Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak oni zapamiętali Dobruckiego?

Marcin Łada (eska) 68 324 88 14 [email protected]
Rafał Dobrucki nie będzie już jeździł na motocyklu, ale zamierza pozostać przy żużlu. Trener, menedżer, komentator - na pewno odnajdzie się w każdej z tych ról.
Rafał Dobrucki nie będzie już jeździł na motocyklu, ale zamierza pozostać przy żużlu. Trener, menedżer, komentator - na pewno odnajdzie się w każdej z tych ról. Tomasz Gawałkiewicz
Rafał Dobrucki skończył karierę. Zawodnik Falubazu postanowił nie kusić więcej losu i po trzecim urazie kręgosłupa zawiesił kevlar na kołku. Szkoda, bo był postacią bardzo wyrazistą, która potrafiła rozruszać trybuny.

Kiedy sportowcy kończą kariery, zwykle wymienia się ich osiągnięcia, przypomina momenty chwały lub upadku. Ale "Rafi" zapisał się w pamięci zielonogórskich kibiców nie tylko popisami na torze. Gdy pojawił się w parkingu przy W69 po przeprowadzce z Rzeszowa był bardzo oszczędny w zapowiedziach, na każdym kroku podkreślał dobrą atmosferę w zespole. Miał wzmocnić drugą linię, a stał się filarem i szybko "przesiąkł" atmosferą.

Na przegubie pojawiły się żółto-biało-zielone koraliki, a podczas zimowych prezentacji drużyny z twarzy Dobruckiego promieniował nieudawany entuzjazm. Nikt przed panem Rafałem i nikt po nim nie spalił tak pięknie gumy na deskach amfiteatru.

Pozornie spokojny i opanowany potrafił się klasycznie "zagotować". Jazda daszek w daszek z Nickim Pedersenem czy ostry telefon do arbitra podczas pamiętnego finału w Toruniu w 2009 r. tylko potwierdzają opinię, że to po prostu facet z charakterem.

- Bardzo mile wspominam czas, kiedy miałem okazję startować z Rafałem w Polonii Piła - nie ukrywa Jarosław Hampel, dziś lider Unii Leszno. - Wtedy ja zaczynałem karierę, a "Rafi" był już znaczącym juniorem w Polsce. Bardzo koleżeński, naprawdę dużo mi pomógł. A na początku kariery to bardzo ważne.
Dziennikarze też nie wspominają kontaktów z Dobruckim inaczej niż pozytywnie.

- Dzwoniłem kiedyś w sprawie cen motocykla i akcesoriów. Cierpliwie opowiadał, ile co kosztuje, a później jeszcze kilka razy uzupełniał moje wiadomości - opowiadał kolega redakcyjny. - Albo odebrał telefon w Szwecji i podał swoje głosy do typera.

Jedyny temat, który "Rafi" zręcznie omijał to rodzina. "O to proszę zapytać żonę" - odsyłał albo lekko przyciśnięty zdawkowo relacjonował wspólnie spędzone święta czy Sylwestra. Ale podczas nieoficjalnych dyskusji zupełnie niwelował dystans. Kiedy spotkaliśmy się przed sezonem na trasie narciarskiej w Harrachovie, rozmowa zeszła na skoki narciarskie i żużel.
- Żeby usiąść na belce i zjechać później na kreskę trzeba mieć chyba większe jaja niż żużlowiec - dociekałem.
- Nie wiem, bo nie mierzyliśmy - skwitował Dobrucki.
Riposty, żart sytuacyjny i "diabełek w oczach" to znaki rozpoznawcze bodaj najwyższego żużlowca na świecie.

Jakby na ironię, tego pogodnego i rozsądnego zawodnika prześladowały kontuzje. Urazy zdominowały jego historię. Najpierw zastopowały błyskotliwie rozpoczętą karierę (Dobrucki ma na koncie tytuł mistrza Polski juniorów i srebro w młodzieżowych mistrzostwach świata). On jednak uparcie wracał, choć większość ludzi po takich upadkach nawet nie spojrzałaby w stronę motocykla. A zaczęło się prawie 11 lat temu, w listopadzie 2000 r.

"Rafał doznał złamania dwóch kręgów szyjnych, prawdopodobnie dwufazowo czyli w pewnych odstępach czasu. Operacja polegała na usunięciu tych uszkodzonych części kręgów i zastąpieniu ich kością z biodra pacjenta" - tłumaczył na łamach "Tygodnika Żużlowego" profesor Heliodor Kasprzak z kliniki neurochirurgii Akademii Medycznej w Bydgoszczy.

Zabieg został przeprowadzony po kilku miesiącach od powstania kontuzji, bo nikt ich wcześniej nie mógł zdiagnozować. "Rafi" nie spękał. - Każdy uraz bardziej lub mniej mnie wyhamowywał, ale z drugiej strony wywoływał jeszcze większą mobilizację. Myślałem, ile pracy włożyłem przed kontuzją, ile czasu poświęcili trenerzy i mój tata, który na początku kariery robił wszystko wokół moich startów. To wszystko naprawdę sporo kosztowało, ale przez to skłaniało, żeby jednak wrócić. Działo się tak aż do teraz, kiedy zdrowy rozsądek wziął górę nad tym, czego by się chciało - tłumaczył Dobrucki. - Była tylko jedna kalkulacja: z jakim ryzykiem wiążą się moje dalsze starty? Czy zdołam to udźwignąć? Czy będę mógł się przygotować na tyle skutecznie, żeby zacząć na dobrym poziomie i nie kaleczyć. Nie interesował mnie sam powrót, ale także solidna jazda.

- Nie znałem wszystkich szczegółów kontuzji Rafała, których było przecież wiele, prawda? Nie wiem dokładnie, jaki jest teraz jego stan zdrowia. Ale tak, liczyłem się z tym, że podejmie decyzję o zakończeniu kariery - powiedział Hampel. - I bardzo się cieszę, że zaprosił mnie na swój turniej pożegnalny. Będę na pewno! Czy wygram? To już mniej istotne. Tu chodzi o to, że od wielu lat jesteśmy bardzo dobrymi kolegami. I dlatego bardzo chcę być na październikowym turnieju.
- Mam jednego przyjaciela i to właśnie on - powiedział Wojciech Dankiewicz. - Byłem jednym z pierwszych, którzy namawiali go do zakończenia kariery. Wydaje mi się, że nie ma predyspozycji fizycznych do tego sportu. Jest wysoki i bardzie narażony na takie urazy. Rozmawialiśmy i myślę, że podjął właściwą decyzję. Podejrzewam, że w naszych relacjach nic się nie zmieni i dalej będziemy wpadali razem na różne mecze. Ciężko to wszystko tak po prostu porzucić. Życie toczy się dalej, a my musimy ciągnąć ten wózek.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska