Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wędliny kuszą klientów?

Anna Słoniowska, 68 324 88 53, [email protected]
- Szukamy drobnych rzeźników, którzy firmują się swoim nazwiskiem – tłumaczą Ewa i Piotr Duberowie
- Szukamy drobnych rzeźników, którzy firmują się swoim nazwiskiem – tłumaczą Ewa i Piotr Duberowie Mariusz Kapała
W tym sklepie czas się zatrzymał. - Mówią o nas antykwariat mięsny, ale nam to nie przeszkadza. Wędliny są tu od 105 lat i chcemy, żeby tak zostało - tłumaczą Ewa i Piotr Duberowie.

Wszystko jest takie jak ponad wiek temu. Oryginalne, ręcznie malowane kafelki, przednia lada zrobiona z kryształowej szyby, nawet niektóre narzędzia. Kilka noży, stary topór i wysłużone, cynowane haki ciągle spełniają swoje zadania. Ewa i Piotr Duberowie nie chcą i nie mogą niczego zmieniać. Nad kamienicą czuwa konserwator zabytków.
Jesteśmy w sklepie tuż przed otwarciem. Ewa Duber rozkłada wędliny. Przed świętami ruch zawsze jest większy. Czasem nie przesypia się nocy. Właściciele zaopatrują się w towar wyłącznie w małych, sprawdzonych masarniach, których szukają nawet poza granicami województwa. - Nasz sklep jest wyjątkowy i to, co w nim sprzedajemy, również - tłumaczy Piotr Duber, który zabiera nas w małą podróż w czasie.

- Cały budynek postawił w 1906 roku niemiecki rzeźnik. To pomieszczenie od początku było przeznaczone na sklep. Mamy tu obieg grawitacyjny, taki jak w międzyrzeckich bunkrach. Dzięki temu do dziś czuć ruch powietrza. A nad sklepem była ogromna markiza, która dawała cień. Słońce jest mile widziane na plaży, ale nie w sklepie mięsnym. Wędlina lubi półmrok i powietrze. Tutaj było jedno i drugie.

Wchodzimy w podwórze kamienicy. Podobno właśnie tutaj niemiecki rzeźnik bił świnie, a w niewielkim pomieszczeniu gospodarczym, gdzie dziś przyjmuje szewc, była masarnia.
Piwnica natomiast służyła jako magazyn. - Wtedy nie było ani lodówek, ani zamrażalek - zauważa Duber. - Zimą jechało się wozami zaprzęgniętymi w konie na skute lodem jezioro. Mężczyźni mieli specjalne piły, którymi wycinali bloki lodu. Takie pokłady zmarzliny otulało się trocinami i wrzucało do piwnicy. Rzeźnik przez cało lato chłodził tym wędliny.

Po wojnie sklep stał się własnością państwa. Wtedy za ladą stanęła mama Ewy Duber. Przez lata zaopatrywała się tu przede wszystkim milicja. Ustrój się jednak zmienił. Mama obecnej właścicielki nie wahała się i skorzystała z prawa pierwokupu. W taki sposób sklep przeszedł w ręce Duberów i znów stał się rodzinnym interesem.

Pani Ewa jest z wykształcenia technikiem budowlanym, jej mąż skończył automatykę i metrologię, ale ani przez moment nie pomyśleli o przebranżowieniu sklepu. O szynkach, kiełbasach i schabie małżeństwo wie wszystko i chętnie dzieli się swoją wiedzą z klientami.

Opowieść przerywa nam szarpnięcie za klamkę. Sklep jest jeszcze zamknięty, ale pan Marian jest zawsze mile widziany. Codziennie przywozi świeże pieczywo. Ewa Duber tradycyjnie zawija w papier dwie kiełbasy i podaje je dostawcy. - To na śniadanie - tłumaczy.

"Schabik" ma swoich wiernych klientów, którzy od lat przychodzą tu po wędliny. Dlaczego? - Wysoka jakość, nietypowe mrożonki i od początku żadnej wpadki - wyjaśnia pani Karolina. - Przychodzę tu od dziesięciu lat, a może dłużej i zawsze wędliny mają ten sam, niepowtarzalny smak.
Pani Karolina rozmawia z nami, kupuje i... ucina sobie krótką pogawędkę z właścicielką. Tak tu właśnie jest. Bez pośpiechu, dokładnie jak 105 lat temu.

Renoma sklepu wyszła już poza granice kraju. - Nasze produkty trafiły do Chin, Japonii, Indii i na Tajwan - wylicza Duber. - Dużo kupują Niemcy i Szwajcarzy. A nasza podsuszana kiełbasa była nawet na wyprawie z polarnikami.
Jaki jest sekret sklepu Duberów? - Nie kupujemy u bezosobowych molochów. U nas pod każdą wędliną podpisuje się konkretny rzeźnik, który dba o to, żeby bukiet smakowy był zrobiony z tradycyjnych przypraw, tych, których używa się z dziada na pradziada - zdradza pan Piotr.

- Patrzymy przede wszystkim na to, czy jest chemia, czy nie. A nas się nie oszuka. Wystarczy wejść do magazynu z przyprawami i wszystko staje się jasne. No i nasze mięso to mięso, a nie sztucznie nadmuchane wędliny.
Dla Piotra Dubera jakość wyrobów to niemal spraw honoru. W końcu jego dziadek był rzeźnikiem.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska