Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak rosła Palmiarnia

Tomasz Czyżniewski
Kawiarnię w pierwszej, niewielkiej szklarni uruchomiono w 1961 r.
Kawiarnię w pierwszej, niewielkiej szklarni uruchomiono w 1961 r. Fot. Ze zbiorów Tomasza Czyżniewskiego
Ma być o wiele większa i wysoki daktylowiec nie będzie się już przebijał przez dach. Właśnie trwają przygotowania do kolejnej rozbudowy.

Kiedy przyjeżdżają do mnie kuzyni z Torunia, zawsze chcą odwiedzić Palmiarnię. Ja kiedy jadę do nich, idę pod pomnik Kopernika. Każde miasto ma swój łatwo rozpoznawalny punkt, do którego chce się wracać. W Zielonej Górze na pewno jest nim właśnie Palmiarnia. Ile ma lat? Z tym jest kłopot - zależy jak liczymy. Aż 199 lat lub tylko 56.

U pana Gremplera

Nasza wizytówka cudem architektury nie jest. Raczej przypomina szopę na zapleczu, w której właściciel co rusz coś dobudowuje. Może również w tym tkwi jej urok?

Ale zacznijmy od początku i cofnijmy się o niecałe 200 lat. Miasto ze wszystkich stron otaczały winnice. Zabudowa kończyła się tuż za skrzyżowaniem dzisiejszych ul. Kupieckiej z Podgórną. Właśnie niedawno swoją fabryczkę postawił Schadel. Za kilkanaście lat kupi ją belgijski przedsiębiorca Cockerill, który zamontuje w niej pierwszą maszynę parową. To w przyszłości Polska Wełna.

Nas jednak interesuje wzgórze po przeciwnej ulicy. Całkowicie obrośnięte winoroślą należało do kupca Alberta Gremplera. To on w 1818 r. na szczycie pagórka postawił spory dom winiarza, który był podręcznym magazynem dla winnicy. Grempler jeszcze nie był znany w Niemczech. Karierę zaczął robić dopiero w 1826 r., kiedy wraz z Karlem Samuelem Hńuslerem i Friedrichem Gottlobem Försterem założył pierwszą w Niemczech wytwórnię wina musującego. Przez 120 lat firma nosząca jego nazwisko produkowała szampany przy ul. Moniuszki.

A domek? Prawie niezmieniony z zewnątrz przetrwał do dzisiaj. To charakterystyczny budyneczek w środku Palmiarni. Dziś nie przechowuje się w nim narzędzi, chociaż jeszcze po wojnie je w nim trzymano.

Mała szklarnia

Po 1945 r. budynek przejął zakład opiekujący się miejską zielenią. Z tyłu powstała niewielka szklarnia, w której hodowano rośliny dla potrzeb przedsiębiorstwa. Miejsce było ładne, wciąż położne na uboczu. Idealnie nadawało się na klub zakładowy, w którym mogli spotykać się pracownicy. Pomysł okazał się na tyle dobry, że postanowiono urządzić w nim ogólnodostępną kawiarnię. Skończyło się hodowanie roślinek i ustawiono palmy oraz charakterystyczne krzesełka.

I jak to było wówczas w zwyczaju, lokal uruchomiono z okazji 1-go maja. Do pracy ruszyły kelnerki przepasane niewielkimi białymi fartuszkami. Codziennie od 10.00 do 16.00 można było usiąść wśród palm lub na tarasie z widokiem na miasto. - Natomiast wieczorem o 20.00 pod szklanym dachem zabrzmią pierwsze takty ośmioosobowej orkiestry. Zamkną się parasole na tarasie a na parkiecie pośród palm i kwiatów zawirują spódniczki. Dansing trwać będzie do 2.00. Dla nietańczących na piętrze urządzono klub telewizyjny. Położenie kawiarni gwarantuje dobry odbiór. Jest to jeden z najwyższych punktów miasta" - donosiła po otwarciu "Gazeta". Pomyśleć, wtedy jeszcze nie było w naszym mieście wieżowców!

Większa szklarnia

- W porównaniu z dzisiejszą Palmiarnią sala była nieduża. Takiej samej szerokości jak stary murowany domek. Najważniejsza była jednak atmosfera. Chociaż palmy były niewielkie, bardzo przyjemnie się pod nimi siedziało - wspomina Janina Kozłowska.

W Zielonej Grze mówi się, że Palmiarnię, wraz z rosnącymi roślinami, trzeba co 20 lat rozbudowywać i podwyższać. Nie do końca jest to prawdą. Lokal nie po 20, ale po 6 latach okazał się za mały. Wtedy zapadła decyzja o dobudowaniu kolejnego skrzydła. Wiechę na stalowej konstrukcji zawieszono w połowie stycznia 1968 r. Zima i leżący śnieg wstrzymała dalsze prace. Robotnicy czekali tylko na poprawę pogody, by zabrać się za szklenie ścian i sufitu. Inwestycja kosztowała 800 tys. zł. Już wtedy działała w lokalu charakterystyczna fontanna.

Rośliny mogły spokojnie rosnąć, a ludzie mieli się gdzie bawić. Spokój był przez kilkanaście lat. Kiedy palmy zatrzymały się na płaskim, szklanym suficie, zapadła decyzja o podwyższeniu obiektu. W latach 80. Palmiarnia otrzymała skośne dachy. Starczyło to na kolejnych 20 lat. Dziś trzeba ją znów rozbudować, bo najwyższy w Polsce daktylowiec kanaryjski przebił dach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska