebywają tu w złych warunkach. Hol jest mały, mała jest również poczekalnia z twardymi, niewygodnymi krzesełkami. 14-20 chorych na jednej sali bez okna w sztucznym oświetleniu leży i czeka 12, a nawet więcej godzin, aż na oddziale, do którego ma być przyjęty, zwolni się miejsce. Często w towarzystwie osób nadużywających alkoholu. To dla chorego dodatkowy stres.
Brakuje foteli typu lotniczego, jakimi dysponuje stacja krwiodawstwa, na których mogliby czekać pacjenci w lżejszych stanach. Pielęgniarki, lekarze często badają pacjenta za kotarką. Brakuje komfortu, intymności. Nie ma gdzie położyć ubrań, nie ma gdzie się umyć, zaplecze jest, ale bardzo skromne.
Klimatyzacja i telewizory - to wyjątkowe sytuacje
O wiele lepsze warunki pobytu oferują pacjentom, szczególnie dzieciom szpitalne oddziały ratunkowe w szpitalach: św. Wojciecha i im. Mikołaja Kopernika zarządzanych przez spółkę Copernicus.
- Bardzo dobre warunki zapewniamy naszym małym pacjentom w otwartej niedawno części pediatrycznej naszego SOR - chwali dr Rafał Cudnik, dyrektor medyczny Szpitala św. Wojciecha na gdańskiej Zaspie. - Przeznaczyliśmy na ten cel część pomieszczeń po starym OIOM, są one już klimatyzowane, wyposażone m. in. w telewizory. Jest tam wewnętrzna poczekalnia i kącik zabaw dla dzieci. W starej części SOR, dla dorosłych, której powierzchnia jest ograniczona, udało się trochę poszerzyć część internistyczną. Ona też została wyposażona w telewizory, których wcześniej nigdy tu nie było. Nie da się jednak ukryć, że jeżeli w tym samym czasie przebywa na SOR 90 pacjentów, nie dla wszystkich wystarczy krzeseł, choć je ostatnio dokupiono. Bez ograniczeń mogą pacjenci korzystać z automatów z ciepłą i zimną wodą. Na nasz wniosek w automatach z napojami można teraz kupić również kanapki. Przyjęliśmy też zasadę, że pacjent zakwalifikowany na SOR do przyjęcia na oddział szpitalny, a dla którego nie mamy jeszcze wolnego miejsca na oddziale docelowym otrzymuje normalne posiłki.
Obok Biura Obsługi Pacjenta uruchomiono też na Zaspie dodatkowy punkt informacyjny, w którym dyżuruje ratownik medyczny. Jego zadaniem jest m.in. udzielanie informacji rodzinom, które nie wiedzą co dzieje się z ich bliskim, którego przywiozło pogotowie.
Brakuje powierzchni. Dużo pacjentów, mało miejsca
Podobnie jak inne SOR-y, tak i ten na Zaspie boryka się z niedostatkiem powierzchni.
Przewidziany na 90-100 pacjentów na dobę, przyjmuje obecnie od 170 do 200 osób w sezonie letnim. Jeszcze więcej, bo grubo ponad 200 „załatwia” Szpital im. Kopernika. Zdaniem dr Raniszewskiej przydałby się w Gdańsku jeszcze jeden SOR. Funkcjonował on przed laty w Szpitalu Marynarki Wojennej, ale został zamknięty na wniosek jego właściciela, właśnie ze względów finansowych.
Natomiast poza Trójmiastem, nie licząc Wejherowa, jeden nowocześnie zaprojektowany SOR na Pomorzu znajduje się w szpitalu w Chojnicach. Mieści się on w nowo wybudowanym budynku na powierzchni 200 m. kw. Pomieszczenia są przestronne i klimatyzowane.