Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wygląda dziś lubuski rynek pracy? Tak ocenia go Audit HR z Gorzowa

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
Szacuje się, że w Lubuskiem jest około 35-40 tys. Ukraińców (tak podają nam stowarzyszenia, które pomagają naszym wschodnim sąsiadom).
Szacuje się, że w Lubuskiem jest około 35-40 tys. Ukraińców (tak podają nam stowarzyszenia, które pomagają naszym wschodnim sąsiadom). Pixabay
Pracownicy z Ukrainy mogą już nie wystarczyć do obsadzenia miejsc w zakładach, a Polacy znów będą wyjeżdżać za chlebem za granicę. Tak mogą wyglądać najbliższe miesiące na rynku pracy. – Jeśli ustabilizuje się rynek płac i zaczniemy inwestować, wtedy ten rok nie musi być jednak taki zły – mówią eksperci od rynku pracy. Jak on aktualnie wygląda w Lubuskiem?

- Kilka lat temu mieliśmy do czynienia z pogłębiającym się rynkiem pracownika, ale nie mieliśmy tylu wyzwań, z jakimi musimy borykać się dzisiaj. Wtedy było wiadomo, że jeśli nastawimy się na pracowników z Ukrainy, na pewno będzie lżej. Dzisiaj ta sytuacja jest bardziej skomplikowana – mówi Violetta Panasiuk-Strzyżewska, prezes Audit HR, gorzowskiej firmy zajmującej się rekrutacją pracowników. W ostatni weekend stycznia przedstawiła, jak wygląda sytuacja na lubuskim rynku pracy.

Pracodawcy wciąż szukają pracowników

W porównaniu z poprzednimi latami w naszym regionie jest coraz mniej ofert pracy. Na koniec listopada zeszłego roku we wszystkich lubuskich urzędach pracy było ich 1 821. Dla porównania: rok wcześniej było ich ponad 3 tys., a w listopadzie 2018 – ponad 4 tys.

- Liczba ofert pracy zmniejsza się, ale nie na tyle, żeby powiedzieć, iż pracodawcy nie poszukują pracowników. Oni dalej ich szukają – mówi V. Panasiuk-Strzyżewska.

Firmy poszukają pracowników, bo bezrobocie w naszym regionie jest coraz niższe i w zasadzie „kosmetyczne”. Jeszcze dwa lata temu stopa bezrobocia wynosiła 6,1 proc. i był to taki sam odsetek jak w Polsce. Teraz stopa bezrobocia jest nawet niższa niż w kraju. W listopadzie wynosiła 4,3 proc. (przy 5,1 proc. w Polsce). W Gorzowie było to tylko 2,2 proc., a w Zielonej Górze – 2,5 proc.

- Nie można na razie liczyć, że popyt na pracowników wypełnią bezrobotni – mówi Panasiuk-Strzyżewska. Podkreśla jednak, że sytuacja może się w tym roku zmienić: - Do końca 2022 „toczyła się kula śnieżna”. 2023 jest znakiem zapytania – mówi. Bezrobocie może więc wzrosnąć.

Będzie fala emigracji?

Firmy mogą mieć kłopot z rekrutacją nowej kadry, bo nie dość, że mamy niż demograficzny, to jeszcze młodzi coraz częściej mówią, że chcą wyjechać za granicę.

- Raty kredytów, które mocno poszły w górę, powodują, że wiele młodych osób mówi o wyjeździe. Ci, którzy mieli ratę na poziomie 3 tys. zł, a nawet 5 tys. zł i im ona wzrosła dwukrotnie, nie są w stanie jej spłacić – mówi V. Panasiuk-Strzyżewska.

Już teraz widać po statystykach, że saldo migracji na pobyt stały (czyli bilans Polaków wracających z emigracji do tych wyjeżdżających) wyraźnie spada. W pierwszym półroczu w Lubuskiem wynosiło ono tylko 38 osób na korzyść powracających (a dla porównania w całym 2019 były to 144 osoby).

- Tendencja jest jednak mocno spadkowa i w 2023 więcej Polaków wyjedzie niż wróci – przewiduje prezes Audit HR.
Jednocześnie w Lubuskiem, podobnie jak w całym kraju, przybywa emerytów. W 2018 w naszym regionie było ich 249,5 tys., a już trzy lata później ta liczba wynosiła 257,1 tys. A to też uszczupla liczbę potencjalnych pracowników.

Z jednej strony firmy muszą się mierzyć z problemem zmniejszającej się liczby osób na rynku pracy, z drugiej strony problemem może być też kwestia wynagrodzeń. Z ubiegłorocznego Lokalnego Raportu Płacowego firmy Audit HR wynika, że płace wzrosły w o 8,41 proc. (w całej Polsce o 10,32 proc.). Tymczasem inflacja jest dwucyfrowa (średnioroczna w 2022 wynosiła 14,4 proc.). I ma to wpływ na to, jakie decyzje podejmują pracownicy. Spośród tych, którzy sami decydują się zwolnić z pracy, około 50 proc. robi to, bo otrzymuje oferty pracy z wyższym wynagrodzenie, a około 40 proc., bo decyduje się na wyjazd za granicę.

- To wskazuje, że saldo migracji będzie ujemne – mówi V. Panasiuk-Strzyżewska. Zwraca jednak uwagę na to, że „na ten moment coraz mniej osób chce zmieniać pracę”. – Jeśli ktoś ma kredyty i stabilną pracę, to zmieni ją tylko wtedy, gdy wynagrodzenie będzie wyższe – dodaje.

Pracodawcy będą pewnie mierzyć się też z kompresją płacową, czyli tym, że kandydaci do pracy, często absolwenci, będą chcieli zarabiać więcej niż dotychczasowi pracownicy.

Pracowników nie ma w nadmiarze

A kogo w tym roku najczęściej mogą poszukiwać pracodawcy? Lista specjalistów jest długa. Według Barometru Zawodów na rynku pracy w Lubuskiem brakuje m.in. budowlańców, kierowców autobusów, kucharzy, listonoszy, nauczycieli, pielęgniarek, spawaczy, sprzedawców czy ślusarzy. Oni pracę powinni znaleźć najszybciej.

W nieco gorszym położeniu są m.in. architekci, cukiernicy, elektronicy, fryzjerzy, kosmetyczki, murarze czy pracownicy biurowi. Ich jest akurat tylu, ilu potrzebuje rynek pracy.

Z punku widzenia pracownika pocieszające może być to, że nie ma w Lubuskiem zawodów, których przedstawicieli byłoby w nadmiarze.

Nie oznacza to jednak, że pracodawcy będą masowo zatrudniać chętnych do pracy. Wojna na Ukrainie czy inflacja odciskują piętno na gospodarce.

– Nie wiemy, jak długo to potrwa, jakie będą skutki. Przedsiębiorcy patrzą z obawą i boją się zatrudniać dużą liczbę pracowników, bo później nie chcą ich tracić czy zwalniać. A jeśli nie będą mieli zamówień, zleceń, nie będą mieli produkcji, to będzie skutkowało zwolnieniami. Inflacja, zwyżki cen energii, kredytów powodują, że jest niepewność – mówi nam Emilia Kamińska, wiceprezes Audit HR.

- My wiemy, że inflacja przyhamowuje, ale w firmach nie ma pewności, czy ludzie zaczną kupować towary. Jest spadek produkcji w branży RTV, branży drzewnej, branży AGD. Część firm wstrzymuje inwestycje – dodaje w rozmowie z nami V. Panasiuk-Strzyżewska. Zasiewa jednak ziarno optymizmu. – Jeśli inflacja zacznie się stabilizować, zmniejszać, jeśli ustabilizuje się rynek płac i firmy zaczną inwestować, wtedy ten rok nie musi być zły.

Nie każdy Ukrainiec pracuje

W związku z sytuacją na rynku pracy firmy jeszcze bardziej będą musiały więc sięgnąć po pracowników z Azji, np. Bangladeszu czy Nepalu.

– Ukraińcy już nie wystarczą, by nas wspomóc – mówi Violetta Panasiuk-Strzyżewska.

Szacuje się, że w Lubuskiem jest około 35-40 tys. Ukraińców (tak podają nam stowarzyszenia, które pomagają naszym wschodnim sąsiadom). Audit HR w drugim półroczu zeszłego roku, a więc już po wybuchu wojny, postanowił przeanalizować, kto przyjeżdża do naszego regionu. Dane są bardzo ciekawe…

To, że zdecydowaną większość obywateli Ukrainy stanowią kobiety, nie powinno nikogo dziwić, bo słychać to na ulicach lubuskich miast. Zaskakujące może być jednak to, że kobiety stanowią aż 80 proc. przyjeżdżających do naszego regionu. Zdecydowana większość z nich to panie po 40. roku życia.
- To kobiety, które mają odchowane dzieci. Przyjeżdżają do nas i idą do pracy – mówi prezes Auditu.

Jeśli chodzi o ukraińskich mężczyzn, to – statystycznie – są oni starsi od przybywających do Lubuskiego kobiet. Około 70 proc. z mężczyzn skończyło już co najmniej 62 lata. Poniżej 62. roku życia jest tylko 30 proc. panów. Lubuskie firmy cały czas poszukują ukraińskich mężczyzn do pracy. Ich jednak już brakuje.

Spośród przebywających w Lubuskiem Ukraińców i Ukrainek za pracą przyjechało 60 proc. Ich obecność ma więc powód głównie zarobkowy. Tylko 10 proc. z tej grupy chce osiąść w Lubuskiem na stałe.

A co z pozostałymi 40 proc. naszych sąsiadów? Oni przyjechali do Polski na przeczekanie wojny. Wśród Polaków może panować przekonanie, że Ukraińcy są biedniejsi od nas. Tymczasem dwóch na trzech z tych, którzy przyjechali do nas przeczekać agresję, jest samodzielnych.

- To ci, którzy mają pieniądze. Sami wynajmują mieszkanie i sami się utrzymują. Najczęściej to rodziny z dziećmi lub z rodzicami – mówi Panasiuk-Strzyżewska. Dodaje, że w tej grupie jest spora część, która – mimo posiadania pieniędzy na utrzymanie – decyduje się iść do pracy.

- Wśród pracowników z Ukrainy najwięcej jest pracowników produkcji – wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych. Są też spawacze, montaży, elektrycy, elektromechanicy. Przyjeżdżają też osoby z wykształceniem inżynierskim i one również pracują – mówi nam Emilia Kamińska, wiceprezes Audit HR.

Nie wszyscy Ukraińcy są jednak bogaci. 35 proc. z tych, którzy przyjechali do nas przeczekać wojnę, a więc 10 proc. z ogólnej liczby, to osoby wymagające pomocy. W tej grupie zdarzają się nawet osoby, które, choć są zdolne do pracy, to jej nie podejmują.
Warto odnotować, że fale imigrantów Lubuskie ma już za sobą. Kto miał możliwość uciec przed wojną, zrobił to już kilka miesięcy temu.

Czytaj również:
Jak czuć się dobrze w pracy? O tym rozmawiali na Gorzowskim Forum Gospodarczym

Zobacz wideo: Strefa Biznesu - Sytuacja na rynku gastronomicznym

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska