Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak rozpracowywano szajkę okradającą zabytki, kościoły i przydrożne kapliczki

Piotr Jędzura 68 324 88 25 [email protected]
fot. Archiwum
Na początku lat 90. zaczęły się kradzieże zabytków. Na naszym terenie działała szajka, trudniąca się okradaniem kościółków, zrujnowanych pałacyków, dworów i przydrożnych kapliczek. Szajka wpadła, ale zleceniodawca do dziś jest nieuchwytny.

Jak wspomina prokurator Jacek Buśko z zielonogórskiej prokuratury okręgowej, lata 90. były okresem nasilenia okradania zabytków. Z przydrożnych kapliczek znikały figury świętych. Były one kradzione również z kościołów w małych miejscowościach. Najczęściej złodzieje wybierali świątynie na wioskach. Były łatwym kąskiem. Tym bardziej, że na ołtarzach i we wnętrzach stały czasem unikatowe dzieła sztuki.

Łupem złodziej padały również ozdobne elementy zrujnowanych zamków, pałacyków czy dworków. - Znikały elementy fasad, donice czy rzeźbione ozdobne części elewacji - mówi prokurator Buśko.

Masowe włamania

W pewnym momencie, na początku lat 90. fala kradzieży zabytków pojawiła się w naszym regionie. Zaczęły masowo znikać figury świętych z przydrożnych miejsc kultu. Kradzieże ogarnęły też kościółki w regionie. Złodzieje dostawali się do wnętrz niszcząc drzwi. Jeszcze większe szkody wyrządzali wyrywając z ołtarzy figury lub elementy rzeźbione nieodwracalnie niszcząc je.

Policja prowadziła śledztwo. - To było bardzo trudne zadanie - mówi prokurator Buśko. Złodzieje doskonale wiedzieli, co mają ukraść. W dodatku było podejrzenie, że nie są mieszkańcami regionu. Kradzieży przybywało, a po złodziejach nie było śladu. Okradali świątynię za świątynią, grabili zabytkowe ruiny czując się bezkarnie. Policja była bezsilna.

Sprawa ograniczała się do przyjęcia kolejnego zgłoszenia dotyczącego kradzieży. Policja prowadziła jednak cały czas intensywne poszukiwania sprawców. Nadal nie było niestety żadnych świadków. Złodzieje działali niezwykle sprawnie. Włamywali się pod osłoną nocy. W kościołach nie było alarmów czy monitoringu, co ułatwiało kradzieże.

Pomógł przypadek

Śledztwo ruszyło na dobre przez przypadek. Nowosolscy policjanci zatrzymali do kontroli busa. Okazało się, że były nim przewożone figury świętych. Mężczyźni z busa nie potrafili jednak powiedzieć skąd je mają. Nie mieli żadnych dokumentów mówiących o ich pochodzeniu. Zostali zatrzymani. - Wtedy okazało się, że są członkami szajki, która zajmowała się okradaniem zabytków - mówi prokurator Buśko.

Bardzo szybko ustalono, że są sprawcami wielu kradzieży w naszym regionie. To oni wyrywali i wywozili figury świętych z przydrożnych kapliczek. Okradali świątynie oraz zrujnowane zabytki. - Działali na zlecenie osoby z zagranicy, doskonale wiedzieli, co mają ukraść - wspomina prokurator Buśko. Zleceniodawca wcześniej jeździł po regionie i składał im konkretne zamówienie wskazując przedmioty, które mają ukraść. Złodzieje wykonywali robotę. Potem dostarczali skradzione zabytki w ustalone miejsca.

Wtedy okazało się, że prokurator natrafił na kolejny problem w śledztwie. - To był brak wyceny skradzionych rzeczy - mówi prokurator Buśko. Do końca nie było pewne ile włamań mają na swoim koncie członkowie szajki. Niewiadomą były również przedmioty, które rabowali. Wiele z kościołów nie miało ani jednego spisu zabytków, czy choćby ich fotografii. Brakował ich również wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków.

Powołano zespół biegłych z ówczesnego ministerstwa kultury w Warszawie. Za swoją pracę wzięli oni 10 tys. zł. To na tamte czasy były kwota olbrzymia. Na zlecenie przygotowania dokumentacji za tak duże pieniądze zgodę musieli wydać prokuratorzy okręgowy i apelacyjny. - Dzięki temu powstała bardzo bogata dokumentacja, później wykorzystana nawet do własnych celów przez jej twórców - mówi prokurator Buśko.

Proces i wyroki

Ruszył proces. Śledztwo zostało podzielone na dwie części. Jedna dotyczyła kradzieży figur świętych, druga okradania zabytkowych zrujnowanych obiektów. - Sądy skazał wszystkich członków złodziejskiej szajki - mówi prokurator Buśko. Były to osoby z okolic Poznania i Krakowa, oraz woj. dolnośląsiego, które wcześniej nie miały konfliktu z prawem. Nie znali się na sztuce. Byli bezrobotnymi wykonującymi polecenie zleceniodawcy, pobierając za to drobne opłaty.

Zleceniodawca nie został zatrzymany. Dane ustalono podczas śledztwa. Mimo tego nie natrafiono na jego trop. - Jest wydany list gończy za tym obcokrajowcem - mówi prokurator Buśko. Możliwe jednak, że członkowi szajki podali fałszywe dane, lub ich nie znali. Odbiorca mógł celowo przedstawić się im inaczej, podając fałszywe dane w obawie przed wpadką.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska