Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak świętują lubuscy żołnierze biorący udział w zagranicznych misjach

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
W czasie wielkanocnego śniadania w bazie Lima pod Karbalą w 2004 r. nie zabrakło oczywiście gotowanych na twardo jajek
W czasie wielkanocnego śniadania w bazie Lima pod Karbalą w 2004 r. nie zabrakło oczywiście gotowanych na twardo jajek fot. Dariusz Brożek, archiwum mjr Grzegorza Kalici
Na zagranicznych misjach wielkanocnym akcentem są posiłki, nabożeństwa i polewanie wodą w śmigus-dyngus. Mimo świąt, żołnierze uczestniczą w patrolach, biorą udział w akcjach bojowych i są ostrzeliwani przez islamskich rebeliantów.

Ppor. Agnieszka Lichtańska nigdy nie zapomni swoich ostatnich Świąt Wielkiej Nocy. To był jej pierwszy dzień służby w bazie Fob Warrior w Afganistanie. Przyleciała tam śmigłowcem transportowym chinook. Z kilkugodzinnym poślizgiem. - Było już za późno na śniadanie. Głodna spać nie poszłam, bo kolegom z poprzedniej zmiany została jeszcze kiełbasa i szynki, które dostali w paczkach - opowiada.

Dyngus dla ochłody

Pani podporucznik jest specem od łączności. W lany poniedziałek dała się zaskoczyć strażakom, którzy jeździli po bazie cysterną i oblewali wodą kogo popadnie. Temperatura sięgała 30 stopni, dlatego nikt specjalnie przed nimi nie uciekał. Talibowie ,,gorąco'' przywitali nową zmianę polskich żołnierzy. Nad ranem ostrzelali bazę rakietami. Atak był tylko jeden. Dlatego uznali, że święta były bardzo spokojne.

Sześć lat temu podpułkownik Tomasz Biedziak był kapitanem. Teraz dowodzi batalionem w międzyrzeckiej brygadzie, wtedy był zastępcą dowódcy tzw. batalionowej grupy bojowej w Iraku. To była jego pierwsza misja. I pierwsza Wielkanoc poza domem. Jak wspomina święta? Prawie całą Wielką Niedzielę przespał. Rano wrócił ze swoimi żołnierzami z ratusza w Karbali, gdzie przez całą dobę odpierali ataki muzułmańskich rebeliantów. - Zjedliśmy tylko śniadanie i poszliśmy spać - opowiada.

Żur był z domu

Jedynym wielkanocnym akcentem było właśnie śniadanie. W Iraku żołnierze jedli posiłki w stołówkach prowadzonych przez amerykańskie firmy cateringowe. Jadłospis mają urozmaicony, do wyboru jest po kilkanaście dań, ale - jak zaznaczają nasi rozmówcy - wszystkie smakuje tak samo. Dlatego święta na misji kojarzą im się z przywiezioną z Polski białą kiełbasą i żurkiem. - Poza posiłkiem to był normalny dzień. Obudziłem się po południu. Zadzwoniłem do żony, złożyłem jej życzenia. Mieliśmy trzy minuty na rozmowę. Potem pojechałem na patrol - wspomina międzyrzecki oficer.

Po świątecznym śniadaniu z bazy Lima pod Karbalą wyjechali zwiadowcy dowodzeni przez kpt. Grzegorza Kaliciaka, który obecnie jest już majorem i zastępcą ppłk T. Biedziaka. Obsadzili ratusz, czyli City Hall. - Pierwszy dzień świąt spędziliśmy na dachu. Byli ze mną między innymi Artur Mielczarek i Łukasz Owczarek. To doskonali żołnierze. Przez radiostację wysłuchaliśmy wielkanocnych życzeń złożonych przez generała Edwarda Gruszkę. I tyle mieliśmy ze świętowania - opowiada.
To była bitwa

Budynek był ostrzeliwany przez milicjantów mułły Muktady al Sadra, terrorystów z Al. Kaidy i pospolitych bandziorów. Tydzień wcześniej międzyrzeczanie stoczyli tam największą bitwę w powojennych dziejach naszej armii. Przez trzy dni odpierali kolejne szturmy muzułmańskich fanatyków. Szyici obchodzili wtedy swoje najważniejsze święto - aszurę. Opłakiwali męczeńską śmierć Husajna ibn Alego, wnuka samego Mahometa, który poległ w 680 r. w bitwie pod Karbalą.
- Dlatego Karbala jest ich świętym miastem. Na uroczystości przyjechało wtedy pięć milionów pielgrzymów. Miejscowi rebelianci postanowili to wykorzystać do wzniecenia antykoalicyjnego powstania. Po kolei zajmowali wszystkie urzędy i posterunki lokalnej policji. Tylko ratusza nie zdobyli - opowiada ppłk T. Biedziak.

Przed rokiem za obronę ratusza G. Kaliciak dostał Buzdygana. To nagroda za żołnierski hart i zarazem jego najcenniejsza pamiątka z Wielkiego Tygodnia sprzed sześciu lat. Znacznie spokojniejsza była Wielkanoc w 2007 r., którą oficer spędził w bazie Al Kut w Iraku. Było nabożeństwo, życzenia oraz wielkanocne przysmaki, czyli jajka na twardo i biała kiełbasa z chrzanem. Jankesom przypadły do gustu polskie zwyczaje wielkanocne. Najbardziej śmigus-dyngus. Biegali z wiadrami wody po bazie i oblewali nią sojuszników.

Na mszę nasi żołnierze poszli z palmami. Jak najbardziej oryginalnymi. W Al Kut nie było bukszpanu czy wierzb. Dlatego... ogołocili z liści kilka drzew palmowych i poszli je poświęcić.
Za rok wielu Lubuszan spędzi święta na kolejnej misji w Afganistanie. Już jesienią polecą tam żołnierze ze Świętoszowa, a wczesną wiosną zmienią ich międzyrzeczanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska