Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak radnych oceniają mieszkańcy Żar?

Aleksandra Łuczyńska 68 363 44 60 [email protected]
Radny Franciszek Łuckiewicz podczas ubiegłorocznego spotkania z mieszkańcami ul. Powstańców Wlkp.
Radny Franciszek Łuckiewicz podczas ubiegłorocznego spotkania z mieszkańcami ul. Powstańców Wlkp. fot. Aleksandra Łuczyńska
Wielu ludzi słabo kojarzy radnych miejskich z Żar. Jedynie nieliczni potrafią wymienić dwa, najwyżej trzy nazwiska osób zasiadających w radzie. Zdarzają się jednak i tacy, którzy rajcom sporo zawdzięczają.

- Oleszewski, Talaga, Czerwonajcio... - wymienia jednym tchem pani Danuta. - Więcej nazwisk radnych nie znam. Tych kojarzę jakoś z gazet, zresztą pan Talaga uczył kiedyś mojego syna w szkole, więc wiem, że jest radnym. Nie wiem, czy pomagają ludziom. Ja nigdy nie musiałam żadnego z nich prosić o cokolwiek, ale myślę, że gdyby była taka potrzeba, nie byłoby żadnego problemu.
Nie da się ukryć, że radni - miejscy, gminni czy powiatowi - szczególnie w okresie przedwyborczym, starają się zdobyć serca, a właściwie głosy, jak największej ilości wyborców. Sposobów na to jest wiele. Obietnice, zapewnienia, czyny, gesty, a czasem tylko słowa. Czy zawsze szczere? Czy po wygranych wyborach radni zachowują tak samo? Z tym bywa różnie. O to, jak postępy żarskich radnych oceniają mieszkańcy, zapytaliśmy przechodniów w centrum miasta.

Okazuje się, że często żaranie, zwłaszcza ci młodsi, nie potrafią wymienić choćby jednego nazwiska osoby zasiadającej w radzie. - Nie interesuje się tym wcale, bo to polityka i nie obchodzi mnie to, co się dzieje w tej dziedzinie, nawet, jeśli chodzi o moje miasto - wyznaje Mariusz Olszewski, licealista z Żar. - Radni na pewno są od tego, żeby pomagać, ale rzeczywistość wygląda inaczej. Chodzi im tylko o to, żeby zagarniać diety, a tak naprawdę nie robią dla miasta i jego mieszkańców nic konkretnego.

Innego zdania jest Aneta Bonke, mieszkanka ulicy Powstańców Wielkopolskich, która zapewnia, że na pomoc radnych może liczyć w każdej chwili. Jako przykład opowiada historię sprzed kilku miesięcy, kiedy podczas spotkania, zorganizowanego w ratuszu dla mieszkańców dzielnicy, w której mieszka kobieta, jeden z radnych pożyczył jej niemal trzysta złotych na zapłacenie zaległych rachunków. - To było dokładnie 280 złotych, które pożyczył mi radny Czerwonajcio. Do dziś interesuje się on moją sprawą, dowiaduje się, dopytuje. Wiem, że mogę na niego liczyć. Jeszcze wcześniej mieszkańcom naszego osiedla pomógł radny Łuckiewicz, który pokierował nas, gdy mieliśmy problem ze ściekami, dobrze doradził i wiedzieliśmy, dokąd się udać - opowiada A. Bonke. - Przyznam, że wcześniej nie miałam z żadnym z radnych kontaktów, sądziłam, że można na któregokolwiek z nich liczyć, dziś wiem, że jest inaczej. Dla mnie to nie są radni, ale zwykli ludzie.

Chociaż wielu mieszkańców nie zna radnych, są tacy, którzy z ich porad, pomocy korzystają regularnie. Jak do nich docierają? Bywa, że przychodzą nawet do domu. - Zdarza się, że ktoś wie gdzie mieszkam i przychodzi bezpośrednio do mnie. Problemy są najróżniejsze, ludzie pytają o oświetlenie na ich ulicy, o to kiedy zostanie wyremontowany chodnik. To są sprawy ogólne, które dotyczą danej ulicy. Dyżurów jako takich radni w naszym mieście nie mają - opowiada Kamila Zgolak - Suszka.
Pełni je natomiast przewodniczący rady miasta, Dariusz Grochla, którego można odwiedzić w każdy poniedziałek i w każdą środę od godz. 9.00 w urzędzie miasta, w pokoju nr 11.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska